"Belgijskie Twin Peaks" z 17 mieszkańcami. Wymarłe miasto atrakcją turystyczną
Kiedyś tętniło tam życie, dziś hula wiatr. A wszystko przez błędne decyzje urzędników. Belgijskie miasteczko Doel to dla turystów i fotografów atrakcja taka, jak Czarnobyl. Wymarłe i trochę przerażające. - Wygląda, jakby doszło tu do wielkiej katastrofy - mówił jeden z odwiedzających Doel.
Miasto-widmo leży 30 kilometrów na północ od portu w Antwerpii. Prawie pół wieku temu eksmitowano z niego mieszkańców: najpierw w związku z budową elektrowni atomowej. Kolejnym powodem była planowana rozbudowa portu, która jednak do tej pory się nie rozpoczęła.
Choć belgijskie władze po raz kolejny mówią o mających wkrótce ruszyć pracach budowlanych, w Doel już mało kto w nie wierzy.
- Najpierw wyjechali starsi, którzy po zamknięciu sklepów nie mieli jak zaopatrywać się w żywność. Potem dołączyli do nich młodzi, bo zamknięto szkołę - opowiadał brukselskiej korespondentce Polsat News, Dorocie Bawołek Frank Peters, mieszkaniec Doel.
We're back in Doel, 1 year on and the final leg of the Belgium tour. #urbxtreme #urbex #abandoned #abandoned_junkies #lg_urbex #tv_urbex #a… pic.twitter.com/Z9zEP410nz
— Mark Lloyd (@theduckend) August 22, 2017
17 mieszkańców
Obecnie Doel liczy 17 mieszkańców. W latach 70. było ich 1500.
- Szkoda mi tych mieszkańców, którym odebrano domy bez sensu, bo port nie powstał - stwierdziła Marie, jedna z odwiedzających miejscowość turystek.
Niewielkie miasteczko szybko stało się turystyczną atrakcją i zyskało miano "belgijskiego Twin Peaks". Zakochali się w nim uliczni artyści, w tym graficiarze z Polski i fotografowie z całego świata.
- Wszystko wydaje się z pozoru stare i puste, ale gdy wejdzie się do środka tych domów to wcale tak nie jest. Choć to jest zabronione, to dla nas prawdziwa zabawa - mówił Carlos, fotograf odwiedzający Doel.
ZOBACZ: Zamalowane murale z warszawskiej Pragi zostaną zrekonstruowane
"Wygląda, jakby doszło tu do katastrofy"
Nie wszyscy są jednak pozytywnie nastawieni do tego typu "atrakcji turystycznej". Dopiero niedawno zabito deskami okna i drzwi, gdyż goście miasteczka stali się zbyt zachłanni.
- Trochę tu strasznie. Wygląda, jakby doszło tu do wielkiej katastrofy, z której cało wyszło tylko kilku mieszkańców - podkreślił turysta Marc.
"Tu wciąż dudni życie"
Z kolei mieszkańcy Doel, mimo wszystko nie zamieniliby miasteczka na żadne inne miejsce.
- Można słuchać śpiewu ptaków. Tu wciąż dudni życie, a najlepiej słychać je w wietrze, który czasem szaleje w porcie obok - puentuje Frank Peters.
WIDEO: Korespondentka Polsat News Dorota Bawołek odwiedziła wymarłe miasto z kamerą:
Czytaj więcej