Podczas porodu lekarze złamali dziecku nogę
Podczas porodu w szpitalu w Sulęcinie lekarze złamali noworodkowi nogę. Rodzice nie rozumieją jak mogło do tego dojść, skoro podczas zabiegu cesarskiego cięcia nie doszło do żadnych komplikacji. Ich syn pierwszy okres życia spędził z nóżkami umieszczonymi na specjalnym wyciągu. Rodzce boją się, że może mieć problemy z chodzeniem. Zobacz reportaż "Interwencji".
Państwo Sosnowscy mieszkają w Rzepinie koło Gorzowa Wielkopolskiego. Od porodu ich synka Eryka minęły ponad 4 miesiące. Mimo to emocję nadal nie pozwalają zapomnieć o zdarzeniach z 16 lipca. Podczas porodu w szpitalu w pobliskim Sulęcinie lekarze złamali noworodkowi nogę.
"Synek cierpiał"
- Od początku wiedzieliśmy, że będzie cesarskie cięcie, bo mały był odwrócony miednicowo. Zabieg odbył się bez komplikacji, w czasie operacji słyszałam słowo "nóżka". Na sygnale syn został przewieziony do szpitala w Zielonej Górze. Mąż pojechał, ja zostałam sama – wspomina Alicja Sosnowska, mama Eryka.
- Prawdopodobnie chodzi o dźwignię przy wydobywaniu płodu ułożonego inaczej, w przypadku położenia miednicowego, chwytamy za kończynę. Tutaj nie było żadnego problemu z wydobyciem – zapewnia Marek Zaręba, lekarz, wicedyrektor szpitala w Sulęcinie, gdy pytamy go o to, w jakich okolicznościach może dojść do złamania nogi noworodka podczas cesarskiego cięcia.
Okazało się, że złamana została prawa kość udowa. Aby nóżka równo się zrosła, a miednica nie uległa odkształceniu, dziecko musiało być na wyciągu. Rodzice nie mają wątpliwości, że ich synek w tym czasie cierpiał.
"Nie jest to błąd lekarski, to powikłanie"
- Syn był na wyciągu. Chodziło o to, żeby się równo zrosło. Po pół kilo na każdą nóżkę obciążało. Wyglądało to strasznie – wspomina Eryka.
Sprawę początkowo badał lubuski Narodowy Fundusz Zdrowia. Szpital wyjaśnił, że doszło do zdarzenia niepożądanego. Jednak co kryje się za tym tajemniczym określeniem rzeczniczka NFZ-tu nie jest nam już w stanie wyjaśnić.
- Otrzymaliśmy informację, że podczas cesarskiego cięcia był pełen skład lekarzy i spełnione były wszystkie warunki. Informację, jakie otrzymaliśmy to to, że było zdarzenie niepożądane. Wytłumaczy to panu dyrektor szpitala – mówi Joanna Branicka z NFZ w Zielonej Górze.
WIDEO: "nie jest to błąd lekarski, to jest powikłanie" - tłumaczą lekarze
- Jest to dla nas zaskoczenie, u nas pierwszy raz to się zdarzyło. Nie jest to błąd lekarski, to jest powikłanie - przekonuje Marek Zaręba, wicedyrektor szpitala w Sulęcinie.
"Mamy obawy, czy będzie normalnie chodził"
Po dwóch tygodniach noworodek wrócił do domu. Rodzice chłopczyka mają jednak obawy, że ich dziecko może być w przyszłości niepełnosprawne. Dlatego jeszcze w lipcu zawiadomili prokuraturę w Sulęcinie. Ta nikogo nie przesłuchując, odmówiła wszczęcia śledztwa.
- Mam obawy, czy syn będzie normalnie chodzić, czy nie będzie kuśtykać. Złożyłem zażalenie nma odmowę wszczęcia śledztwo i czekam do dnia dzisiejszego na odpowiedź. Dziwne, że odmówili nie badając sprawy, nie został powołany biegły lekarz – tłumaczy Mateusz Sosnowski.
Postanowiliśmy sprawdzić w prokuraturze, co dzieje się ze złożonym zażaleniem. I tu niespodzianka. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, zostaliśmy poinformowani, że prokuratorzy zmienili zdanie.
ZOBACZ: 22-latka wjechała w drzewo. Zginęło kilkumiesięczne niemowlę
- Prokuratura uwzględniła zażalenie pokrzywdzonych i postępowanie jest w toku. Faktycznie nie można nie przyznać pokrzywdzonym racji – informuje Paulina Błaszkiewicz z Prokuratury Rejonowej w Sulęcinie.
- Będziemy się starać, żeby wyjaśnić jak do tego doszło, chcielibyśmy uzyskać odszkodowanie za cierpienie syna i za to, co przeżyliśmy – dodaje Mateusz Sosnowski.
Czytaj więcej