Oszukane kobiety walczą o sprawiedliwość. Reportaż "Interwencji"

Polska
Oszukane kobiety walczą o sprawiedliwość. Reportaż "Interwencji"
"Interwencja"
Oszust wykorzystuje kolejne kobiety. Miał wyłudzić już ponad milion zł.

Historia kilku oszukanych kobiet jest nieprawdopodobna. Niespełna 30-letni mężczyzna bezkarnie naciąga kobiety w całej Polsce w sposób perfidny, oszustwo jest dopracowane w każdym szczególe. Udaje bogatego biznesmena, opiekuńczego partnera i potencjalnego opiekuna niepełnosprawnych dzieci. Ostatecznie okazuje się, że jest oszustem wręcz doskonałym. Wyłudził ponad milion złotych i nadal oszukuje.

Historia zaczyna się na Dolnym Śląsku. Bohaterkami tej opowieści są młode, piękne i zaradne kobiety. Łączy je to, że są samotnymi matkami, i że padły ofiarą pozbawionego uczuć oszusta - Kamila Ż. z Kłodzka, który łącznie wyłudził od nich ponad milion złotych.

 

Naciągał bez skrupułów

 

- Ujął mnie podejściem do mojego dziecka. Teraz się śmieję, że mój partner i potencjalny ojciec mojego dziecka kosztował mnie pół miliona - mówi Natalia Jaworska, oszukana przez Kamila Ż.

 

- Przekonał mnie tym, że był zaabsorbowany moim niepełnosprawnym dzieckiem i tym mnie przekonał. Organizował wyjazdy po lekarzach, rehabilitantach - mówi z kolei reporterom "Interwencji" pani Anna.

 

ZOBACZ: Ciało Angeliki leżało 18 lat w piwnicy pod betonową posadzką. Reportaż "Interwencji"

 

To właśnie pani Anna z Dolnego Śląska jest jedną z pierwszych ofiar Kamila Ż. Z niespełna 30-letnim oszustem spotykała się w przez 12 miesięcy od czerwca 2015 roku.


Dzisiaj boi się pokazywać twarzy. W małej miejscowości wciąż jest wytykana palcami jako dziewczyna naciągacza i oszusta.

 

- Odkąd zaczęliśmy razem mieszkać, zaczęły przychodzić do mnie różne wiadomości. Przychodzili jego znajomi, że jest im winien pieniądze. Nawet po kilka tysięcy, bo mieli robić wspólny interes - mówi pani Anna.

 

Panie Natalia i Marta mieszkają w okolicach Warszawy.

 

Mówił o udziałach w kasynie

 

- Na pierwszym spotkaniu on mówił, że lubi siebie, że wymienił organy w kościele, bo jest osobą wierzącą. Powiedział, że ma udziały w kasynie w Batumi - mówi pani Marta, oszukana przez Kamila Ż.

 

- Pokazywał mi rodziców na zdjęciach. Firmę, którą rodzice prowadzą w Niemczech. Wszystko się zgadzało – opowiada pani Natalia.

 

- W lutym 2019 roku okazało się, że mój tata ma raka i on nagle powiedział, że jego tata przedłużył życie babci o kilkanaście lat, bo załatwił miejsce w klinice w Niemczech i może nam pomóc. Zaczęły się wpłaty po 17 tysięcy, żeby zaczęły się rozmowy. Po 14 tysięcy - na miejsce - mówi pani Marta.

 

ZOBACZ: Samochodowy "biznes" Sławomira K. Reportaż "Interwencji"

 

Pani Anna zawiadomienie w sprawie Kamila Ż. złożyła pod koniec 2017 roku. Jednak przez półtora roku nic się nie działo, bo policja nie mogła ustalić miejsca pobytu oszusta. Nie wiedziała też o innych postępowaniach spoza regionu. W tym czasie mężczyzna oszukiwał dalej, między innymi panią Natalię i panią Martę. Prokuratura w Kłodzku zarzuty za przywłaszczenie mienia postawiła Kamilowi Ż. w kwietniu tego roku.

 

- Poszłam na ogródek po truskawki. Jak wróciłam, samochodu nie było - mówi pani Anna.

 

Wyszedł z bloku z zawiniętą ręką

 

- Ja z nim siedziałam przed blokiem operacyjnym. Wyszedł z bloku operacyjnego z zawiniętą ręką. Na wózku. Wyjeżdżał po zabiegu. A ja czekałam przed blokiem. No to jak miałam wiedzieć, że to jest oszustwo? – mówi pani Natalia.

 

Miejsce pobytu Kamila Ż. udało się ustalić w marcu tego roku. Okazało się, że jest w Gdyni. Prokuratura na warszawskiej Woli, po zgłoszeniu pani Natalii, prowadzi postępowanie od połowy ubiegłego roku. Jednak do chwili realizacji reportażu nie zostało ono zakończone. To ważne, bo kolejna ofiara, pani Marta i jej rodzina, poznały Kamila Ż. zaledwie kilka miesięcy temu. Tego oszustwa można więc było uniknąć.

 

ZOBACZ: Dziennikarze "Interwencji" na miejscu wypadku Woźniaka-Staraka. Odtworzyli przebieg zdarzeń

 

- Powiedział tacie, że musi odstawić leki na raka i nie może w ogóle leczyć się w Polsce. My wydawaliśmy 40 tysięcy złotych na leki. I one czekają w Szwajcarii - mówi pani Marta.

 

"Ostatnio akta sprawy były kontrolowane przez Prokuratora Rejonowego Warszawa - Wola w Warszawie w trybie wewnętrznego nadzoru służbowego. W ramach kontroli polecono prokuratorowi prowadzącemu sprawę podjęcie bardziej zintensyfikowanych i zdecydowanych czynności" - napisał w oświadczeniu Prokuratury Okręgowej w Warszawie Łukasz Łapczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

 

Tymczasem pani Marta liczy na to, że oszust stanie przed sądem, bo życie jej i rodziny jest już zniszczone. - Tata teraz wrócił do leczenia, bierze leki, ale lekarze nie dają mu żadnych szans - mówi "Interwencji".

hlk/ "Interwencja", Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie