"O ratownikach i dla ratowników". Premiera filmu "TOPR. Na każde wezwanie"

Wyjątkowy film, o wyjątkowych ludziach. W sobotę pierwsi widzowie zobaczyli film "TOPR. Na każde wezwanie" o ratownikach, którzy poświęcili swoje życie, by uratować ludzi w Tatrach. Premiera zbiegła się ze 110. rocznicą powstania górskiego pogotowia. Obraz powstał przy współpracy TOPR-u, Telewizji Polsat i firmy Polkomtel, właściciela sieci Plus.
Współtwórczynią filmu "TOPR. Na każde wezwanie" jest Natalia Knapik, dziennikarka Polsat News.
- W filmie poruszone są przede wszystkim sytuacje, które nie są dla ratowników łatwe, w których stracili swoich kolegów. Po tak trudnych wydarzeniach bardzo dobrze i szybko sobie z tym radzą, bo wiedzą, że muszą wrócić w góry i ratować innych - powiedziała przed pierwszą projekcją dokumentu, która odbyła się w kinie "Sokół" w Zakopanem.
"Produkcja zrobiona subtelnie o najważniejszych sprawach"
Dodała, że "to jest film o ratownikach i dla ratowników". - Cały czas czuję ciarki na skórze, kiedy wiem, że oni przyjdą do kina i go zobaczą - mówiła Knapik.
- Bardzo dużo emocji wywołała we mnie rozmowa z Robertem Janikiem, byłym naczelnikiem TOPR-u, który stracił swojego przyjaciela podczas katastrofy śmigłowca w 1994 r. Zginęło tam dwóch ratowników i dwóch pilotów. Na przestrzeni 110 lat istnienia TOPR-u to był jeden z najtragiczniejszych wypadków - dodała dziennikarka Polsat News.
WIDEO: rozmowa z Natalią Knapik, współautorką filmu "TOPR. Na każde wezwanie"
Na premierze filmu był też Jan Krzysztof, obecny szef górskiego pogotowia. - To jest bardzo dobra produkcja dokumentalna, zrobiona w sposób subtelny o najpoważniejszych sprawach, które nas dotykały. Wielu kolegów podeszło do mnie i mówiło, że bardzo się wzruszyło - mówił w Polsat News.
ZOBACZ: Nurkowała w Dolinie Pięciu Stawów i zasłabła. Kobietę uratowali ratownicy TOPR
"Ten film mógłby mieć cztery godziny"
Natomiast Radosław Kietliński, drugi współautor dokumentu, stwierdził, że podczas jego realizacji ekipa musiała spędzić wiele godzin w bazach TOPR. - Przeglądaliśmy też materiały samych ratowników. Tam nie ma zdjęć symulowanych; wszystko, co zobaczyli widzowie, to fragmenty prawdziwych akcji - opisał.
- Ten film mógłby mieć cztery godziny, gdybyśmy chcieli wykorzystać wszystkie mądre rozmowy z ratownikami górskimi. To środowisko bardzo hermetyczne, specyficzne, ale naprawdę niesamowite - stwierdził.
Czytaj więcej