Dwa lata po wybuchu nadal nie mogą wrócić do swoich mieszkań
19 października minęły dwa lata od wybuchu gazu w bloku przy ul. Gdyńskiej w Szczecinie. Osiem rodzin musiało się wówczas wyprowadzić na czas odbudowy i remontów. Po dwóch latach do mieszkań wróciły tylko dwie rodziny. Pozostali lokatorzy też chcieliby wrócić ale ich lokale nie nadają się do zamieszkania. Materiał "Interwencji".
70-letnia Teresa Matychniak ze Szczecina mieszkała pod lokalem, w którym dwa lata temu wybuchł gaz. Po remoncie w jej mieszkaniu jest dużo usterek, dziur i pęknięć. Mimo próśb, kobieta nie może uzyskać żadnych informacji od zarządu wspólnoty.
- Walczę o to, żeby mi naprawiono wszystkie pęknięcia, żeby mi zszyto ściany, bo to są elementy konstrukcyjne, a wszystkie elementy konstrukcyjne były ubezpieczone przez wspólnotę mieszkaniową. W projekcie, likwidacja i zszywanie tych ścian i stropów jest ujęta, nie wiem dlaczego mi nie zrobiono tego do dnia dzisiejszego. Kiedy zapytałem o to panią prezes, to mi powiedziała, że zabrakło pieniędzy po prostu - mówi.
"Wody nie ma, ani w toalecie, ani w kranie"
Mieszkanie 30-letniej Aleksandry Polak jest w jeszcze gorszym stanie. Sąsiadowała przez ścianę z mieszkaniem, gdzie był wybuch gazu, który zmiótł jej ściany i dach.
- Tak jak widać, wody nie ma, ani w toalecie, ani w kranie. Wszędzie dookoła ściany również są popękane, pod tapetą co prawda nie widać, tylko tutaj było widoczne, bo przebiło do sąsiadki i żeby jej nie wiało, zamiast ścianę zagipsować, postawili ściankę ze styropianową. Wspólnota nawet nie wie, że to tu jest - opowiada kobieta.
Reporterzy "Interwencji" chcieli porozmawiać z władzami wspólnoty, dlaczego nie wykonano oczywistych napraw ścian i sufitów? Ile pieniędzy wypłacił ubezpieczyciel, a ile wydano na remonty mieszkań?
Reporter: Dzień dobry, Małgorzata Pietkiewicz, Telewizja Polsat. Czy jest może pan prezes albo pani prezes? Chcieliśmy o tych mieszkaniach porozmawiać.
Pracownica wspólnoty: Tylko prezes i prezesowa mogą.
Reporter: A kiedy będą?
Pracownica: Trudno powiedzieć. Oni maja różne sprawy, prezes na pół etatu tylko pracuje, a pani prezes wyjeżdża często do banków… Nie udzielimy żadnej informacji, ponieważ pani jest trochę niewiarygodna w tym, co państwu przekazuje.
Reporter: A skąd pani wie, że jest niewiarygodna?
Pracownica: Wiem, bo miała nieubezpieczone mieszkanie, a chce dużo ugrać na tym.
Reporter: Wiemy, że miała nieubezpieczone mieszkanie.
Pracownica: Do wszystkich miała pretensje.
Reporter : Ale chyba nie tylko ta pani nie mieszka, jeszcze kilka innych osób też.
Pracownica: Ale jakoś inni się nie skarżą.
"Ja się nie zajmuje wybuchami"
Reporter "Interwencji" zapytał panią Teresę czy wiadomo, jakie pieniądze wspólnota otrzymała w ramach ubezpieczenia. - Całości kwoty nie znam. Ja byłam kiedy otrzymali 750 tys. zł, taki dokument mi pokazano - odpowiedziała.
Reporter: Jeżeli jest jakaś sytuacja i pani potrzebuje się awaryjnie skontaktować panem prezesem, albo panią prezes, to jak się pani kontaktuje?
Sekretarka: Tylko wtedy, jak są w pracy.
Reporter: Tylko jak są w pracy, a jak był wybuch i to była przecież godzina 5 rano...
Sekretarka: Ja się nie zajmuje wybuchami.
- Na pierwszym spotkaniu po wybuchu, było powiedziane, że "spokojnie, wspólnota jest bardzo dobrze ubezpieczona, na wszystko wystarczy" - mówi pani Aleksandra.
- Opiekun wspólnoty informuje, że w maju zakończyli remont tego budynku i czekają teraz na pozwolenie z Inspektorów Nadzoru Budowlanego, takie pozwolenie na użytkowanie - mówi Tomasz Klek, rzecznik prasowy Miasta Szczecin ds. mieszkalnictwa.
Wspólnota chce, by kupił wkład kominowy
Pan Andrzej Bąk na własny koszt wyremontował pęknięte ściany, okna, drzwi. Wspólnota chce, by jeszcze kupił wkład kominowy. Mieszkanie jest komunalne, jeśli miasto nie pokryje tych kosztów, rodzina nie wprowadzili się nawet do wiosny.
- W tej chwili nie chcą założyć mi licznika. (...) Nie mam wkładu kominowego do piecyka gazowego. Chcieliśmy się wprowadzić, to się kazało, że jest problem z tym wkładem. Ja się nie czuje właścicielem. Komin nie jest moją własnością, nawet mieszkanie nie jest moją własnością, ani ten domu. Ja po prostu płacę czynsz za to mieszkanie - mówi.
- To są kwestie do rozwiązania. Myślę, że tutaj akurat najemca nie powinien się martwić. Myślę, że mogę zadeklarować, że na pewno ta sytuacja, wszystkie sytuacje dotyczące tego budynku powinny być traktowane bardzo poważnie i z troską - twierdzi Klek.
Czytaj więcej