"Znaczenie ma dla nas każdy drobiazg". Apel rodziców nastolatek, które zginęły w escape roomie
Rodzice pięciu nastolatek, które zginęły w pożarze escape roomu w Koszalinie w styczniu, wystosowali apel w internecie i rozwiesili plakaty w mieście. Szukają świadków, którzy mogą rzucić nowe światło na tragedię. Jak wynika z nieoficjalnych informacji "Wydarzeń", pojawiają się wątpliwości co do sposobu przeprowadzenia akcji ratowniczej. Straż pożarna nie odniosła się do sprawy.
"Wiemy, że świadkowie gromadzili się od początku przy ogrodzeniu od strony biura podróży. Później również wzdłuż ulicy Piłsudskiego. Znaczenie ma dla nas każdy drobiazg, który państwu może wydawać się mało istotny. Wszystkie informacje - te udokumentowane na zdjęciach i nagraniach, ale też te, o których możecie nam opowiedzieć" - można przeczytać w opublikowanym w internecie apelu jednego z rodziców.
"Mamy nadzieję, że informacja dotrze do świadków tego tragicznego zdarzenia"
- Mamy nadzieję, że informacja ta dotrze do osób, które były świadkami tego tragicznego zdarzenia. Od momentu wybuchu pożaru do zakończenia akcji ratunkowej każda, nawet najmniejsza, informacja może okazać się pomocna w ustaleniu przebiegu wydarzeń - mówi mec. Krzysztof Kaszubski, pełnomocnik rodziny jednej z ofiar.
Podobny apel już w sierpniu wystosowała prokuratura.
- Liczą zapewne na to, że ludzie są wstrząśnięci tragedią ich rodzin. Może łatwiej i szybciej zareagują na apel pochodzący od bliskich - mówi Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.
Prowadzący escape room w areszcie od stycznia
Wstępne ustalenia śledczych wskazały na szereg uchybień w escape roomie. Za przyczynę pożaru uznano usterkę gazowego piecyka grzewczego. Sekcja zwłok dziewczynek jako przyczynę śmierci wykazała zatrucie toksycznymi gazami pożarowymi.
Kilka dni po tragedii 28-latek, który prowadził escape room - usłyszał zarzuty. Od stycznia jest w areszcie. Grozi mu do 8 lat więzienia. Jest jedynym podejrzanym.
Czytaj więcej
Komentarze