Kajdanki, gaz… Kontrowersyjna interwencja policji
Wezwana do sklepu w Koszalinie policja zjawiła się tam po… około godzinie, gdy osoby grożącej matce i dziecku już nie było. Na zakupach był jednak pan Tomasz. Jego zdaniem wystarczyło jedno zdanie, by policjant użył wobec niego gazu, powalił na ziemię i skuł w kajdanki. Policja odpowiada, że taksówkarz był agresywny. Tej wersji nie potwierdzają świadkowie, do których dotarła "Interwencja".
48-letni Tomasz Jakubowski z Koszalina ma żonę i dwoje dzieci. Jest taksówkarzem. W przeszłości nie miał konfliktów z prawem, aż do 18 sierpnia bieżącego roku. Tego dnia około 16:00 wybrał się po drobne zakupy do osiedlowego sklepu. Przed jego przyjściem miała tam miejsce awantura.
Wszystko wyglądało jak sceny z sensacyjnego filmu. Pewien mężczyzna wulgarnie obrażał kobietę z małym dzieckiem. Według świadków miał nóż i próbował odebrać dziecko.
- Zachowywał się bardzo agresywnie, ta kobieta była przerażona, ja zresztą też zaczęłam się bać – mówi ekspedientka sklepu.
"Policjant był bardzo agresywny, krzyczał"
Na miejsce wezwano policję. Choć drogę z komisariatu do sklepu można pokonać w 10 minut, funkcjonariusze przyjechali dopiero po około godzinie.
- Tej pani już nie było. Wróciła z trzymiesięcznym dzieckiem do domu, ale zostawiła swoje dane, żeby się z nią skontaktować, jeżeli przyjedzie policja - relacjonuje Joanna Jakubowska, żona pana Tomasza.
- Policjant już wchodząc do sklepu był zdenerwowany, bardzo agresywny, miał do mnie pretensje, że ja w ogóle wezwałam policję, krzyczał. Powiedział, że nie ma osób poszkodowanych, oni tego zgłoszenia nie mogę przyjąć - mówi mówi ekspedientka sklepu.
- Miałam wrażenie, jakby policjant był pod wpływem narkotyków, bo to zachowanie było nienormalne - dodaje sąsiadka pana Tomasza, świadek zdarzenia.
Ekspedientka przekazała policjantom kartkę z adresem zaatakowanej kobiety i poprosiła, żeby tam pojechali. Tak się jednak nie stało.
"Taką mamy policję w Polsce"
Pan Tomasz pojawił się w sklepie około 16:00. Jak wynika z nagrania monitoringu, podszedł do regału ze słodyczami. Kiedy wrócił, dyskusja policjantów z ekspedientką wciąż trwała. Mężczyzna nie odzywał się. Stał w kolejce, żeby zapłacić. Zamienił kilka słów z ekspedientką. Potem wszystko działo się błyskawicznie.
- Mąż powiedział, że "taką mamy policję w Polsce". To zdanie, które padło - twierdzi Joanna Jakubowska.
- Nie słyszałem, by obrażał policję. Wydawał mi się być spokojnym człowiekiem - dodaje świadek zdarzenia.
Wersja policji jest zupełnie inna.
- Nie chciałabym powtarzać tych słów, bo tam naprawdę oprócz jednego słowa, to jest stek wulgaryzmów i wyzwisk - informuje Alicja Śledziona z Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie.
- Policjanci przedstawiają to w ten sposób, że miał do nich powiedzieć, że nieprawidłowo wykonują swoje obowiązki, że są leniami - dodaje Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.
"Nie umiał spiąć kajdankami bezbronnego człowieka"
- Odwróciłem się i powiedziałem do kasjerki "do widzenia". Wyszedłem na dwór, ten policjant krzyknął coś za mną i wyleciał. Stanął tak brzuchem do mnie i mówi: dawaj dowód. Ja tak spojrzałem i mówię: najpierw niech się pan przedstawi i powie, dlaczego chce mnie wylegitymować, wtedy dam dowód. Policjant wyciągnął kajdanki i chciał mnie skuć - mówi pan Tomasz.
- Był tak zdenerwowany, że nawet nie umiał spiąć kajdankami bezbronnego człowieka - twierdzi ekspedientka.
- Stałem równiutko, a on mi w tym momencie psiknął gazem dwa razy w twarz - dodaje pan Tomasz.
Mężczyzna odruchowo zaczął uciekać.
- Zobaczyłam, że gonią go i na trawniku koło następnego budynku, pan Tomek upadł. Widziałam, jak policjant kopał pana Tomka. Normalnie go kopał - opowiada świadek zdarzenia.
- Położył się, wciągnął mnie na siebie i mnie dusił. On twierdzi, że ja właśnie wtedy go kopnąłem w piszczel. Leżąc - relacjonuje pan Tomasz.
Wersji policji o agresywnym zachowaniu pana Tomasz można zweryfikować oglądając nagranie monitoringu. Reporter "Interwencji" chciał, by wraz z nami obejrzała je Alicja Śledziona - rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie.
- Nie będę udzielała informacji na temat swojego zdania, ponieważ ono nie jest wiążące w tej sprawie, wiążące jest postępowanie prokuratorskie, które jest w toku - padło w odpowiedzi.
"Jeżeli film zostanie udostępniony, to pana do sądu podam"
Jeden ze świadków zaczął nagrywać zdarzenie telefonem. - Żeby właśnie w jakiś sposób przerwać to. Wydaje mi się, że policjant, jak wyciągnąłem telefon, to spuścił z tonu - mówi mężczyzna.
To fragment rozmowy zarejestrowanej na nagraniu:
- Proszę dowód osobisty…
- Ja wyskoczyłem z samochodu, bo zobaczyłem, jak go gonicie.
- Bardzo dobrze.
- Co jest przyczyną legitymowania?
- Poproszę dowód osobisty. Ma pan nagranie, które może posłużyć do tego, żeby być wykorzystane w sądzie.
- W jakim sądzie? A co ja takiego zrobiłem?
- Ten człowiek jest zatrzymany.
- Dowód osobisty poproszę.
- Ale w jakiej sprawie?
- Dowód osobisty!
- Podejdziemy do samochodu i panu dam.
- Od razu pana informuję, że wszelkie cechy osobopoznawcze, jak twarz, głos, nasza sylwetka, itd., wszystko jest zastrzeżone, jeżeli gdziekolwiek zostanie udostępniony ten film, to pana do sądu cywilnego podam.
"Bałam się do niego odezwać"
- Powiem szczerze, że ja już później nawet się bałam do niego odezwać, bo bałam się, że mnie skuje, może jeszcze pobije - mówi ekspedientka sklepu.
- Ten policjant jest synem komendanta posterunku. Znam to nazwisko. I od razu wiedziałam, że to jest on - informuje Joanna Jakubowska, żona pana Tomasza.
Mężczyznę przewieziono na Szpitalny Oddział Ratunkowy, gdzie przesiedział w zamkniętym pomieszczeniu, skuty kajdankami do północy. Następnie trafił do izby zatrzymań. Na wolność wyszedł następnego dnia po południu.
Kiedy to nastąpiło, policjanci natychmiast przedstawili mu zarzut znieważenia funkcjonariusza i naruszenia jego nietykalności cielesnej. Grozi za to nawet do trzech lat więzienia.
- Kiedy jesteś karany, nie możesz jeździć taksówką, nie możesz być kierowcą autobusu, mogą zniszczyć moje życie - alarmuje pan Tomasz.
Jedna z kobiet będących świadkiem zdarzenia jest przekonana, że sąd uwierzy panu Tomaszowi. Na uwagę, że po drugiej stronie będą policjanci - osoby wiarygodne, odpowiada: - A my to nie jesteśmy wiarygodni? My z czego innego jesteśmy robieni,
Wewnętrzne postępowanie policji
W odpowiedzi na zarzuty, pan Tomasz złożył zażalenie na zatrzymanie. Kilka dni temu zaczął rozpatrywać je koszaliński sąd.
Komendant miejski policji w Koszalinie wszczął w sprawie zatrzymania pana Tomasza specjalną kontrolę. O całej sprawie powiadomił też prokuraturę. Śledczy badają wątek ewentualnego przekroczenia uprawnień przez policjantów. Na razie w sprawie nikomu nie przedstawiono jednak żadnych zarzutów.
- To pokazuje, co mundur robi z człowiekiem, jaką mu daje władzę i jak można traktować innych ludzi. Jak wyciągnął i użył wobec mnie gazu, a ja stałem i nic nie robiłem, to równie dobrze nie wiadomo, czy kiedyś nie wyciągnie broni i nie strzeli - mówi pan Tomasz.
Czytaj więcej
Komentarze