- Tam nie chciałam iść, bo ja ojca nie znałam. Zostawił nas i po co ja tam miałam iść? Miał swoją rodzinę - rozpacza Weronika.
Po odejściu ojca, dziewczynki wychowywała przez kilka lat tylko matka. Niestety w styczniu ubiegłego roku 39-letnia pani Dorota zginęła w wypadku samochodowym.
- Wracając z ojcem od lekarza, już wjeżdżając do wsi, samochód z tyłu ich uderzył i zginęła na miejscu – wspomina pani Małgorzata, ciotka dziewczynek.
- Było bardzo źle, nie wiedziałam, co powiedzieć, jak mama umarła. Weronika też nie mogła… przeżywałam to codziennie - rozpacza 13-letnia Karolina
"Tu mają koleżanki, rodzinę"
Po śmierci matki dziewczynki zamieszkały z ciotkami - siostrami ich ojca. Do sierpnia ubiegłego roku. Wtedy, jak twierdzą dzieci, ojciec zabrał je wbrew ich woli do Braniewa. Dziewczynki po dwóch miesiącach uciekły. Wróciły do domu rodzinnego - do dziadków i ciotek.
- Zgłosiłam na policję, że dzieciaki uciekły i wcześniej już miałam zgłoszoną, zaraz po wypadku, sprawę o rodzinę zastępczą. Dzieci powiedziały, że nie chcą iść do ojca, chciały zostać w swojej rodzinnej wsi. Tu miały koleżanki, rodzinę, z ojcem miały sporadyczny kontakt - tłumaczy reporterom "Interwencji" pani Małgorzata, ciotka dziewczynek, która chce zostać ich rodziną zastępczą.
- Monitorujemy sytuację tej rodziny od wypadku. Nigdy nie docierały do nas żadne sygnały ze strony szkoły ani ze środowiska, żeby były problemy opiekuńczo-wychowawcze w niej. Przeciwnie - zawsze były to pozytywne sygnały - zapewnia Agnieszka Miesikowska z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Lubawie.
"Straciły do niego zaufanie"
Dziewczynki nie chcą wracać do ojca. Mówią, że trudno zapomnieć im o przeszłości. Chcą mieszkać z ciociami i dziadkami - tam, gdzie się wychowywały.
- One się boją. Jak tylko stanie samochód, to Weronika się blada robi, a Karolinka boi się sama spać - mówi pani Ewa.
Pani Małgorzata wielokrotnie próbowała w sądzie walczyć o bycie rodziną zastępczą. Sąd jednak trzykrotnie odmówił - dowiedziała się "Interwencja".
- Ja już nie wiem, jak pomóc tym dzieciom. 10 miesięcy są tutaj, chodzą do szkoły, dobrze się uczą - opowiada pani Małgorzata.
- One nie miały z nim (ojcem - red.) kontaktu przez lata. Po tym jak je wywiózł, absolutnie one straciły do niego zaufanie, to był dla nich cios, tego zaufania się nie odzyska - uważa pani Kamila, znajoma rodziny.
"Ja jestem ojcem, ja powinienem decydować"
- Jak się wydaje, kompetencje wychowawcze ojca dziewczynek uważane były przez specjalistów za wyższe - mówi Tomasz Koronowski z Sądu Okręgowego w Elblągu.
Reporter: Jak można uważać za wyższe, ojciec osiem lat temu zostawił je, miał nikły kontakt…
Koronowski: Sąd opierał się na opinii biegłych, jednocześnie sąd zakłada pewne działania ze strony ojca, czyli deklarowany powrót z zagranicy i zamieszkanie tu, na miejscu w Polsce.
"Interwencja" próbowała porozmawiać z ojcem dziewczynek, który obecnie mieszka i pracuje w Holandii.
- Ja jestem ich ojcem, to ja powinienem decydować do 18. roku za moje dzieci. To co, teraz każdy z ulicy może sobie iść i wziąć dzieci, które chce? - mówi Andrzej B., ojciec dziewczynek.
Komentarze