Lekarze zoperowali 22-latkowi zdeformowane ucho. "Miało dojść do poprawy, a pogorszyło się"
Urodził się niepełnosprawny, lekarze walczyli o jego życie. Skutecznie, choć po latach rozpoczęła się inna walka - o normalność. 22-letni Kamil Stawiarz miał zdeformowane jedno ucho, na które nie słyszał. Osiem lat temu lekarze z krakowskiego szpitala zbudowali mu nowe, z jego własnej chrząstki żebrowej. Okazało się jednak, że chore ucho już nigdy nie będzie podobne do zdrowego.
- Miało dojść do poprawy, a doszło do pogorszenia. Wytwarza się nieprzyjemny zapach, czasem mnie swędzi - opowiadał reporterce "Wydarzeń".
- Doktor to zlekceważyła. Powiedziałaby chociaż "przepraszam", a ona nic. Według mnie robiła sobie drwiny - dodała Pola Stawiarz, babcia 22-latka.
"Resztki szwów zostały po siedmiu latach"
Według chłopaka, z ucha nie wyjęto mu wszystkich szwów.
- Bolało strasznie, nie mogłem się schylać. Okazało się, że resztki szwów zostały po siedmiu latach - relacjonował.
Miał też zostać zarażony gronkowcem, przez co rana nie chciała się goić. W oświadczeniu przysłanym do redakcji "Wydarzeń" szpital zaprzeczył, że w placówce doszło do takiego zakażenia. Podkreślił też, że leczenie przebiegało zgodne z prawem:
"Wykonując operację rekonstrukcyjną małżowiny usznej, nie można zagwarantować wyniku estetycznego (...) o czym każdy pacjent, jak i jego rodzice - w przypadku dziecka - są zawsze informowani" - czytamy w piśmie.
Chirurg przeprowadzająca operację Stawiarza w telefonicznej rozmowie z reporterką "Wydarzeń" zapewniła, że postąpiła zgodnie z obowiązującymi wtedy wiedzą i sztuką medyczną.
"Mamy prawo mieć większe oczekiwania"
Według radcy prawnego Jolanty Budzowskiej, zasiadającej także w Wojewódzka Komisji do Spraw Orzekania o Zdarzeniach Medycznych w Krakowie, "kiedy zabieg nie jest konieczny, wówczas mamy prawo mieć większe, dalej idące, oczekiwania w stosunku do lekarza".
22-letni Kamil chce walczyć o odszkodowanie w sądzie.
- Miało być pięknie, ładnie, ale ja tego piękna nie widzę - podsumował.
Czytaj więcej
Komentarze