Przynieśli ładunki wybuchowe na Marsz Równości. Małżeństwo z Lublina usłyszało zarzuty
Sąd aresztował na trzy miesiące małżonków z Lublina, którzy przynieśli na organizowany w tym mieście Marsz Równości materiały wybuchowe własnej roboty. Biegły powołany przez prokuraturę ustalił, że gdyby zostały użyte, mogłoby zginąć wiele osób.
W sobotę ulicami Lublina przeszedł II Marsz Równości. Według szacunków policji, wzięło w nim udział ponad 1,5 tys. osób. Pochód usiłowali blokować przeciwnicy marszu, ale skutecznie udaremniała to policja.
Małżeństwo zatrzymane z bombami
Podczas marszu zatrzymanych zostało 38 osób. Wśród nich było małżeństwo z Lublina. Policja poinformowała, że znaleziono przy nich pojemniki z gazem połączone z petardami. Mieli je mieć w plecaku, który niosła kobieta.
Prokuratura poinformowała, że postawiono im zarzut nielegalnego wytwarzania i posiadania urządzeń wybuchowych, które mogą sprowadzić niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób. Oboje zostali aresztowani na trzy miesiące.
Podejrzanym grozi za to od pół roku do ośmiu lat więzienia.
Mieli użyć ładunków na marszu
Szef Prokuratury Rejonowej Lublin Południe, Bartosz Frąk wyjaśnił w rozmowie z Polsat News, że małżonkowie złożyli wyjaśnienia.
- Jedna z tych osób przyznała się do popełnienia zarzucanego czynu, druga się nie przyznała. Twierdzi, że nie miała świadomości, co znajduje się w plecaku - powiedział Frąk.
- Z wyjaśnień jednego z podejrzanych wynika, że zamierzali użyć tych materiałów podczas II Marszu Równości w Lublinie - dodał.
Gdyby do tego doszło, mogłoby skończyć się tragedią.
- Uzyskaliśmy opinię biegłego, który wskazał, że te przyrządy, gdyby zostały użyte, stwarzałyby niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia wielu osób - wyjaśnił szef prokuratury rejonowej.