Dominik Długosz postanowił więc szukać sprzętu na własną rękę.
Spisała adres węgierskiego kupca
- Była godz. 22:00, złożyłem zeznania, w międzyczasie teść ze szwagrem pojechali za nadajnikiem GPS w kierunku Czech. Niestety, sygnał na granicy Czech ze Słowacją się urwał. Jak się okazało wcześniej (koło Radomska) maszyna stała na posesji kobiety, która twierdzi, że żadnych korzyści z tego nie miała. U niej na posesji dokonała się też transakcja: maszynę zakupił obywatel Węgier. Całe szczęście, że ta kobieta tyle miała rozumu, że spisała z dowodu zarówno Węgra, jak i Polaka sprzedającego maszynę. Dzięki temu miałem dowiedziałem się jaki adres miał Węgier. Następnego dnia pojechałem tam - mówi pan Dominik.
- Pojechaliśmy taką mocną ekipą, bo nie wiedzieliśmy co się będzie działo. Myśmy byli nastawieni, że to była zuchwała kradzież. Okazało się, że człowiek był spokojny, przyniósł zaraz umowę i pokazał, że on to kupił - dodaje Tomasz Długosz, brat pana Dominika.
Węgierska Policja zabezpieczyła koparkę i umieściła na policyjnym parkingu. Sprzęt stoi tam od stycznia. W tej chwili jednak zarówno Dominik Długosz, jak i węgierski nabywca koparki walczą o to, komu należy go wydać. Dokładnie nie wiadomo jak długo jeszcze może potrwać ta batalia.
- Maszyna była oferowana w internecie jako, że jest od właściciela. Przekazano mi, że jadę do domu właściciela po maszynę, że będzie w domu jego żona, która mi ją sprzeda. Ja to kupiłem w taki sposób, że nie mogłem wiedzieć i policja też to sprawdzała, że nie mogłem wiedzieć, że to jest kradzione. To jest wasze, ale ja też za to zapłaciłem - tłumaczy węgierski nabywca, który zapłacił złodziejowi 18,5 tys. euro.
Wciąż jest właścicielem, ale koparki nie ma
Niestety budapeszteńska policja odmówiła nam wypowiedzi przed kamerą, tłumacząc, iż śledztwo jest prowadzone przez stronę polską. Dominik Długosz w dalszym ciągu musi spłacać kredyt za koparkę, a polska prokuratura niestety nie jest w stanie jakkolwiek mu pomóc ją odzyskać. Sprawca - Henryk W. pozostaje nieuchwytny.
- W świetle prawa polskiego, a konkretnie art. 169 kodeksu cywilnego, pokrzywdzony - Dominik D. nadal jest właścicielem. Kwestia ewentualnych roszczeń obywatela węgierskiego do oszusta, który zbył mu taką rzecz z wadą prawną, pozostaje otwarta - informuje Mieczysław Sienicki z Prokuratury Okręgowej w Tarnowie.
- Gdyby wszedł pan do banku i wziął 200 tys. zł w gotówce, to od razu by pana skuli, a tutaj udają wszyscy, że nic się nie stało - komentuje Tomasz Długosz, brat pana Dominika.
- Na początku czułem się dumny, że znalazłem swoją maszynę i nawet policjanci mi gratulowali śledztwa. No, ale w tym momencie z tego, że są tam mili ludzie i mi gratulują śledztwa nic nie wynika - podsumowuje pan Dominik.
Czytaj więcej
Komentarze