"Łapie dzieci w intymne miejsca. Mamy to udokumentowane". Szkoła o problemowym 12-latku z Radomia
- Zaproponował seks dziewczynce za 600 zł. Wyszedł na środek, ściągnął spodnie, ściągnął bieliznę - mówi reporterowi "Interwencji" pan Radosław o 12-latku ze Szkoły Podstawowej nr 2 w Radomiu. Chłopiec od dłuższego czasu terroryzuje kolegów i koleżanki z klasy. - Jest codziennie w szkole, nie ma z nim żadnych problemów, żadnych skarg. Zbiera pozytywne oceny - kontruje ojciec 12-latka.
W Szkole Podstawowej nr 2 w Radomiu od 2 września tego roku uczniowie jednej z piątych klas nie chodzą na lekcje. Wszystko przez nowego ucznia, który dołączył do klasy.
- Boimy się o bezpieczeństwo naszych dzieci. Dla mnie i dla wszystkich rodziców jest to bardzo chora sytuacja, żebyśmy nie mogli puścić dzieci do szkoły - mówi "Interwencji" pani Agnieszka, mama jednego z uczniów.
- Po tym, co słyszeliśmy z tamtego roku, po prostu baliśmy się o nasze dzieci, żeby im się jakaś krzywda nie stała. Dlatego zareagowaliśmy tym strajkiem - dodaje pani Marlena, mama ucznia.
- Myśmy głęboko analizowali, czy tego ucznia dać do jednej, drugiej, czy trzeciej klasy i okazało się, że najbardziej korzystnie może być wtedy, jeżeli uczeń ten zostanie zapisany właśnie do tej klasy - wyjaśnia dyrektor szkoły Marek Sternalski.
"To nie są pojedyncze przypadki"
Rodzice boją się o swoje dzieci. Uważają, że uczniowie nie są bezpieczni w klasie, w której przebywa 12-letni chłopiec.
- Raz otworzył drzwi od klasy i rzucił w nauczyciela butelką z wodą. Później, jak go wyproszono ze szkoły, to kamieniami w okno rzucał. Jeżeli dziecko idzie po schodach i nagle zostaje pchnięte z tych schodów, spada… To nie są pojedyncze przypadki, tylko tych dzieci jest coraz więcej. To nie jest normalne, czy musi się stać tragedia? - pyta pani Sylwia.
- Zaproponował seks dziewczynce za 600 zł. Wyszedł na środek, ściągnął spodnie, ściągnął bieliznę. Były wulgaryzmy - mówi pan Radosław.
- Są informacje ze szkoły, że on cały czas jest niegrzeczny, wulgarny, bije inne dzieci, zastrasza, łapie dzieci w intymne miejsca, mamy wszystko udokumentowane - mówi pani Marlena.
"Byliśmy u Rzecznika Praw Dziecka"
Problemy z chłopcem były już w zeszłym roku szkolnym. Wtedy rodzice uczniów również strajkowali. Dyrektor szkoły i kuratorium podjęli wówczas kroki, żeby załagodzić problem.
- Pierwszego dnia, kiedy dyrektor zobaczył, że nie ma naszych dzieci, przekazał przez nauczycieli informację, że chłopak po feriach będzie przesunięty do innej klasy. Postanowiliśmy działać, przede wszystkim w kuratorium, od tego zaczęliśmy. Byliśmy też u Rzecznika Praw Dziecka, byliśmy na policji, dowiedzieliśmy się, że sprawa jest w sądzie prowadzona - mówi pan Grzegorz.
- W drugim semestrze ubiegłego roku szkolnego był zatrudniony nauczyciel wspomagający, ale okazuje się, że efekty tego były niezadowalające dla nas wszystkich - wyjaśnia Marek Sternalski, dyrektor szkoły.
- Wszczęliśmy procedurę administracyjną na wniosek dyrektora Szkoły Podstawowej nr 2 w Radomiu. Dyrektor zwrócił się do nas z wnioskiem o przeniesienie ucznia do innej szkoły, natomiast chcę podkreślić, że sprawa jest bardzo delikatna, nacechowana dużymi emocjami - mówi Andrzej Kulmatycki, rzecznik Kuratorium Oświaty w Warszawie.
"Nie ma z nim żadnych problemów"
Do redakcji "Interwencji" zadzwonił ojciec chłopca. Twierdzi, że od początku roku szkolnego nie było skarg na jego syna.
- Jest codziennie w szkole, nie ma z nim żadnych problemów, żadnych skarg. Zbiera pozytywne oceny. Jeśli chodzi o rodziców pozostałych dzieci, którzy nie przysyłają dzieci do szkoły, nie podjęli oni żadnej próby rozmowy z nami, nic ich nie interesowało. My jesteśmy cały czas w kontakcie z poradnią psychologiczno-pedagogiczną, realizujemy jej zalecenia. Poradnia rok temu stwierdziła, że zajęcia z psychologiem naszemu synowi nie są potrzebne. Stwierdziliśmy jednak, że dobrze by było, żeby nasz syn z kimś takim się spotykał, więc chodzimy na taką terapię prywatnie. Jesteśmy również w kontakcie stałym z lekarzami, ze specjalistami w dziedzinie psychiatrii dziecięcej i ci specjaliści wyraźnie powiedzieli, że nasze dziecko absolutnie nie kwalifikuje się do specjalistycznego ośrodka, powinien chodzić do normalnej szkoły - powiedział ojciec 12-latka.
"Z tym problemem zostajemy sami"
Rodzice i dyrektor szkoły zwracali się do różnych instytucji z prośbą o pomoc. Niestety, procedury trwają. Mija już trzeci tydzień roku szkolnego, a rozwiązania problemu nie widać.
- Pierwsze pismo zostało wystosowane już w listopadzie 2017 roku, a więc kiedy ten problem zaistniał. Praktycznie wyczerpaliśmy już wszystkie możliwości. Zostajemy z tym problemem w dalszym ciągu sami - uważa pan Artur, rodzic jednego z uczniów.
- Tym protestem chcielibyśmy pokazać władzom oświaty, żeby usprawnili w jakiś sposób system reagowania w takich sytuacjach, żeby to nie ciągnęło się trybem administracyjnym po 30 dni czekania, aż pismo będzie w jednym miejscu, a potem przejdzie do drugiej instytucji - podsumowuje pani Agata.
Czytaj więcej