Miasto portowe bez ratowników-płetwonurków. "Ostatni raz byli zadysponowani 8 lat temu"
Służby ratownicze w Świnoujściu nie mają stałej grupy płetwonurków, którzy reagowaliby w razie wypadków związanych z wodą. W portowym mieście trzeba czekać na strażaków z Koszalina lub Szczecina, którzy dojeżdżają nawet dwie godziny. Z kolei czas reakcji Marynarki Wojennej to nawet sześć godzin. We wtorek do poszukiwania nastolatków, którzy wpadli z samochodem do wody, dołączyła prywatna firma.
We wtorek około godziny 18 do rzeki Świny w Świnoujściu wpadł samochód osobowy z nastolatkami. Jeden chłopak uratował się i wyszedł na nabrzeże o własnych siłach. Dzięki temu od razu było wiadomo, że w aucie było jeszcze dwoje dzieci.
Morska służba poszukiwawcza bez nurków
Na miejscu niemal natychmiast pojawiła się m.in. jednostka Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa. Jednak służba ta nie dysponuje własnymi płetwonurkami.
- W razie zdarzeń wymagających pomocy płetwonurków wzywamy na miejsce najczęściej tych płetwonurków z Państwowej Straży Pożarnej, którzy są najbliżej. Zdarza się, że są to także strażacy-ochotnicy, jeżeli ich jednostka ma odpowiedni sprzęt i odpowiednio przeszkolonych ludzi - powiedział polsatnews.pl Rafał Goeck, rzecznik prasowy Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa.
Z jego informacji wynika, że ciała dwojga nastolatków zostały wydobyte mniej więcej dwie godziny po wypadku przez prywatną firmę, której płetwonurkowie pracowali w pobliżu miejsca tragedii i spontanicznie pomogli w akcji poszukiwawczej.
Goeck dodał, że pracownicy tej firmy mieli znajdować się na barce w pobliżu miejsca zdarzenia, po drugiej stronie rzeki Świny w rejonie tzw. basenu U-Bootów. Z własnej inicjatywy pomogli w akcji, po tym jak zauważyli, że na brzegu trwa akcja ratunkowa.
- SAR może także w razie potrzeby dysponować na miejsce takich zdarzeń płetwonurków z Marynarki Wojennej. Jednak czas ich dotarcia może wynosić nawet sześć godzin - zaznaczył Goeck.
Straż pożarna zrobiła, co mogła
- Zgłoszenie otrzymaliśmy o 18:37, od razu skierowaliśmy na miejsce dwa zastępy Państwowej Straży Pożarnej oraz jeden zastęp strażaków wojskowych. Na miejsce zdarzenia skierowano również ponton Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa (SAR) - powiedział polsatnews.pl kapitan Marcin Kubas, oficer prasowy Komendanta Miejskiego PSP w Świnoujściu.
Dodał także, że wezwana została Specjalistyczna Grupa Ratownictwa Wodnego zawodowej straży pożarnej ze Szczecina. W Świnoujściu, mieście portowym, które obfituje w baseny, kanały i inne akweny takich płetwonurków nie ma.
- W całym województwie są dwie takie jednostki, w Szczecinie oraz w Koszalinie - powiedział Kubas. Jednak czas dotarcia tych jednostek do Świnoujścia w razie wypadku jest bardzo długi.
Według rzecznika czas dotarcia ze Szczecina do Świnoujścia zajął płetwonurkom 100 minut od momentu zaalarmowania. Według niego to o 45 minut szybciej niż czas obliczony oficjalnie w powiatowym planie ratunkowym.
- Ci płetwonurkowie ze Szczecina dotarli na miejsce wypadku mniej więcej w momencie wydobycia na powierzchnię pierwszego ciała. Niestety, stracili czas m.in. na przeprawienie się promem na drugi brzeg rzeki Świny z wyspy Wolin na wyspę Uznam. To trwało około 6 minut - powiedział rzecznik świnoujskiej straży pożarnej.
Według niego straż pożarna zrobiła w tej sprawie wszystko, co tylko można było.
Internauci: miasto portowe bez płetwonurków
Zwłoki nastolatków pomogli wydobyć pracownicy prywatnej firmy. Gdy na miejsce dotarli strażacy, zajęli się wydobyciem wraku samochodu.
- Nasi płetwonurkowie zeszli pod wodę, aby wydobyć pojazd znajdujący się w wodzie - powiedział kpt. Marcin Kubas. - Płetwonurkowie, którzy pomogli nam w akcji nie dysponowali odpowiednim wyposażeniem do przeprowadzenia takiej operacji - dodał strażak.
Według niego powiatowy plan ratownictwa przewiduje, że czas dotarcia płetwonurków ze Szczecina do Świnoujścia wynosi od momentu zaalarmowania 144 minuty, to ponad dwie godziny. Czas dotarcia z Koszalina jest równie długi.
- Bierzemy w tym planie pod uwagę czas przejazdu o różnych porach dnia, zróżnicowanie prędkości w mieście i poza miastem oraz różne tempo poruszania się na różnych odcinkach dróg - wyjaśnił Kubas. W praktyce oznacza to, że dyżurny ze stanowiska kierowania musi brać pod uwagę, że potrzebni natychmiast płetwonurkowie mogą dotrzeć nawet za dwie i pół godziny.
Na problem zwrócili uwagę internauci komentujący tragedię w mediach społecznościowych.
"Dlaczego w mieście portowym nie ma wykwalifikowanej jednostki nurkowej?" - zapytał jeden z komentujących. Poparli go inni.
Nie ma uzasadnienia dla grupy nurkowej
Świnoujście mimo rozległych akwenów wodnych i wielu kilometrów szerokich rzek nie ma Specjalistycznej Grupy Ratownictwa Wodno-Nurkowego. Jednak zdaniem straży pożarnej nie ma dziś uzasadnienia do tworzenia takiej jednostki w tym mieście.
- Ostatnie zdarzenie, w którym zaszła konieczność użycia grupy nurkowej miało miejsce 2 lutego 2011 roku w tym samym miejscu w Świnoujściu. Wtedy także do wody wpadł tam samochód - powiedział polsatnews.pl mł. kpt. dr Tomasz Kubiak, rzecznik Komendy Wojewódzkiej PSP w Szczecinie, który pełni jednocześnie funkcję Wojewódzkiego Koordynatora Ratownictwa Medycznego.
Według niego o rozmieszczeniu jednostek specjalistycznych decydują realne potrzeby, a plan ratowniczy dla woj. zachodniopomorskiego zakłada, aby jednostki nurkowe znajdowały się w Szczecinie i Koszalinie. W razie pilnej potrzeby zapewnia to względnie szybki dojazd na miejsce zdarzenia, gdzie potrzebna jest pomoc płetwonurków.
- W Świnoujściu jest dużo jednostek, które w razie potrzeby dysponują sprzętem do akcji na wodzie. W łodzie wyposażone są jednostki straży pożarnej, jest Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa oraz Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe - przypomniał Tomasz Kubiak.
W Szczecinie całą dobę dyżuruje dwóch płetwonurków i kierownik prac podwodnych. W sumie kilkunastu strażaków ma uprawnienia do przeprowadzania akcji pod wodą. Dysponują także ciężarowym wozem ratownictwa podwodnego na podwoziu MAN-a. Wymagają oni regularnych szkoleń oraz specjalistycznego sprzętu.
- Utworzenie takiej jednostki w Świnoujściu potrwałoby lata - powiedział Kubiak.
- Na pewno wymagałoby to wnikliwych analiz - poinformował st. brygadier Paweł Frątczak, rzecznik Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej.
Drifting i rajdy samochodowe na "Betonce"
Do tragedii doszło we wtorek wieczorem w okolicach przeprawy promowej Świnoujście - Karsibór, na popularnej w mieście "betonce", czyli betonowym nabrzeżu prowadzącym wzdłuż rzeki Świny w kierunku Zalewu Szczecińskiego na końcu ulicy Karsiborskiej na wyspie Uznam.
Są to dawne tereny wojskowe, miejsce bardzo często wykorzystywane jest przez osoby uczące się jeździć, a także przez tych, którzy lubią uprawiać tzw. drifting i wykonywać kontrolowane poślizgi samochodem.
Nabrzeże jest również wykorzystywane przez wędkarzy, którzy stali się świadkami tragedii.
Około godz 18:30 troje nastolatków: chłopiec w wieku 14 lat oraz dwoje 15-latków: dziewczyna i chłopak, jeździło po nabrzeżu ciemnym volvo, które wydobyto we wtorek wieczorem.
Świadek zdarzenia, wędkarz znajdujący się w pobliżu wypadku, twierdzi, że widział jak na miejscu kierowcy siedziały dwie osoby. jego zdaniem wyglądało to jakby chłopak uczył siedzącą mu na kolanach dziewczynę jeździć samochodem.
O własnych siłach, po drabince, wszedł na nabrzeże
Auto zamiast zjechać z "betonki" wpadło prosto do rzeki Świny, która w tym miejscu jest ujęta w sztucznie uformowany Kanał Piastowski, długą na 8 kilometrów drogę wodną prowadzącą ze Szczecina do Morza Bałtyckiego. Głębokość kanału dochodzi do 11 metrów, w miejscu gdzie wpadł samochód miała ona wynosić około 8-9 metrów.
Z samochodu o własnych silach wydostał się czternastoletni chłopiec, który dopłynął do betonowego brzegu i po drabince, która się tam znajdowała wszedł na górę. Podbiegł do wędkarzy, którzy zadzwonili po pomoc. Chłopiec był wyziębiony i według świadków znajdował się w stanie głębokiego szoku. Od wędkarzy dostał kurtkę, dzięki której mógł się ogrzać. Wkrótce został zabrany przez pogotowie ratunkowe.
Służby obecne na miejscu zdarzenia po długiej reanimacji stwierdziły zgon dwójki nastolatków wyciągniętych z wody przez nurków prywatnej firmy.
Z wyciągnięciem pojazdu nastolatków początkowo nie poradził sobie dźwig wodny - podał portal iswinoujscie.pl. Dlatego potrzebna była pomoc wojska, które dostarczyło dźwig mobilny. Wydobyte ze Świny ciemne volvo miało świnoujską rejestrację. W środę po północy rozpoczęły się oględziny pojazdu.
Śledczy prowadzący sprawę będą chcieli się dowiedzieć, jak doszło do tego, że tak młode osoby prowadziły samochód.
Uratowany 14-latek przebywa nadal w szpitalu w Świnoujściu, ale jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Jest pod opieką psychologów.
Czytaj więcej
Komentarze