Nieistniejąca droga gminna przez podwórko
Urszula Domarecka mieszka z mężem w niewielkim domu w Sulbinach pod Garwolinem. Od 2015 r. małżeństwo przeżywa gehennę. Okazało się, że według map przez ich podwórko przebiega droga gminna. W rzeczywistości droga nie istnieje - na trasie stoją m.in. słup energetyczny i stuletnia studnia. Wójt wniósł sprawę do sądu, który uznał, że droga może przebiegać pod oknami domu. Reportaż "Interwencji".
Urszula Domarecka ma 55 lat i troje dorosłych dzieci. Razem z mężem mieszka w niewielkiej miejscowości Sulbiny pod Garwolinem (woj. mazowieckie). W latach 90. przeprowadziła się do niewielkiego domu, który od pokoleń jest w rodzinie męża. Żyło się tu dobrze. Gehenna rozpoczęła się niespodziewanie, cztery lata temu.
Mieszkali cicho, spokojnie, na uboczu
- Do chwili, kiedy nie wyszła sprawa z tą drogą, bardzo dobrze nam się tu mieszkało. Jesteśmy już tu prawie 30 lat. Na uboczu, cicho, spokojne - mówi pani Urszula.
- To gospodarstwo powstało w 1917 roku. Założył je mój dziadek - dodaje Grzegorz Domarecki.
W 2015 roku sąsiedzi państwa Domareckich zażądali od Gminy Garwolin doprowadzenia do ich domu drogi. Wcześniej przez dziesięciolecia rodzina korzystała z dojazdu zwyczajowego za stodołą Domareckich. Dlatego dopiero w 2015 roku wójt zorientował się, że na mapie zaznaczona jest droga gminna. Biegnie przez podwórko Domareckich.
- Zostaliśmy wezwani do gminy Garwolin w celu wyjaśnienia, że oni tutaj mają drogę, a sąsiedzi nie mają dojazdu - tłumaczy pan Grzegorz.
- Dowiedziałem się, że jest tam droga gminna w momencie wystąpienia konfliktu. Nigdy wcześniej takich roszczeń nie było - zapewnia Marcin Kołodziejczyk, wójt gminy Garwolin.
Droga wiedzie przez słup i studnię
Droga na mapie może i jest, jednak w rzeczywistości stoi tam słup energetyczny oraz stuletnia studnia. A droga według mapy znajduje się zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od domu państwa Domareckich.
- Dla mnie ostatecznością jest droga przez gospodarstwo państwa Domareckich. Wiem, jakie będą konsekwencje tej decyzji - to bardzo uciążliwa lokalizacja - przyznaje wójt.
Wójt zaproponował, żeby drogę gminną wybudować na przejeździe za stodołą. Na tym samym, który wcześniej był nieformalnie wykorzystywany przez rodzinę M. Budowę zablokował jednak w ostatniej chwili kuzyn Domareckich i właściciel jednej z działek, po której biegnie przejazd.
Sprawę mogłoby rozwiązać wywłaszczenie kuzyna pod drogę konieczną. Jednak do sądu w tej sprawie mogłaby wystąpić rodzina M. Ta jednak odmówiła. Dziennikarzom "Interwencji" też drzwi nie otworzyła.
- Sąsiedzi mają gdzie jeździć i jeżdżą do dzisiejszego dnia. Teraz nawet już nie próbujemy z nimi rozmawiać - mówi pani Urszula.
Sąd wziął stronę urzędu gminy
Tymczasem na spotkanie z nami w niedzielne popołudnie stawiło się kilkanaście osób. To rodzina i sąsiedzi państwa Domareckich. Wszyscy zgodnie bronią rodziny, która jest zagrożona mieszkaniem tuż przy drodze. Twierdzą, że drogi w miejscu wskazanym przez gminę nigdy nie było.
- Jestem bardzo zaskoczona, zdenerwowana. Bardzo mi jest żal Grzegorza. Bo ile taki człowiek może wytrzymać - mówi siostra cioteczna pana Grzegorza.
Droga gminna została uwidoczniona w gospodarstwie na mocy protokołu z maja 1976 roku. Co ciekawe, rok później rodzina dostaje oficjalne pozwolenie na budowę domu murowanego. Czy to możliwe, żeby nikt nie zauważył wówczas drogi? Wójt obiecał nam sprawdzenie tych faktów w archiwum urzędu.
- Kto podpisał ten protokół, który właściciel? Wójt powiedział, że zapłacił za drogę. Komu? Gmina powinna mieć te papiery - twierdzi siostra pani Urszuli.
Państwo Domareccy przegrali też sprawę w sądzie, którą wniósł wójt gminy. Sąd uznał, że droga może biec pod oknami domu. Co ważne jednak, sąd nie badał samych okoliczności powstania drogi ani wydania pozwolenia na budowę domu. Jedynie kwestię zasiedzenia drogi. Domareccy liczą, że nagłośnienie sprawy im pomoże. Nie chcą pieniędzy, chcą tylko spokoju.
My tu przyszliśmy. Gdzie mamy iść?
- Jak powiedział mąż - pomimo tego wyroku, który wydała sędzia, to wójt może zrobić wszystko i nie musi poprowadzić tędy tej drogi. Niech poprowadzi ją gdzie indziej - mówi przez łzy pani Urszula.
- Poszkodowani w takiej sytuacji powinni spróbować wystąpić o odszkodowanie do gminy. Przysługuje im je za przejęcie gruntu pod drogę publiczną - tłumaczy radca prawny Przemysław Ligęzowski.
- Ja bardzo proszę pana wójta, żeby rozważył też drugą rodzinę. Nie tylko jedną. My tu przyszliśmy, mieszkamy, gdzie my mamy iść? - podsumowuje pani Urszula.
Czytaj więcej
Komentarze