"Państwo w Państwie": trzy lata więzienia za zniszczenie życia 20-latkowi
20-letni chłopak zostaje pobity, pozostawiony na jezdni i przejechany samochodem. Do końca życia pozostanie niepełnosprawny. Napastnik odpowiedział jedynie za narażenie na utratę zdrowia, a kierująca autem za nieudzielenie pomocy. Tą sprawą zajmą się dziś reporterzy programu "Państwo w Państwie". Transmisja w Telewizji Polsat i Polsat News o godz. 19:30.
28 października 2017 roku Albert Radomski świętował swoje 20. urodziny na poznańskim Starym Rynku. Gdy wracał z imprezy do domu, został pobity. Dzięki nagraniu z miejskiego monitoringu policjanci mogli dokładnie ustalić przebieg zdarzenia.
Na nagraniu widać mężczyznę, który zaatakował idącego chodnikiem Alberta. Dwa razy go uderzył. Drugi cios był tak silny, że Albert stracił przytomność. - Został pozostawiony w tym stanie na jezdni - opowiada Andrzej Borowiak z poznańskiej Policji.
"Wypiła 4 albo 5 kieliszków alkoholu"
Chwilę później chłopaka przejechał samochód. Kierująca nie zatrzymała się, nie udzieliła chłopakowi żadnej pomocy. Bezpośrednio przed wypadkiem spożywała alkohol.
- Na podstawie monitoringu ustalono, że w jednym z klubów, w których była oskarżona, wypiła 4 albo 5 kieliszków alkoholu. Była wcześniej w innych klubach, jednak nie ma z nich nagrań, więc nie da się ustalić, czy piła coś jeszcze – mówi mecenas Marcin Wolski.
Albert trafił do szpitala w bardzo ciężkim stanie. Miał pękniętą czaszkę, uszkodzony mózg, obrażenia wewnętrzne. Lekarze długo walczyli o jego życie. Nigdy nie wróci do zdrowia, wymaga całodobowej opieki.
- Po operacji przez chwilę mogliśmy Alberta zobaczyć. Tego nie da się opisać, głowa, całe ciało, było napuchnięte, wszędzie strupy, krwiaki... Całą głowę miał owiniętą bandażem, bo miał usuniętą większą część czaski – opowiada ojciec pobitego, Przemysław Radomski.
Wersja "na korzyść oskarżonej"
Sprawców udało się namierzyć i postawić zarzuty. Prokuratura twierdzi, że mężczyzna który pobił Alberta miał świadomość, iż pozostawiając nieprzytomnego człowieka na ruchliwej drodze może spowodować jego śmierć.
- To analogiczna sytuacja, do pozostawienia nieprzytomnego człowieka na torach kolejowych. Dlatego prokuratura przedstawiła oskarżonemu zarzut usiłowania zabójstwa z zamiarem ewentualnym, jak również spowodowania ciężkich obrażeń ciała. - mówi Michał Smętkowski z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Dla kierującej samochodem śledczy byli dużo bardziej łaskawi – postawiono jej zarzut nieudzielenia pomocy. Prokuratura stwierdziła, że kobieta nie mogła uniknąć przejechania chłopaka, gdyż upadł bezpośrednio pod koła. Nie wzięto jednak pod uwagę faktu przekroczenia przez nią prędkości oraz tego, że bezpośrednio przed wypadkiem spożywała alkohol – z wyliczeń na podstawie nagrań ustalono, że miała w organizmie 0,17 promila.
Granica wynosi 0,2 promila, więc w rozumieniu przepisów prawa była ona w tym momencie trzeźwa. Wiemy, że nie udało się zabezpieczyć nagrań monitoringu z innych lokali, jednak naczelna zasada postępowania karnego jest taka, że wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego, więc prokuratura musiała przyjąć taką wersję zdarzeń - mówi prokurator Smętkowski.
"Albert miał swoje pasje, miał znajomych"
Sprawa trafiła do sądu, a ten, ku zaskoczeniu prokuratury i przede wszystkim rodziców Alberta, zmienił kwalifikację czynu napastnika. Stwierdził, że pobicie i pozostawienie nieprzytomnego mężczyzny na jezdni, było jedynie narażeniem na niebezpieczeństwo utraty zdrowia.
- Trudno to zrozumieć. Sąd stwierdził, że mężczyzna który pobił Alberta nie widział zbliżającego się samochodu, więc nie mógł przewidzieć niebezpieczeństwa. Jest to o tyle dziwne, że samochód, który przejechał Alberta był niecałe 70 metrów dalej, a na monitoringu widać, że bijący jest zwrócony twarzą w jego stronę - opowiada mecenas Wolski.
Trzy lata pozbawienia wolności – taki wyrok usłyszał każdy z oskarżonych w tym procesie. Dla rodziców Alberta jest to skandalicznie niski wymiar kary za zniszczenie chłopakowi życia.
- Mieliśmy poukładane wszystko - Albert miał skończyć szkołę, miał swoją pasję, miał znajomych. A teraz nie ma praktycznie nic... - mówi matka Ewelina Radomska.
Rodzina zapowiada, że będzie walczyć o surowsze kary w sądzie drugiej instancji. Więcej o tej sprawie w reportażu Magdaleny Gębickiej w programie "Państwo w Państwie" w niedzielę o 19:30.
Czytaj więcej
Komentarze