W Katowicach odbył się Marsz Równości. "Chcemy w końcu równych ludzkich praw także tu, w Polsce"
Parę tysięcy osób – według policji około 2 tys., według organizatorów około 6 tys. - wzięło udział w Marszu Równości, który w sobotę po południu przeszedł ulicami Katowic. Nie było incydentów, niewielkie grupy kontrmanifestantów oddzielała od parady policja.
Był to trzeci Marsz Równości w Katowicach, drugi odbył się w ubiegłym roku – po 10 latach od pierwszego. Wśród demonstrantów dominowała młodzież – wiele osób miało na sobie kolorowe stroje. Szły jednak również starsze osoby bez emblematów, nieraz z dziećmi czy psami.
Paradę otworzył burmistrz miasta partnerskiego Katowic – niemieckiej Kolonii - Andreas Wolter. Wiceprezes głównego organizatora marszu, stowarzyszenia Tęczówka, Aleksandra Kossak powiedziała, że władze Katowic - póki co nie mają czasu, by tutaj się zjawić.
W wygłoszonym po angielsku przemówieniu Wolter przekonywał, że uczestnicy marszu pokazują "swoje prawdziwe barwy" – swój opór wobec autokratów, nacjonalistów i szowinistów; pokazują - swoją różnorodność wobec tych, którzy marzą o heterogenicznym społeczeństwie.
"Chcemy w końcu równych ludzkich praw także tu, w Polsce"
- Jesteśmy tu, ponieważ nie zgadzamy się, aby nasza solidarność została nam odebrana - mówił.
Jak powiedział, pojęcie równości – jednocześnie jednego z podstawowych ludzkich praw – wiąże się z demokracją i sprzeciwem wobec dyskryminacji.
- Chcemy w końcu równych ludzkich praw także tu, w Polsce - zaakcentował Wolter.
- Walczymy o demokrację, rządy prawa, godność i samookreślenie, przeciw nienawiści, przemocy i wykluczeniu - podkreślił Wolter. Jak dodał, 80 lat po tym, jak nazistowskie Niemcy rozpoczęły w Polsce drugą wojnę światową, przeszłość ukazuje prawdę o populizmie, rasizmie i wykluczeniu.
- To zaczyna się od sprzeciwu wobec obcości i inności, jak to miało miejsce w lipcu w Białymstoku. My jesteśmy dla nich tymi innymi. "Strefy wolne od LBGT" przypominają nazistowskie akcje przeciw Żydom w naszych miastach. Co będzie następne? To niszczy społeczeństwo i demoluje demokrację. Sprzeciwiamy się temu, bo wierzymy w nasz wspólny dom – Europę - deklarował burmistrz czwartego co do wielkości miasta Niemiec.
"Kultura gwałtu? – Nie! Mowa nienawiści? - Nie!"
Aleksandra Kossak przedstawiła manifest stowarzyszeń organizujących katowicki marsz. Znalazły się w nim postulaty m.in. "zmian prawnych chroniących grupy dyskryminowane, w szczególności zmian w zakresie mowy nienawiści wobec osób LBGTQIA+, zdecydowanych instytucjonalnych reakcji na wszelkie przejawy dyskryminacji i wprowadzenia powszechnej edukacji antydyskryminacyjnej, przede wszystkim w szkołach i instytucjach publicznych".
Wśród innych postulatów znalazły się: "wprowadzenie równości wobec prawa, czyli równości małżeńskiej osób tej samej płci, adopcji dzieci i prawa spadkowego, uregulowań prawnych i medycznych dotyczących osób transpłciowych i interpłciowych, służących uznaniu i umocnieniu różnorodności płciowej".
Manifestanci mieli m.in. transparenty: "Kultura gwałtu? – Nie! Mowa nienawiści? - Nie!", "Nie dla przemocy", "Czasy takie niespokojne, nieśmy miłość, a nie wojnę!", a także ze śląską odmianą przez przypadki czasownika "przajać" (kochać – przyp. red.).
Uczestnicy krzyczeli m.in. "Myślę, czuję, decyduję", "TVP: trujecie ludzi". Nieśli flagi, m.in. w barwach polskich, śląskich i europejskich. Najliczniej nad marszem powiewały flagi tęczowe i inne symbole w tych kolorach, np. dmuchane jednorożce.
Pochód zabezpieczały setki policjantów
Wraz z Marszem Równości przemieszczało się kilka samochodów – platform z nagłośnieniem (jeden z nich firmowała partia Wiosna, inne Razem i Komitet Obrony Demokracji). Pochód zamykał zespół bębniarzy. Przedstawiciele Greenpeace mieli transparent "Planeta, Szacunek, Człowiek, Energia, Równość, Przyroda".
Pochód zabezpieczały setki policjantów stojących wzdłuż ulic, którymi przemieszczała się manifestacja, i idących po bokach pochodu. Przed marszem szedł oddział szturmowy policji, jechała armatka wodna i grupa policjantów konnych. Nad miastem krążył policyjny śmigłowiec.
Marsz wyruszył z placu Sejmu Śląskiego. Grupa kontrmanifestantów zgromadziła się na przylegającym do niego placu Piłsudskiego. Wznosiła okrzyki m.in.: "Polska bez rowerów", "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę", "Wielka Polska katolicka" i śpiewała: "Nie tęczowa, nie czerwona, tylko Polska narodowa", "Tu jest Polska, nie Bruksela, tu się zboczeń nie popiera".
Niektórzy uczestnicy kontrmanifestacji próbowali wznosić wulgarne hasła, ale koordynatorzy apelowali o spokój; przestrzegali, że - sprawy ich działaczy po wydarzeniach z ubiegłego roku toczą się po dziś dzień.
Na uczestników marszu czekało kilka osób z przekreślonymi tęczowymi barwami
Grupki przeciwników parady gromadziły się też wzdłuż trasy pochodu, wiodącej ulicami m.in. Jagiellońską, Andrzeja i Mikołowską. Kilka osób z podniesionymi krzyżami i wizerunkami religijnymi modliło się przy kościele dominikanów na ul. Sokolskiej, kolejne grupy krążyły wokół marszu z transparentami przekonującymi, że "pedofilia wiąże się z homoseksualizmem”, a "homoseksualizm z przestępczością".
Na katowickim rynku na uczestników marszu czekało kilka osób w białych strojach ochronnych i z tabliczkami "kordon sanitarny” oraz przekreślonymi tęczowymi barwami. Nieprzychylne komentarze głosiła część przechodniów, niekiedy uciszanych przez innych obserwujących pochód.
Marsz po przejściu części alei Korfantego i przez katowickie Rondo zakończył się przed Pomnikiem Powstańców Śląskich. Jak powiedziała przed rozpoczęciem pochodu Kossak, wzięli w nim udział politycy, m.in. unijna komisarz Elżbieta Bieńkowska, europoseł Łukasz Kohut i posłanka Monika Rosa.
Po zakończeniu parady młodsza aspirant Agnieszka Żyłka z katowickiej policji powiedziała, że wydarzenie, które zgromadziło około 2 tys. uczestników, odbyło się bez incydentów. Prezes Tęczówki Tomasz Kołodziejczyk szacował liczbę uczestników na około 6 tys. osób.
Czytaj więcej