"Człowiek zakleszczony, a korytarz życia to pojęcie nieznane" - alarmują strażacy po groźnym wypadku

We Wronowie na Podlasiu tir wpadł do rowu, a kierowca został zakleszczony w zmiażdżonej, zadymionej kabinie. Pomoc mogła nadejść szybciej, ale dojazd do wypadku utrudniali służbom kierowcy. "Niestety w naszym rejonie korytarz życia jest pojęciem nieznanym. Mieliśmy spore kłopoty z dojazdem na miejsce przez zawracające lub pchające się pod prąd pojazdy" - przekazali strażacy z OSP Raczki.
- Kierowcy zaczęli cofać, aby uniknąć stania w korku - powiedział polsatnews.pl Andrzej Czuper, prezes OSP Raczki. Dodał, że przez to czas dojazdu na miejsce wypadku wydłużył się o cenne 5-7 minut.
Do wypadku doszło w środę około godziny 19:00 we Wronowie (Podlaskie).

Najprawdopodobniej z powodu pęknięcia opony tira kierowca nie opanował pojazdu i wjechał do rowu. - Był poturbowany, kabina była zmiażdżona - przekazał Czuper. Liczyła się każda minuta.
Strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej w Raczkach jako pierwsi dotarli na miejsce. Wyruszyli 3 minuty po zgłoszeniu, a dotarli po 10 minutach. Czas dojazdu mógłby być jednak krótszy, gdyby nie nieodpowiedzialne zachowanie kierowców.
"Niestety w naszym rejonie korytarz życia dla służb ratunkowych jest pojęciem nieznanym i mieliśmy spore kłopoty z dojazdem na miejsce ze względu na zawracające lub pchające się pod prąd pojazdy" - napisali.

Problem z dojazdem miały również inne służby ratunkowe.
Zakleszczonego kierowcę ostatecznie udało się wyciągnąć z kabiny przy wsparciu strażaków z OSP Topiłówka. Siłą rąk odciągnięto kierownicę na tyle, aby można było wysunąć mężczyznę, a następnie ułożyć na noszach. Poszkodowanego zabrał śmigłowiec LPR do szpitala w Suwałkach.
- Ludzie są niecierpliwi, to samo się dzieje w całej Polsce - komentuje zachowanie kierowców Czuper.
Zaczęli zawracać, blokując dojazd do miejsca zdarzenia
W ostatnim tygodniu do podobnej sytuacji doszło na autostradzie A4 na Dolnym Śląsku między węzłami Pietrzykowice i Kąty Wrocławskie na jezdni w kierunku Legnicy. Zderzyły się tam dwie ciężarówki.
Po wypadku na jezdni powstał zator o długości 17 kilometrów. Kierowcy utworzyli korytarz życia. Jednak niektórzy z nich zamiast czekać na przejazd służb ratunkowych i polecenia policjantów zaczęli zawracać, blokując dojazd do miejsca zdarzenia.
Nagranie z kamery wozu gaśniczego, na którym widać nieprawidłowe zachowanie kierowców, opublikował portal "Korytarz życia - włącz myślenie".
"Decydujące są pierwsze są 3, 4 minuty"
- Jeżeli dochodzi do zdarzeń ciężkich i krytycznych, do zdarzeń gdzie jest zagrożenie życia i zdrowia, pacjenci mają zatrzymanie oddechu, zatrzymanie krążenia - decydujące są pierwsze są 3-4 minuty. Niezależnie od tego jakie służby dotrą pierwsze, wszystkie mają odpowiednie przeszkolenie i sprzęt, aby przystąpić do pierwszych czynności ratujących życie. Blokowanie tych korytarzy, próba korzystania z nich dla własnego interesu, stwarza realne zagrożenie dla osób potrzebujących pomocy oraz dla służb ratunkowych - powiedział polsatnews.pl ratownik medyczny, Maciej Solski z Centrum Ratownictwa Wrocław.
Czytaj więcej