Demonstracje pogrążyły Hongkong w największym kryzysie politycznym od jego przyłączenia do ChRL w 1997 roku. Szefowa administracji regionu Carrie Lam wyklucza ustępstwa wobec protestujących. Wielokrotnie powtarzała ona, że projekt nowelizacji prawa ekstradycyjnego "jest martwy", a prace nad nim ustały, ale odmawia wycofania go z parlamentu.
Piątkowa manifestacja wzorowana jest na Szlaku Bałtyckim z 1989 roku, gdy dwa miliony osób utworzyło żywy łańcuch od Wilna przez Rygę do Tallina, by zaprotestować przeciwko sytuacji politycznej w ówczesnych republikach ZSRR. Akcja została zorganizowana w 50. rocznicę podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow, na mocy którego Litwa, Łotwa i Estonia utraciły niepodległość.
Demonstranci zdemolowali stację
Demonstracja, określana jako "hongkoński szlak", zakończyła się zgodnie z planem o godzinie 21 czasu miejscowego (godz. 15 w Polsce). Nie pojawiły się doniesienia o incydentach.
Niezależnie od niej do napięć doszło jednak w na stacji metra Kwai Fong na hongkońskich Nowych Terytoriach. Policja poinformowała w komunikacie, że "duża grupa protestujących" zgromadziła się na tej stacji i dokonywała tam aktów wandalizmu. Zapowiedziano interwencję.
Stacja Kwai Fong została w piątek zamknięta o godz. 21 – zamiast jak co dzień o 1 w nocy – by uniknąć powtórki protestów, jakie miały tam miejsce poprzedniego wieczora. Mimo to demonstranci pozostali na stacji i zaczęli demolować jej wnętrze. W czwartkowym proteście uczestniczyło ok. 200 osób, które domagały się wyjaśnień w sprawie użycia przez policję gazu łzawiącego na tej stacji 11 sierpnia.
Czytaj więcej
Komentarze