Policjant wyjaśnił, że w Starostwie Tatrzańskim ciągle działa infolinia i co jakiś czas pojawiają się nowe sygnały o poszukiwanych przez rodziny osobach. Są one umieszczane na liście prowadzonej przez sztab kryzysowy i weryfikowane. Policjanci starają się na bieżąco docierać do osób, o które niepokoją się bliscy, i potwierdzać, że są całe i zdrowe.
Policja zakończyła poszukiwania w rejonie Giewontu, znalazła tam tylko drobny sprzęt turystyczny. - Nie znaleźliśmy żadnych osób, które mogłyby ewentualnie potrzebować pomocy - poinformował Wieczorek.
Sprawdzanie północnej ściany Giewontu zakończyła także załoga śmigłowca TOPR i też nie natrafiła na żadną osobę potrzebująca pomocy.
- Skończyliśmy poszukiwania, ale w każdej chwili mogą pojawić się nowe okoliczności. Jesteśmy na to gotowi - dodał rzecznik zakopiańskiej policji.
"W sezonie każdej nocy mamy informacje o osobach, które nie dały znaku gdzie są"
Jan Krzysztof, rzecznik TOPR, pytany o to czy są jakieś przypuszczenia odnośnie tego ile osób mogło spaść na północną stronę Giewontu, powiedział: - Nie mamy. Te osoby, które spadły na stronę północną, północno-zachodnią, które były wysoko, zostały odnalezione - dodał, że górna część szczytu, na tyle, na ile pozwalała pogoda, została sprawdzona.
Rzecznik TOPR poinformował, że pozostaje do spenetrowania ściana Giewontu, na której mają miejsce "typowe upadki". Rzecznik przyznaje, że kluczowe dla dalszych działań będzie ustalenie ile osób pozostaje do odnalezienia.
- Wiemy, że rodzinom brakuje kontaktu z niektórymi osobami. Czy one poszły w góry czy nie, takiej informacji nie mamy - powiedział.
- W sezonie każdej nocy mamy informacje o kilku osobach, które nie dały znaku rodzinie, gdzie są. W wielu miejscach w Tatrach, również w schroniskach, brakuje zasięgu więc tutaj musimy podejść do tego spokojnie - zauważył rzecznik TOPR.
180 osób brało bezpośredni udział w działaniach
- To było ogromne wyzwanie dla nas wszystkich. W akcję było zaangażowanych wiele służb. Oceniamy, że akcja ratunkowa przebiegła bardzo sprawnie, bo w bardzo krótkim czasie, w zasadzie w ciągu czterech godzin wszyscy, którzy potrzebowali pomocy ją otrzymali – mówił naczelnik TOPR.
- Taki wypadek, jaki miał miejsce w czwartek, jest absolutnie poza naszymi wcześniejszymi doświadczeniami - dodał.
W akcję było zaangażowanych około 80. ratowników TOPR, wspomaganych przez ratowników GOPR i strażaków PSP oraz OSP. Zadania były skoncentrowane w okolicach Giewontu, gdzie w użyciu był śmigłowiec TOPR. Kolejny śmigłowiec LPR lądował na Hali Kondratowej, zabierając poszkodowanych. Bezpośredni udział w działaniach w Tatrach brało 180 osób. Od początku działania ratownicze koordynował TOPR.
- Chciałem podziękować wszystkim służbom, które nas wspierały. Ratownicy GOPR oraz strażacy okazali się niezbędni w takiej sytuacji – mówił naczelnik TOPR.
W akcji pomagały również osoby przypadkowe, na przykład na Hali Kondratowej pomoc zaoferował turysta - ratownik medyczny, który pomagał na miejscu w schronisku, gdzie jak powiedział naczelnik, był zorganizowany "polowy szpital". Ratowników wspierały również zakopiańskie restauracje, dowożąc żywność dla służb.
Podczas czwartkowej burzy w Tatrach zostało poszkodowanych blisko 157 turystów, przebywających w okolicach Giewontu i Czerwonych Wierchów. W wyniku gwałtownych wyładowań atmosferycznych zmarły cztery osoby, w tym dwoje dzieci. Po słowackiej stronie gór zginął czeski turysta.
Czytaj więcej
Komentarze