"Myślałem, że zwariowała cała Ameryka". 50 lat temu rozpoczął się festiwal Woodstock, symbol epoki
15 sierpnia 1969 r. kilkaset tysięcy ludzi zjechało pod miejscowość Woodstock, by wziąć udział w festiwalu, który miał stać się symbolem hippisowskiej epoki oraz muzycznym wydarzeniem XX wieku. Zagrali m.in. Santana, The Who, Joe Cocker i Jimi Hendrix.
- Był to kompletny chaos. To, co się tam działo, przechodzi ludzkie pojęcie. Myślałem, że zwariowała cała Ameryka - tak po latach festiwal Woodstock wspominał Pete Townshend z zespołu The Who, z którym grał na imprezie uznanej przez magazyn "Rolling Stone" za jedno z wydarzeń, które zmieniły historię rocka.
Impreza stała się symbolem hippisowskiego pokolenia i epoki lata miłości, ale zanim do niej doszło, wszystko wskazywało, że zakończy się katastrofą.
Jeszcze miesiąc przed festiwalem farmer Max Yasgur nie wiedział, że przejdzie do historii jako ten, na którego terenie odbył się historyczny festiwal. Po tym, jak organizatorzy festiwalu nie dogadali się z władzami Wallkill w stanie Nowy Jork, zostali zmuszeni znaleźć inne miejsce na organizację swojej imprezy.
Trafili do małej miejscowości Bethel, położonej około 70 kilometrów od Woodstock. Przekonali Maksa Yasgura - pieniędzmi i zapewnieniem, że przyjedzie nie więcej niż 50 tysięcy widzów - by na jego farmie urządzić festiwal muzyczny.
"Mieszkali tam Bob Dylan, Jimi Hendrix"
Skąd nazwa Woodstock, skoro festiwal odbywał się kilkadziesiąt kilometrów od tego miasta? Wyjaśnia to dziennikarz, autor książek, wykładowca, uczestnik festiwalu Woodstock w 1994 r., Daniel Wyszogrodzki.
- Woodstock został niejako przyklejony do tego festiwalu dlatego, że miasto już wcześniej było symbolem wolności, nazwijmy to umownie utopii, azylu. Korzenie artystyczne w tej miejscowości sięgają kilkudziesięciu lat przed festiwalem. Do uroczej miejscowości położonej w malowniczej okolicy przyjeżdżali malarze, poeci. W latach 60. powstała tam bardzo silna komuna, społeczność artystyczna. Mieszkali tam Bob Dylan, Van Morrison, Jimi Hendrix, muzycy jazzowi. Nazwa Woodstock dobrze się kojarzyła.
Organizatorzy nie byli jednak przygotowani na przyjazd ponad 400 tysięcy fanów. Przybywający na festiwal szybko zablokowali wszystkie drogi dojazdowe.
"Ktokolwiek próbuje tu dotrzeć, musi być wariatem"
Wspominając festiwal z okazji jego 30-lecia Jerzy Piekarski pisał w "Przekroju": "Tysiące wędrowców zawrócono. Od piątku 15 sierpnia podczas konferencji prasowych stanowczo odradzano przyjazd: »ktokolwiek próbuje tu dotrzeć, musi być wariatem. Bethel i okolice to jeden wielki parking«. Nowojorski dworzec Greyhound zawiesił odprawę autobusów. Zatkana została główna arteria komunikacyjna stanu".
Piekarski wspomina słowa jednego z organizatorów, Johna Robertsa: "Gdybyśmy przewidzieli, że będziemy mieli do czynienia z takim tłumem, zrezygnowalibyśmy z całej sprawy".
"Rano, na kilka godzin przed rozpoczęciem pierwszego koncertu, okazało się, że festiwal przerósł możliwości organizatorów. Stosunkowo niewielka farma rozrosła się do rozmiarów drugiego co do wielkości miasta stanu - większego niż Albany, Syracuse i Buffalo. Nie było bram, płotu, kas, biletów. W sobotę ogłoszono, że festiwal jest za darmo" - pisał Piekarski.
Muzyków dostarczano helikopterami
W książce "Woodstock 1969. Najpiękniejszy weekend XX wieku" Marcina Sitko oraz Pawła Urbańca, z przedmową Daniela Wyszogrodzkiego, czytamy: "Farma Maksa Yasgura została podeptana i stratowana, zapasy jedzenia (w najbliższej okolicy!) skończyły się po kilkunastu godzinach od rozpoczęcia festiwalu, pomysł biletowanej imprezy spalił na panewce, a gubernator stanu poważnie zastanawiał się nad wprowadzeniem w regionie stanu klęski żywiołowej i interwencją gwardii narodowej".
Tłumy były tak duże, że muzyków dostarczano helikopterami. Dodatkowe problemy spowodowała ulewa, która przeszła nad terenem festiwalu. Brakowało jedzenia, toalet, miejsc na śmieci, miejsc do spania. Impreza przebiegła jednak bezpiecznie, choć zanotowano trzy zgony - jedna osoba zmarła w śpiworze przejechana przez traktor.
Problemem było też odnalezienie się w tłumie. Dlatego ze sceny wygłaszano ogłoszenia typu: "Paul, Mike potrzebuje swoich pigułek, będzie czekał na ciebie tam, gdzie wczoraj" albo "Marilyn Cohen, gdziekolwiek jesteś, Greg chce się z tobą spotkać w punkcie informacji, bo ma zamiar cię poślubić".
Ogłoszenia były czytane między koncertami. Pierwszy na scenie pojawił się piosenkarz folkowy Richie Havens. Wspominając tamten festiwal, w 2009 r. powiedział, że miał grać dużo później i tylko przez 40 minut. Ponieważ inni muzycy się spóźniali, wystąpił jako pierwszy i grał ponad dwie godziny.
- Zagrałem wszystkie piosenki, które znam - powiedział.
Najsłynniejszą z piosenek, które wykonał w Woodstock, stała się zaimprowizowana "Freedom", którą wykonał wtedy po raz pierwszy.
"Woodstock był dla Santany trampoliną"
Daniel Wyszogrodzki wśród najważniejszych występów wymienia m.in. koncert Carlosa Santany jako występ, który "był trampoliną do kariery dla ówczesnego debiutanta".
Wskazując inne ważne koncerty powiedział: "Woodstock należał do Jimiego Hendriksa i do amerykańskiego hymnu, który wykonał w niesamowitej wersji bladym świtem. Ważnym koncertem był występ The Who, którzy zagrali fragmenty z albumu »Tommy«. Z kolei Joe Cocker wykonał chyba najlepszy istniejący do dziś cover piosenki The Beatles, »With a Little Help from My Friends«. Wśród ważnych wykonawców wskazałbym również soulowy zespół Sly & The Family Stone, w skład którego wchodzili czarnoskórzy muzycy. Ich występ pokazał, że publiczność była całkowicie zintegrowana rasowo".
Podczas festiwalu wystąpili również, m.in. Ravi Shankar; Joan Baez; Grateful Dead; Janis Joplin; Jefferson Airplane; Ten Years After; The Band; Blood, Sweat & Tears i Crosby, Stills, Nash & Young.
Miała pojawić się Joni Mitchell, ale nie przyjechała, obawiając się, że występ będzie kolidował z jej wizytą w telewizyjnym show. Wspominała potem, że odmowa udziału w festiwalu była jej największym błędem. Pod uwagę brani byli również m.in. Bob Dylan, Led Zeppelin i The Doors, ale z różnych powodów nie pojawili się na imprezie.
Ostatnim artystą, który wystąpił na festiwalu był Jimi Hendrix, który pojawił się na scenie w niedzielę o 9 rano. Słuchało go już tylko około 30 tysięcy ludzi, większość była w drodze powrotnej do domów.
Filmy o pamiętnym festiwalu
W 1970 r. powstał dokument o festiwalu "Woodstock" w reżyserii Michaela Wadleigha (jednym z montażystów był Martin Scorsese), który został nagrodzony Oscarem. Potem premierę miało jeszcze kilka filmów o festiwalu, ukazało się też kilkadziesiąt wydawnictw muzycznych.
Ostatnie z nich to wydany na początku sierpnia tego roku imponujący boks "Woodstock 50 - Back to the Garden - The Definitive 50th Anniversary Archive", na który składają się 38 płyt, plakaty, książki.
Woodstock odcisnął również piętno na polskiej muzyce. Mówi o tym Wyszogrodzki: "Festiwal i cała fala muzyki hippisowskiej, choć docierała do nas w sposób ograniczony i przefiltrowany, miała wpływ na polskich artystów. Można wymienić chociażby Czesława Niemena, zespoły Anawa, Osjan, Dżamble. W tamtym czasie muzyka polska była produktem kilku twórców, kto inny pisał muzykę, kto inny teksty. Nie miała jeszcze charakteru stricte osobistej wypowiedzi. Kiedy »woodstockowa« fala do nas dotarła, zaczęło się to zmieniać".
Kontynuacje i plany na jublieusz
Festiwal doczekał się też kontynuacji. Najsłynniejsza z nich odbyła się w 1994 r., w tym samym miejscu. Przybyło około pół miliona osób. Wyszogrodzki, który był na tym Woodstocku, wspomina, że "pojawili się wykonawcy z pierwszego festiwalu - Santana, The Band – do tego młodzi artyści, tacy jak Metallica, Red Hot Chili Peppers oraz wielki nieobecny pierwszego Woodstocku, Bob Dylan. To był festiwal błota i muzyki, któremu częściowo udało się odtworzyć atmosferę pierwowzoru".
Na Woodstocku w 1994 r. był też Jerzy Owsiak. Jak wspominał w wywiadach, to właśnie po wizycie na tej imprezie zrodziła się idea stworzenia podobnego wydarzenia w Polsce. Pierwszą edycję Przystanku Woodstock zorganizował rok później.
W 2019 r. miał odbyć się festiwal upamiętniający 50 lat tej historycznej imprezy. Wśród gwiazd wymieniano Jaya-Z, Miley Cyrus i Santanę. Po problemach finansowych, kłopotach ze znalezieniem miejsca i odwołaniu koncertów kolejnych gwiazd impreza nie doszła do skutku.
- Na 50-lecie Woodstocku dostaliśmy zimny prysznic - komentuje to Wyszogrodzki.
- Impreza nie wyszła, co pokazało, że dzisiaj mamy inne pokolenie, inną muzykę, inny sposób jej słuchania. Cała legenda Woodstock ma głęboko wspólnotowy charakter, a dzisiaj pokolenie potencjalnych młodych słuchaczy odbiera muzykę w sposób zindywidualizowany, na telefonach, komputerach - dodaje.
"Kwintesencja pewnej utopii"
Czym był pierwszy Woodstock? Wyszogrodzki wyjaśnia: "Był kwintesencją pewnej utopii, a utopie są bardzo potrzebne, chcemy wierzyć w wyidealizowany obraz świata. Właściwie tylko raz w XX w. zaczęło się to prawie materializować, właśnie w Woodstock. Potem czekało nas rozczarowanie, nadszedł zimny prysznic. Ale lato miłości 1967 r. i festiwal w 1969 r. były kulminacyjnymi punktami eksplozji kultury hippisowskiej i próby urzeczywistnienia utopii, w której wszyscy ludzie są równi, nie ma barier rasowych. Do tego doszła fantastyczna muzyka".
- Wszystko się znakomicie zbiegło w czasie. Nowe pokolenie, które wychowało na muzyce rockowej, było zupełnie inne od powojennego pokolenia rodziców, stawało się nową grupą, w pewnym sensie nową klasą społeczną. Miało swoją muzykę, ideały, a kulminacją, symbolem, świetnym logo i hasłem stał się Woodstock - podsumowuje Wyszogrodzki.
Max Yasgur, przemawiając ze sceny na swojej farmie podczas festiwalu w 1969 r., powiedział: "Wszyscy udowodniliście coś światu. Udowodniliście, że pół miliona młodych ludzi może zebrać się razem na trzy dni, bawić, słuchać muzyki i nie przejmować niczym innym. Niech was za to Bóg błogosławi".
W 2017 r. łąka festiwalowa należąca niegdyś do Maksa Yasgura trafiła do Narodowego Rejestru Miejsc Historycznych.
Czytaj więcej
Komentarze