Hartwich: pan prezydent obiecywał pomoc. W trzecim dniu protestu przestał odbierać telefon

- Byłam organizatorem dwóch protestów w Sejmie. Nie można porównywać ich pod względem człowieczeństwa. Nikt w 2014 r. nie zamykał nam okien, nie włączał w nocy zimnych nawiewów. Dla mnie ten rząd nie ma żadnych standardów i został zdyskwalifikowany, gdy zakończył się nasz protest - powiedziała w programie "Graffiti" Iwona Hartwich, kandydatka KO w wyborach do Sejmu.
- Nie myślałam o wstąpieniu do partii. Pierwsza myśl, żeby kandydować, zrodziła się we mnie po skończeniu 40-dniowego protestu w Sejmie. We wszystkich mediach powiedziałam, że jeżeli dostanę propozycję godną rozważenia, to po prostu ją przyjmę - mówiła Hartwich na antenie Polsat News.
"Sytuacja z listą została rozwiązana"
Organizatorka protestów osób niepełnosprawnych w Sejmie w 2014 r. i 2018 r. początkowo otrzymała 7. miejsce na liście w okręgu toruńskim na listach Koalicji Obywatelskiej. Początkowo zrezygnowała ze startu z list KO, jednak po rekomendacji i rozmowie z przewodniczącym PO Grzegorzem Schetyną, Hartwich ostatecznie znalazła się na trzecim miejscu na liście.
- W tej sprawie żadnych sensacji nie zobaczymy. Nie ma o czym rozmawiać, a sytuacja została rozwiązana. Jestem po rozmowie z Grzegorzem Schetyną i myślę, że wszystko tam zostało powiedziane - zapewniła kandydatka KO, dodając, że "nie chce nikogo obwiniać" za zamieszanie z miejscem na liście.
Według Hartwich, trzecie miejsce na liście wyborczej daje jej realną szansę, by zmienić coś w środowisku osób z niepełnosprawnościami. Wśród swoich postulatów wymienia m.in. zniesienie ubezwłasnowolnienia dzieci i zapewnienie darmowych sprzętów rehabilitacyjnych.
"Nikt nie zamykał nam okien"
Kandydatka Koalicji zapewniła, że podczas dwóch protestów w Sejmie (w 2014 r. i w 2018 r. - red.) zauważyła różnicę "pod względem człowieczeństwa" między Platformą Obywatelska, a Prawem i Sprawiedliwością.
- Pomimo, że za czasów Platformy było ciężko, to za każdym razem, gdy protestowaliśmy, coś dostawaliśmy. To 100 złotych, 200 złotych. Nikt w 2014 r. nie zamykał nam okien, nie włączał nocą zimnych nawiewów. Dla mnie ten rząd został zdyskwalifikowany, gdy skończył się nasz protest, gdy matki zostały poszarpane przy oknie - powiedziała Hartwich.
- Bardzo byśmy chcieli, żeby ten rząd zrozumiał, że nie można dawać niepełnosprawnym osobom niezdolnym do samodzielnej egzystencji jałmużny, w postaci 500 złotych z kryterium. Jakim prawem wszystkie rodziny ze zdrowymi dziećmi otrzymują bezwarunkowo 500 złotych? Z kolei osoba, która nigdy nie miała normalnego dzieciństwa, która spędziła życie w szpitalach dostaje od rządu 500 złotych z kryterium i musi ponownie się orzekać. Przecież to jest hańba tego rządu - dodała.
"Mamy ogromne pretensje do prezydenta Dudy"
- Chcę, żeby społeczeństwo wiedziało, że mamy ogromne pretensje do pana prezydenta Andrzeja Dudy, na którego głosowała większa część rodzin niepełnosprawnych. Pan prezydent przed wyborami był w Toruniu i łapał matki dzieci niepełnosprawnych za ręce i obiecywał pomoc. Na trzeci dzień protestu nie był już odbierany telefon. Pan prezydent Duda uciekł - powiedziała Hartwich.
Według Hartwich, osoby niepełnosprawne i ich opiekunowie czują się lekceważeni. - Nie może być tak, że osoby niepełnosprawne w naszym kraju, w dalszym ciągu żyją za głodowe świadczenie 935 złotych. Teraz rząd daje 500 złotych z kryterium. Nie zgadzamy się na to - podsumowała. Jednocześnie zapowiedziała protest osób niepełnosprawnych przed Sejmem i KPRM we wrześniu.
Dotychczasowe odcinki programu "Graffiti" można obejrzeć tutaj.
Czytaj więcej