Ojciec nocami robił dla córki wyjątkowe autko. Rodzinną pamiątkę skradziono. "Serce mi pękło"
![Ojciec nocami robił dla córki wyjątkowe autko. Rodzinną pamiątkę skradziono. "Serce mi pękło"](https://ipla.pluscdn.pl/dituel/cp/nm/nm9vpzv554sd1c1a5s3gfyf8ica4sy48.jpg)
Pan Fryderyk Król zbudował autko dla swojej córeczki, wzorowane na amerykańskich samochodach z lat 50., których jest fanem. Wieczorami, kiedy córka spała, tworzył mini "Lancię". Auto miało być pamiątką rodzinną, także dla kolejnych pokoleń. W piątek pojazd skradziono. W odnalezieniu samochodu pomagają internauci, których poruszyła ta historia.
Marianna Król autko dostała pod choinkę. Pan Fryderyk tworzył "Lancię" przez trzy miesiące. Wzorował się na samochodach, które jeździły w Stanach Zjednoczonych w latach 50. i 60.
- Moja idea była taka, aby samochód był retro, a nie taki, który można kupić w sklepie, na pilota – powiedział polsatnews.pl pan Fryderyk.
![](https://ipla.pluscdn.pl/dituel/cp/ra/rabyj6yhj22jnn1wjkitzre1ewfoczeo.jpg)
![](https://ipla.pluscdn.pl/dituel/cp/z6/z6eumqgai3tmpbn7f2zgr4pune75egzr.jpg)
Zuchwała kradzież
Kiedy Marianna wyrosła z auta, rodzice zawieźli je do dziadków. Dwa tygodnie temu rodzina powiększyła się. Rodzice wpadli na pomysł, aby wykonać w mini aucie sesję zdjęciową dla nowo narodzonego syna. Przywieźli je do swojego mieszkania, a po wykonanych zdjęciach zostawili w garażu.
W piątek samochód zniknął. Sprawa od razu została zgłoszona na policję.
- Przykro jest, że ktoś ukradł dzieciom pamiątkę rodzinną. Plan był taki, aby tego nigdy nie sprzedać. Chcieliśmy, żeby zostało to w rodzinie i jak dzieci dorosną to, aby to było dla wnuków – powiedział Król.
W związku z tym, że zabawka stanowiła dużą wartość sentymentalną dla rodziny, zdecydowali, wraz z żoną, że zaapelują o pomoc w mediach społecznościowych.
"Serce mi właśnie pękło" - napisał na Facebooku pan Fryderyk.
W niedzielę ojciec Marianny dotarł również do nagrań, na których widać kobietę, która miała ukraść pojazd. Stopklatkę z monitoringu zamieścił na Facebooku.
Dziecięcej zabawki szukają przyjaciele i internauci.
- Nie spodziewałem się takiego odzewu. To co się stało, to jest jakieś szaleństwo. Niesamowita reakcja ludzi, prawie 6 tys. udostępnień postu z apelem o pomoc. Ludzie dzwonią, piszą, robią wszystko, aby pomóc – mówi pan Fryderyk. Dodaje, że być może dlatego ich sprawa wzbudziła takie zainteresowanie, bo zabawka była dziecięca i wykonana ręcznie. - Gdyby to była zabawka, którą można kupić w sklepie, sprawę zgłosilibyśmy tylko na policję.
Czytaj więcej