"Gdyby nie poważne zaniedbania, te dzieci nadal by żyły". Dwa lata po tragedii w Suszku
- Chciałabym cofnąć czas. Gdyby nie bardzo poważne zaniedbania, to te dzieci nadal by żyły - mówi Ewa Majewska, babcia 14-letniej Olgi, która zginęła dokładnie dwa lata temu, na obozie harcerskim koło wsi Suszek (woj. pomorskie) podczas "huraganu stulecia". Usuwanie skutków nawałnicy trwa do dziś, a prokuratura postawiła zarzuty ws. tragedii pięciu osobom.
Huragan z 2017 roku, zwany huraganem stulecia, przeszedł w nocy z 11 na 12 sierpnia. Wiatr wiejący z prędkością od 100 do 150 km/h dokonał zniszczeń od Wybrzeża po Dolny Śląsk. Do największej tragedii doszło wówczas koło wsi Suszek w leśnictwie Jakubowo (Nadleśnictwo Rytel), gdzie w obozie w lesie zginęły dwie harcerki - 14-letnia Olga i 13-letnia Joanna. Rannych zostało 22 innych harcerzy. W całym kraju zginęło sześć osób.
W niedzielę, dokładnie dwa lata po nawałnicy bliscy dziewczynek przyjechali na miejsce tragedii.
- Osoby odpowiedzialne za organizację powinny były zabezpieczyć to, miejsce tak by było bezpiecznie. Niestety przez bałagan wielu rzeczy nie dopełniono, tak jak powinno to być - tłumaczy Ewa Majewska.
Zarzuty dla pięciu osób
Prokuratura postawiła zarzuty pięciu osobom. Według śledczych komendant Mateusz I. miał nieprawidłowo zorganizować obóz, zwłaszcza akcję ewakuacyjną. Nie przyznał się do zarzutów oraz odmówił składania wyjaśnień. Te same zarzuty postawiono jego zastępcy Włodzimierzowi D., który również nie przyznał się do popełnienia przestępstwa.
W styczniu zarzut niedopełnienia obowiązków postawiono 67-letniemu Andrzejowi N., który w czasie, gdy doszło do tragicznych wydarzeń, był dyrektorem wydziału bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego w Starostwie Powiatowym w Chojnicach. N. przyznał się do nieprzekazania służbom w odpowiedniej chwili ostrzeżenia o zagrożeniu.
W lipcu zarzuty usłyszały kolejne dwie osoby - synoptycy z IMGW. Witoldowi W. oraz Marii W., którzy w dzień tragedii pełnili dyżury meteorologiczne prokuratura postawiła zarzut nieumyślnego niedopełnienia obowiązków służbowych. Miało ono polegać "na niepodwyższeniu dla obszaru województwa pomorskiego oraz województwa kujawsko-pomorskiego ostrzeżenia meteorologicznego z 2 na 3 stopień zagrożenia, pomimo istniejących ku temu przesłanek". Synoptycy nie przyznali się do zarzuconego im czynu, odmówili składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania śledczych.
"Likwidacja skutków huraganu może kosztować nawet 1 mld złotych"
Rzeczniczka Lasów Państwowych Anna Malinowska poinformowała, że niemal cała powierzchnia lasów, jaka została zniszczona podczas huraganu z sierpnia 2017 roku została udostępniona. - Teraz na uprzątniętych terenach trwa sadzenie nowego pokolenia lasu - dodała.
Lasy Państwowe poinformowały, że po dwóch latach od huraganu leśnicy uprzątnęli ponad 8 mln m sześc. powalonych bądź połamanych wówczas drzew. Wielkość strat wyniosła 8,6 mln m sześc. drewna.
- Likwidacja skutków klęski była wręcz tytanicznym wysiłkiem dla osób pracujących w tamtym terenie. Uporanie się z ogromem pracy wymagało zaangażowania ponad 4 tys. pracowników zakładów usług leśnych, łącznie pracowało tam 377 ZUL (Zakład Usług Leśnych). Na terenie klęskowiska pracowało też 295 harwesterów i forwarderów, czyli specjalistycznego sprzętu do prac leśnych - podkreśliła Malinowska.
Rzeczniczka dodała, że dotychczas likwidacja skutków klęski kosztowała niemal 712 mln zł. - To mogą być nie wszystkie wydatki, gdyż te mogą wynieść nawet 1 mld zł - wskazała.
Jak wyjaśniła, w tej kwocie znajdują się wydatki związane z porządkowaniem terenów, wywozem drewna, hodowlą sadzonek i przywracaniem lasu, a także remontem dróg publicznych i leśnych zniszczonych podczas nawałnicy.
Potrzeba 217 mln sadzonek drzew
Według wyliczeń LP, leśnicy, aby przywrócić las na zniszczonych terenach, będą potrzebowali ponad 217 mln sadzonek drzew. Na ponad 29 tys. ha las trzeba będzie posadzić "od zera". Koszt całkowitego odnowienia powierzchni poklęskowych ma wynosić 282 mln zł.
- W budżecie Lasów Państwowych będą musiały znaleźć się pieniądze na przygotowanie gleby do sadzenia nowego pokolenia lasu, sadzonki drzew i krzewów, ochronę nowych upraw leśnych przed zwierzyną, koszty ochrony przed pożarami i szkodliwymi owadami, wykaszania niepożądanej roślinności - zwróciła uwagę Malinowska.
Przedstawicielka Lasów zapewniła, że tam gdzie jest to możliwe, leśnicy pozostawiają powierzchnie do naturalnego odnowienia. - Niestety, nie wszędzie jest możliwe stosowanie tej formy przywracania roślinności, gdyż brak jest drzew, które mogłyby obsiać zniszczony obszar. Łącznie do naturalnej sukcesji pozostawiono 1213 ha terenu - wyjaśniła rzeczniczka.
Według LP prace w nadleśnictwach, które poniosły starty w związku huraganem z 2017 r., powinny zakończyć się w 2023 roku.
Czytaj więcej
Komentarze