Zostawili psa w samochodzie i poszli nad Morskie Oko. "Kilkanaście minut dzieliło go od śmierci"
- Suczka leżała z głową wciśniętą między siedzenia i nie reagowała na nic, nawet na dotyk. Wyciągnęłam ją z samochodu i powoli przeszłyśmy do cienia. Tam wypiła dużo wody, nawet kilka misek - relacjonuje w rozmowie z polsatnews.pl Mariola Włodarczyk, prezes fundacji Zwierzęta Podhala.
W czwartek około godziny 13:00 policjanci z Bukowiny Tatrzańskiej zadzwonili do kobiety z prośbą o pomoc. Od turystów zmierzających w stronę Morskiego Oka otrzymali zgłoszenie o psie zamkniętym w samochodzie. W Zakopanem temperatura sięgała wtedy 25 stopni Celsjusza w cieniu.
Przed dotarciem na miejsce Włodarczyk poprosiła funkcjonariuszy o wybicie szyby.
- Pół godziny mogło być decydujące, ona była w złym stanie. Dodajmy do tego sporą nadwagę i wiek. Ona jest starszym pieskiem - opowiada.
Właściciele psa zostawili w samochodzie uchylone okna, więc policjantom udało się otworzyć drzwi nie uszkadzając szyb. Podali zwierzęciu wodę, ale jego stan wciąż nie był zadowalający. Dopiero pomoc Włodarczyk okazała się przynieść suczce ulgę. Kobieta zabrała ją do domu, gdzie czekała na przyjazd opiekunów. Sprawę opisała na Facebooku.
"Nie przewidzieliśmy. Po prostu głupota"
Suczkę rasy bulterier tego samego dnia wieczorem odebrali prawni opiekunowie.
- Było to bardzo wzruszające. Pani przyklękła przy niej, rozpłakała się. Sunia jest w zaawansowanym wieku, przywiązana do rodziny i dziecka - opowiada prezes fundacji.
Właściciele przyjechali z psem na rodzinną wycieczkę. Nie przewidzieli, że na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego nie można wchodzić ze zwierzętami.
- Wtedy podjęli decyzję o zostawieniu suni w samochodzie. Sądzili, że skoro zostawili otwarte cztery okna i szyberdach, to cyrkulacja powietrza okaże się wystarczająca. Gdy dotarli do auta i zadzwonili do mnie, nie dowierzali w całą sytuację - zaznacza Włodarczyk.
Zapytani o powód zostawienia psa, odpowiedzieli: "nie przewidzieliśmy. Po prostu głupota".
Jak reagować w takich przypadkach?
Zapytaliśmy prezes fundacji Zwierzęta Podhala o to, co robić, gdy będziemy mieć do czynienia z podobną sytuacją.
- Wszystko zależy od stanu, w jakim jest zwierzę. Najpierw spróbujmy ocenić jego kondycję przez szybę. Jeśli nic nie wskazuje na niebezpieczeństwo, wezwijmy służby. Policja jest potrzebna - informuje Włodarczyk.
Rozbicie szyby czasem okazuje się jednak konieczne.
- Gdy sytuacja jest poważna, zwierzę nie kontaktuje, jest apatyczne, wtedy rozbijamy szybę, natychmiast prowadzimy je do cienia. Potrzebne są woda i zwilżone ręczniki. W międzyczasie warto zadzwonić do najbliższej lecznicy i pojechać tam z psem - kończy swoją wypowiedź.
Czytaj więcej