Misiewicz: w areszcie przewartościowałem swoje życie, zbliżyłem się do Boga
- Sprawiedliwy wyrok w mojej sprawie może wydać tylko niezawisły, niezależny od polityków sąd - powiedział Bartłomiej Misiewicz w wywiadzie udzielonym po wyjściu na wolność. Były rzecznik MON zapowiedział, że nie wróci do polityki. - Chcę poszukać nowej pracy skończyć studia, założyć rodzinę - dodał w rozmowie z Onetem. Wyjaśnił, że w areszcie "przewartościował swoje życie" i zbliżył się do Boga.
Pod koniec czerwca były rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej, po wpłaceniu kaucji, w czwartek opuścił areszt. Przebywał w nim od 30 stycznia br. Bartłomiej Misiewicz jest podejrzany o przekroczenie uprawnień i działanie na szkodę spółki PGZ.
Były rzecznik MON w rozmowie z Onet.pl przekonywał, że jest niewinny. - Udowodnię to przed sądem - powiedział. - Ja już w areszcie zrozumiałem, że sprawiedliwy wyrok w mojej sprawie może wydać tylko niezawisły, niezależny od polityków sąd. Jeśli taki będzie, to jestem o siebie zupełnie spokojny - dodał.
Jak stwierdził, "na szczęście w Polsce wyroki zapadają w sądach, a nie w prokuraturze".
Nie ma żalu do PiS
Misiewicz nie chciał zdradzać szczegółów spraw w związku z którymi usłyszał zarzuty: zawierania fikcyjnych umów na szkodę PGZ, płatnej protekcji. Powoływał się na tajemnicę śledztwa. - Nigdy nie zawarłem żadnej umowy w ramach PGZ - przekonywał.
Mówił także, że nie proponował spotkanej na imprezie kobiecie pracy za seks. - Nigdy nie prowadziłem żadnej rekrutacji do żadnej instytucji, nawet w MON, a już zwłaszcza nie proponowałem pracy za seks! Jakoś dziwnym trafem ten przeciek pojawił się akurat w momencie, gdy wokół mnie zrobiło się głośno w związku z filmem pana Patryka Vegi - powiedział.
Pytany o słynne salutowanie mu przez oficerów Wojska Polskiego, Misiewicz odpowiada, że w tej sprawie rozpętano przeciwko niemu nagonkę. - Media nie grały ze mną fair, robiły ze mnie największego degenerata w kraju. Moim błędem było to, że z tym nie walczyłem, nie wysyłałem pozwów mediom, które pisały bzdury - dodał.
Były rzecznik MON przyznał, że nie ma żalu do władz PiS za wyrzucenie go z partii. - Nie wiem, jak ja bym się zachował na miejscu kierownictwa partii. Zdziwiło mnie tylko końcowe, publiczne oświadczenie komisji powołanej do tej sprawy - powiedział.
Podziękował Rzecznikowi Praw Obywatelskich
W rozmowie z Onet.pl Misiewicz wyraził swoją wdzięczność o. Tadeuszowi Rydzykowi, który osobiście poręczał za niego w prokuraturze. Podziękował także RPO za objęcie jego sprawę kuratelą.
- Chciałbym bardzo podziękować zespołowi Rzecznika Praw Obywatelskich. Ponadpolitycznie stanął w obronie moich podstawowych praw konstytucyjnych. Słowem: jedni mnie zostawili, a drudzy zobaczyli, co jest grane - dodał.
Były rzecznik MON wyjaśnił, że przez pewien czas stosowano wobec niego zarówno areszt, jak i poręczenie majątkowe. - Mój tata wpłacił wymaganą, decyzją sądu, kaucję 100 tys. zł, a prokurator odmawiał mojego zwolnienia z aresztu. To było niezgodne z prawem. Rzecznik Praw Obywatelskich objął to śledztwo swego rodzaju kuratelą. Zainterweniował - powiedział Misiewicz.
Izolacja w areszcie
Były współpracownik Antoniego Macierewicza spędził w areszcie pięć miesięcy. - 23 godziny na dobę przebywałem sam ze sobą, w celi dwa na trzy metry - dodał. Jak powiedział, dużo czytał i rozwiązywał krzyżówki.
Poinformował, że nie miał kontaktu z innymi więźniami. Był izolowany ze względów bezpieczeństwa. - Były spacery, ale też samotne. Zazwyczaj od 6:30 do 7:30 - powiedział. Jak dodał, do pierwszego widzenia z rodziną doszło po 2,5 miesiącach.
- Mnie bardzo pomogło to, że zbliżyłem się do Boga. W ogóle w więzieniu jest tak, że albo ktoś się zbliża do Boga, albo ostatecznie od Niego oddala. Bo albo czerpie się siłę z wiary, albo całkowicie traci się nadzieję. Ja się modliłem codziennie i dziś też tak robię. Nauczyłem się dostrzegać i dziękować za naprawdę małe rzeczy. Nie będę zgrywał twardziela - miałem wiele kryzysów i słabszych momentów. To jest trudne doświadczenie - przyznał Misiewicz.
"Pasztety i dżemy długo nie zagoszczą w moim menu"
Były rzecznik MON powiedział, że w areszcie schudł 25 kg. - Dzienne wyżywienie osadzonego w Polsce kosztuje 4 zł. Ja się starałem jeść to, co powszechnie w więzieniu jest nazywane "posiłkami", ale też nie zawsze dawałem radę. W każdym razie pasztety, miody i dżemy długo nie zagoszczą w moim menu. A pierwsze co zjadłem po wyjściu z aresztu to była jajecznica - oznajmił.
Zapytany o plany na przyszłość, Misiewicz powiedział, że chce skończyć studia, ożenić się i założyć rodzinę. Zapowiedział, że nie wróci już do polityki.
- Chciałbym skupić się na czymś innym, poszukać nowej pracy, założyć rodzinę. Ja naprawdę w tym areszcie przewartościowałem swoje życie - dodał.
Czytaj więcej