"Po godzinie wyciągnąłem mu przednie nogi". Dramatyczna akcja ratunkowa [WIDEO]

Pokaźnych rozmiarów jeleń wpadł w bagienną pułapkę. Na ratunek ruszyli leśnicy z Nadleśnictwa Browsk (woj. podlaskie). - Był w dobrej kondycji, więc pomagał, ale to też silne zwierzę i mógł zrobić krzywdę. Jeden cios i ręka złamana albo oko wybite - powiedział polasatnews.pl nadleśniczy Robert Miszczak, który wszedł do bagna, by wyciągnąć zwierzę.
O pechowcu - trzyletnim byku - nadleśnictwo zostało powiadomione przez pracownika Instytutu Badawczego Leśnictwa z Białowieży. Równolegle o sytuacji poinformował kolegów leśniczy z leśnictwa Rybaki. Od razu po zgłoszeniu na wskazane miejsce pojechał nadleśniczy wraz ze współpracownikami.
- Dostaliśmy koordynaty GPS i z miejscowym leśniczym dotarliśmy na miejsce - mówił nadleśniczy z Browska Robert Miszczak, dodając, że cały teren ma ponad 20 tys. ha, a bagienko, w które wpadło zwierzę, jest niewielkie.
"Jeden cios i ręka złamana albo oko wybite"
Na miejscu leśnicy zastali dramatyczny widok. Z bagna wystawał tylko łeb, kark i grzbiet zwierzęcia. Jeleń bezskutecznie próbował wydostać się, pokonując błotną przeszkodę, jednak każda próba kończyła się niepowodzeniem. Racice nie znajdowały twardego gruntu.
Prawdopodobnie jeleń chciał napić się wody, dlatego poszedł w głąb wyschniętego zbiornika i wpadł w bagno.
- Był w dobrej kondycji, więc pomagał, ale to też silne zwierzę i mógł zrobić krzywdę. Jeden cios i ręka złamana albo oko wybite - powiedział polsatnews.pl nadleśniczy Robert Miszczak, który zdecydował, że sam wejdzie do bagna, by nie narażać innych na niebezpieczeństwo.
"Tam nie było dna"
- Tam nie było dna, zawiesiłem się na miednicy - mówił Miszczak, któremu w akcji pomagał miejscowy leśniczy, a podleśniczy ciągnął byka za poroże.
Decyzja o wejściu do bagna musiała zostać podjęta błyskawicznie, gdyż nie było czasu, liczyła się każda minuta, a w okolicę bagna nie mógł podjechać żaden ciągnik, który mógłby pomóc w akcji.
"Klepnąłem go w kark i pobiegł"
- Był tak zassany, że ciężko było go wyciągnąć - relacjonował nadleśniczy. - Po godzinie wyciągnąłem mu przednie badyle (nogi - red.). Już czułem, że jest dobrze - dodał Miszczak.
Cała akcja ratunkowa zajęła leśnikom w sumie dwie godziny. Jeleń po wyciągnięciu z grzęzawiska był w dobrej kondycji. - Kiedy wyszedł na brzeg, klepnąłem go w kark i pobiegł - powiedział Miszczak.
Gdyby nie spontaniczna akcja ratunkowa leśników, zwierzę czekałaby śmierć z wycieńczenia lub zadana przez drapieżniki.
