Ukradł lawetę z ulami. 1,5 mln pszczół wypadło na drogę, część zginęła
Mężczyzna ukradł lawetę stojącą w polu, na której znajdowało się kilkanaście uli z jednej z dolnośląskich pasiek. Podczas ucieczki ze skradzionym sprzętem 24-latek gubił stojące na lawecie ule. Część pszczół znajdujących się w środku zginęła w wyniku upadku. Te, które przeżyły, żądliły turystów zgromadzonych w okolicy zapory w Pilchowicach (woj. śląskie).
Do zdarzenia doszło w piątek po południu.
24-letni mieszkaniec powiatu złotoryjskiego jechał skradzioną lawetą z dużą prędkością, gubiąc ule, które nie były odpowiednio zabezpieczone. O jego szarży poinformowali policję kierowcy oraz świadkowie.
Jak przekazał polsatnews.pl oficer prasowy policji w Lwówku Śląskim, "na wysokości tamy kierowca uszkodził koło i próbował jeszcze jechać na samej feldze". – Laweta praktycznie się wywróciła – powiedział funkcjonariusz.
Po zatrzymaniu 24-latka okazało się, że ma przy sobie trzy porcje amfetaminy. Według nieoficjalnych informacji polsatnews.pl, mężczyzna już wcześniej miał problem z prawem.
Teraz odpowie za kradzież oraz posiadanie narkotyków.
"Wszędzie były martwe pszczoły"
Na miejsce, w którym zatrzymano mężczyznę oraz gdzie zginęło najwięcej pszczół, pojechał Patryk Waloszczyk z Powiatowego Koła Pszczelarzy Ziemi Jeleniogórskiej.
- Pszczoły były przewożone w niehumanitarny sposób, zostały zgniecione. Wszędzie były martwe pszczoły. Jeżeli z tych 1,5 mln pszczół uda się uratować 20 proc., to będzie dobrze – przekazał polsatnews.pl Waloszczyk.
Pszczelarz dodał, że zwierzęta, które przeżyły, żądliły turystów zgromadzonych przy zaporze w Pilchowicach.
Czytaj więcej
Komentarze