"To repatrianci z Kazachstanu. Bardzo dobrzy i mili ludzie"
Babcia Dawida mieszka w segmencie niewielkiego bliźniaka na jednym z osiedli w Grodzisku Mazowieckim. - Państwo Ż. mieszkają tu już około 20 lat. To repatrianci z Kazachstanu. Bardzo dobrzy i mili ludzie. Znałam ich syna i wnuczka, to był mój ulubieniec. Wczoraj rano ich widziałam. Ojciec przyjechał samochodem z dzieckiem. Wymieniliśmy pozdrowienia. Do Dawidka powiedziałam: "O jest i mój ulubieniec". Pukali do drzwi domu, w którym mieszkali dziadkowie, ale chyba nikogo nie było i odjechali - opowiada jedna z mieszkanek osiedla.
Sąsiadka, która zajmuje drugą część bliźniaka, powiedziała, że widziała, jak w środę ok. godziny 17 przyjechał ojciec dziecka i zabrał go od dziadków. - Zapytałam Dawidka, co taki smutny, dlaczego płacze. Odpowiedział, że spadł z krzesła. Pocieszyłam go, mówiąc, że na pewno zaraz przestanie boleć - relacjonowała kobieta. Przyznała, że jest wstrząśnięta śmiercią ojca i zaginięciem dziecka. - Kto by pomyślał, nic nie wskazywało na to, że może dojść do takiej tragedii - oznajmiła.
Inni sąsiedzi z osiedla podkreślali, że rodzina wyglądała na bardzo zgodną. - Mieszkali tu razem z rodzicami. Wyprowadzili się może rok, a może dwa lata temu. Ojciec był bardzo przywiązany do dziecka. Jego żona, matka Dawidka, to bardzo miła osoba. Wiele razy z nią rozmawiałam - powiedziała jedna z mieszkanek bloku stojącego naprzeciwko domu dziadków.
Nie uruchomiono systemu "Child Alert"
- Nie do końca rozumiem powody, dla których nie uruchomiono systemu "Child Alert", którego ideą jest publiczne udostępnianie wizerunku dziecka. Działania policji są prowadzone z najwyższym zaangażowaniem, natomiast tutaj potrzebna jest reakcja społeczna - powiedział w rozmowie z Polsat News nadkom. Dariusz Loranty, ekspert ds. bezpieczeństwa publicznego.
Loranty mówił o możliwościach, z powodu których nie uruchomiono "Child Alert". Jego zdaniem może to być niska skuteczność systemu w tej sytuacji albo inne możliwości operacyjne policji. - Jeżeli policjanci skupiają się na niewielkiej przestrzeni to w ciągu 6-8 godzin powinni odnaleźć to dziecko - ocenił.
- "Child Alert" nie funkcjonuje w Polsce tak jak nam się to wmawia. To wydane pieniądze po to, by móc ogłaszać, że policja ten system włączyła - dodał.
- Ojciec mógł zrobić krzywdę dziecku. Nie należy wykluczać wersji o rozszerzonym samobójstwie. Druga opcja to taka, że przekazał je komuś lub wypuścił i ono teraz się błąka. Dziecko narażone jest na utratę zdrowia, na odwodnienie. Dorośli są w stanie wyczuć ten stan, kiedy musza się napić, dziecko nie ma takiej możliwości. Może szuka drogi, może siedzi i plącze, może jest załamane - mówił ekspert ds. bezpieczeństwa publicznego.
"Intencje rodziców nie zawsze są czyste"
- Decyzja o uruchomieniu "Child Alert" nie jest łatwa. Muszą wystąpić pewne przesłanki jak np. informacje o tym, że życiu lub zdrowiu dziecka coś zagraża, albo że dziecko mogło stać się ofiarą przestępstwa. Policjanci w tym momencie wchodzą w relacje rodzinne, zdobywają pewną wiedzę, której nie mogą przekazać do informacji publicznej. Wydaje mi się, że ta sytuacja nie kwalifikuje się do "Child Alert" - ocenił w rozmowie z Polsat News dr. Mariusz Sokołowski, były rzecznik policji.
Z informacji Polsat News wynika, że policja nie wyklucza, że pochodząca z Ukrainy matka może mieć coś wspólnego z zaginięciem dziecka.
- Tutaj wydaje się, że mamy do czynienia z walką o dziecko, być może z przekierowaniem uwagi śledczych na ojca dziecka. Nie zawsze intencje rodziców są do końca czyste. To trudna sytuacja, jeżeli mamy wiedzę o tym, że rodzice dopiero co się rozstali. Dziecko staje się narzędziem takiej walki. Czasami któraś ze stron nie wytrzymuje emocjonalnie i potrafi w imię sytuacji, jak się wydaje, bez wyjścia zrobić krzywdę dziecku - ocenił Sokołowski w Polsat News.
Apel policji
Policja prosi o pomoc w poszukiwaniach. Znalazła już auto ojca. - To ważne, by osoby, które widziały samochód między 17:00 a 21:00, zgłosiły się do nas. Nawet z pozoru błahe informacje, mogą okazać się kluczowe - przekazał Marczak.
Zaznaczył, że w śledztwie przyjęto kilka hipotez tego, co mogło przytrafić się chłopcu, ale "wszystko wskazuje na to, że w tej chwili pozostaje on bez opieki osoby dorosłej".
Czytaj więcej
Komentarze