10-latka zmyśliła, że została napadnięta i pobita. "Chciała zwrócić na siebie uwagę matki"

Zaskakujący finał policyjnego śledztwa ws. pobicia 10-latki w Krakowie. Dziewczynka twierdziła, że została napadnięta i pobita, spędziła nawet kilka dni w szpitalu. W sprawie przesłuchano świadków, wytypowano nawet sprawczynie ataku. Po czterech miesiącach okazało się jednak, że nastolatka wszystko zmyśliła.
Do brutalnego ataku na 10-latkę miało dojść pod koniec marca w biały dzień przy rondzie Hipokratesa w Krakowie. Dziewczynka twierdziła, że gdy wracała ze szkoły, została zaatakowana przez dwie nastolatki. Sprawę relacjonowały ogólnopolskie media.
- Jedna mnie trzymała, a druga biła - twierdziła domniemana ofiara.
Dziewczynka z podejrzeniem urazów wewnętrznych trafiła na obserwację do szpitala. Spędziła w placówce trzy dni. - Nie mogłam ruszać palcami, bardzo bolał mnie brzuch - tłumaczyła 10-latka. Badania jednak nic nie wykazały.
"Przedstawiła inną wersję wydarzeń"
Rodzice dziewczynki, którzy mieli pretensje, że nikt nie pomógł ich córce, zgłosili sprawę ataku na policję. Natychmiast ruszyło śledztwo w tej sprawie.
10-latka wskazała nawet swoje koleżanki jako sprawczynie ataku. Nastolatki zostały przesłuchane przez policję. Okazało się jednak, że miały niepodważalne alibi.
Po sprawdzeniu zapisu z kamer monitoringu i przesłuchaniu świadków, w sprawie zaczęło się pojawiać coraz więcej pytań. Aby rozwiać wątpliwości, prokuratora zdecydowała się na przeprowadzenie eksperymentu z udziałem pokrzywdzonej dziewczynki.
- Wówczas małoletnia przedstawiła inną wersję wydarzeń, przyznając, że pierwotna wersja była przez nią zmyślona - powiedziała Polsat News Mirosława Kalinowska-Zajdak z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Motyw, którym kierowała się dziewczynka był z perspektywy dorosłych błahy. - Dziewczynka chciała zwrócić na siebie uwagę matki - dodała Kalinowska-Zajdak.
Ze względu na swój wiek, dziewczynka nie poniesie konsekwencji prawnych.
"To jest takie wołanie o pomoc"
Historii podobnych do tej z Krakowa nie brakuje. W całej Polsce od początku tego roku zanotowano kilkanaście takich przypadków, w samej Małopolsce trzy. Są to sprawy różnego kalibru - domniemane pobicia, rozboje, a nawet gwałty.
Małoletni często nie zdają sobie sprawy z konsekwencji swoich czynów. - Domniemani sprawcy są piętnowani często tylko na podstawie relacji dzieci - zauważył w rozmowie z Polsat News rzecznik prasowy Małopolskiej Policja mł. insp. Sebastian Gleń.
Psychologowie twierdzą jednak, że dla dzieci kłamstwo o tym, że są krzywdzone, to ostateczność.
- Nie chodzi o to, że dziecko chce manipulować światem, tylko to jest takie wołanie o pomoc - powiedział Polsat News psycholog, prof. Zbigniew Nęcki.
Nie bez powodu sprawy w których poszkodowanymi są dzieci w opinii śledczych należą do najtrudniejszych. W takich przypadkach policja musi działać dwutorowo.
- Szukamy potencjalnego sprawcy, ale równolegle badamy wątek, że dziecko może tę historię zmyśliło, ubarwiło - tłumaczy Gleń.
"Budujmy kontakt na poziomie dziecka"
W przypadku gdy dziecko jest potencjalną ofiarą w śledztwie są jasne procedury.
- Jeżeli są jakieś nieścisłości i jest konieczne przesłuchanie dziecka dla rozstrzygnięcia sprawy wtedy dochodzi do takiego przesłuchania tylko raz i tylko w obecności psychologa - wyjaśnia Barbara Szczerba z Małopolskiej Policji.
Czerwona lampka śledczych zapala się już po zeznaniach.
- W takich przypadkach dzieci bardzo dokładnie i skrupulatnie opisują zdarzenie, potrafią szczegóły wskazywać jeśli chodzi o sprawców - dodaje Szczerba.
Za zmyślonymi historiami opowiadanymi przez dzieci często kryje się to, że są zaniedbywane i pomijane przez dorosłych.
Istnieje jednak wiele sposobów na poprawę relacji z dzieckiem. - Budujmy kontakt na poziomie dziecka, a nie na poziomie dorosłego - radzi psycholog.
Czytaj więcej