- Żeby nie było, ja nie mam zamiaru się tu budować. Fundacja zakupiła domek i on nam wystarczy do śmierci - zapowiada Janusz Gabrych.
Ale pan Piotr i pani Wiesława są w gorszej sytuacji, bo w miejscu, gdzie spłonął dom, nie ma teraz warunków dla ich dzieci. Wyjechali więc do teściowej pana Piotra do gminy Gromnik, w której mieszkali przed przeprowadzką do Rzepiennika Strzyżewskiego. I tu pojawia się problem, bo nie wiadomo, który samorząd jest odpowiedzialny za pomoc. Obie gminy zgodnie twierdzą, że pan Piotr z żoną i dziećmi nie są ich mieszkańcami.
Formalnie nie zamieszkują
- Mogę powiedzieć, że nie byli nimi, dlatego że dom, jak i miejsce zamieszkania było w innej gminie, gminie sąsiedniej - w Rzepniku Strzyżewskim - tłumaczy Bogdan Stasz, wójt gminy Gromnik.
- Formalnie w tym momencie oni nie są mieszkańcami, nie przebywają na terenie gminy, nie wiem, czy kiedykolwiek byli tymi mieszkańcami. Nie mam żadnych wniosków od nich odnośnie pomocy, tak że tutaj sytuacja jest, ze względów formalnych, dosyć trudna – twierdzi Marek Karaś, wójt gminy Rzepiennik Strzyżewski.
- Mają wszystko gdzieś, opieka to samo. Wszyscy się wykręcają tym, że dzieci niezameldowane, żona niezameldowana – mówi Piotr Gabrych.
Małżeństwa niestety nie stać na wynajęcie mieszkania na własną rękę, bo pan Piotr zarabia 1500 zł, a pani Wiesława pobiera 500 plus i rodzinne na dwoje dzieci.
- Kierowniczka gminy zaoferowała mi dwa domy, które się nie nadają się do użytku. Jeden to jest całkowita rudera, która się wali, a drugi domek jest bez wody bieżącej, jest z studni z jednym pokojem, z kuchnią bez łazienki, bez niczego – opowiada Piotr Gabrych.
Oszczędności poszły na budowę
Pan Piotr nie zgodził się na oferowane przez urzędników Rzepiennika Strzyżewskiego mieszkania. Uważa, że jeśli przystałby na te propozycje, mógłby stracić dzieci ze względu na złe warunki. Zwłaszcza, że do Ośrodka Pomocy Społecznej w Gromniku trafił donos, w którym zarzuca mu się roszczeniową postawę, picie alkoholu i konflikt z rodzicami.
- Czasem były zgrzyty, wiadomo, jak w rodzinie, ale przechodziło wszystko i jakby nie było jeden drugiemu zawsze pomagał. Nie powiem, też ojciec dużo mi pomógł, żebym sobie wykończył u góry to piętro - mówi Piotr Gabrych.
- Wszystkie oszczędności w budowę poszły. Jakby teściowa nam nie pomogła, to byśmy mieszkali pod mostem w kartonie albo nie wiadomo gdzie - podsumowuje.
Czytaj więcej
Komentarze