"Edward nie zmarł wskutek braku tlenu, został zaatakowany" Właścicielka szopa odebrała wyniki sekcji
"Badania wykazały, że ta niewinna i ufna istota spotkała się z okrucieństwem człowieka. Obrażenia jakie stwierdzono absolutnie nie mogły być wynikiem braku tlenu" - poinformowała właścicielka szopa Edwarda. Początkowo sądzono, że zwierzę zmarło na skutek uduszenia, po tym, jak zostało zamknięte w plastikowej beczce przez wczasowiczów.
Edward był znanym w Olsztynie udomowionym szopem. Ze swoją właścicielką często odwiedzał placówki edukacyjne i uczestniczył w różnych akcjach m.in. ekologicznych.
Podchodził blisko, "straszył dzieci"
Szop 8 czerwca wymknął się z domu właścicielki i podczas swojej eskapady "odwiedził" domek wynajmowany przez wczasowiczów - parę rodzin z dziećmi i psem. Według relacji wczasowiczów, Edward nie bał się ludzi, podchodził blisko i "straszył dzieci". Dorośli bezskutecznie próbowali go przegonić, a służby, z którymi się kontaktowali mieli odmówić udzielenia im pomocy.
"Żyłby do teraz, gdyby nie decyzja o jej zakryciu dopasowanym do niej wiekiem, odcinając mu tlen i zostawiając na pewną śmierć" - pisała w czerwcu na Facebooku.
"Płaczę, jak pomyślę, jak musiał cierpieć Edward"
Zwrot w sprawie nastąpił jednak, gdy właścicielka w lipcu odebrała wyniki sekcji zwłok szopa. Według podanych przez nią informacji Edward nie zmarł w wyniku uduszenia, lecz został "bestialsko zaatakowany i uśmiercony".
"Nie rozumiem, po prostu nie mieści mi się w głowie i płaczę jak pomyślę, jak musiał cierpieć Edward" - napisała kobieta na Facebooku.
Sekcja zwierzęcia wykazała m.in. rozległe wylewy krwi w tkance podskórnej w tylnej części głowy, okolicach żeber oraz w płucach, skrzepy krwi w komorach serca, przekrwienie mózgu, wątroby i spojówek. Z badań wynika, że zwierzę zostało wielokrotnie uderzane.
"Podobno wsadzili go tylko do beczki, a ja chciałam im uwierzyć. Obiecuję Ci Edward, że nie spocznę dopóki nie wymierzę sprawiedliwości za Twoją śmierć" - deklaruje właścicielka szopa.
Czytaj więcej
Komentarze