Czuwały przy łóżku brata, widziały, jak umiera. Po swojej "śmierci" mężczyzna przyszedł na grilla
Po tygodniach poszukiwań policja z Chicago poinformowała rodzinę zaginionego Alfonso Bennetta, że mężczyzna leży w szpitalu, podłączony do respiratora. Bliscy wiedząc, że jego stan jest krytyczny, zgodzili się na odłączenie od aparatury ratującej życie. Gdy rodzina przygotowywała się do pogrzebu krewnego, ten... przyszedł na rodzinny obiad. Okazało się, że denat został błędnie zidentyfikowany.
Nagi, nieprzytomny mężczyzna, ze znacznymi obrażeniami twarzy został znaleziony 29 kwietnia, w południowym Chicago. Został zabrany do szpitala i podłączony do aparatury ratującej życie. Lekarze nie byli jednak w stanie go zidentyfikować.
Nie były w stanie go rozpoznać
Funkcjonariusze policji porównując zdjęcia "Johna Doe" (w taki sposób w USA nazywa się osoby, których tożsamości nie udało się ustalić - red.) do zdjęć osób zaginionych, doszli do wniosku, że leżący w szpitalu mężczyzna to Alfonso Bennett. Policja skontaktowała się z rodziną umierającego 13 maja.
"Gdy pierwszy raz go zobaczyłam, było to dla mnie szokujące przeżycie. Był podłączony do aparatury. Zastanawiałam się, jak to jest możliwe, żeby kogoś tak brutalnie pobić" - powiedziała "Chicago Sun Times" siostra Bennetta, Rosie Brooks. Zarówno ona, jak i jej dwie siostry nie były w stanie rozpoznać w mężczyźnie swojego brata. Lekarze jednak mieli twierdzić, że kobiety nie chcą pogodzić się ze stanem bliskiego i wypierają prawdę.
Ostatecznie kobiety, przekonane, że ich "brata" nie da się uratować, zgodziły się na odłączenie mężczyzny do aparatury. Były przy nim do ostatnich chwil jego życia.
Rodziny składają pozew
Rodzina Bennetta, przygotowując się do pogrzebu mężczyzny zorganizowała rodzinnego grilla. Na obiad przyszedł również uważany za zmarłego Alfonso Bennett. Jak podaje Fox News, mężczyzna w czasie swojego "zaginięcia" miał wybrać się na urlop, o którym nie poinformował rodziny.
O niespodziewanym powrocie do życia bliscy mężczyzny poinformowali szpital. W kostnicy tym razem pobrano od zmarłego odciski palców. Po dokładniejszym badaniu okazało się, że ciało należy do 69-letniego Elishy Britmanna, który również zaginął. Służby skonstatowały się z bliskimi mężczyzny.
- Dzwoniliśmy do kostnic, do szpitali, dzwoniliśmy wszędzie - przekonuje w rozmowie CBS News Miloshi Brittman, siostrzenica zmarłego.
W ostatnią środę ośmiu członków rodziny Brittmanów i czerech członków rodziny Bennettów spotkało się w biurze adwokata. Poinformowali, że wspólnie złożą pozew przeciwko szpitalowi i miastu Chicago. Według bliskich obu mężczyzn, zaniedbania po stronie policji i lekarzy doprowadziły do emocjonalnej traumy i śmierci Elishy Bennetta.
Czytaj więcej
Komentarze