"Policjant tłukł głową męża o podłogę". 77-letni emeryt trafił do szpitala
- Policjantka zaczęła kolanem przyciskać nerki męża i kręgosłup do ziemi. Policjant tłukł głową męża o podłogę, żeby go skuć – opowiada Irena Moszyńska o zajściu w ich domu pod Olsztynem. Mundurowi przyszli w drobnej sprawie. Skończyło się na siłowej interwencji, po której 77-letni emeryt, który jest po trzech zawałach, trafił do szpitala na 9 dni. Zobacz materiał programu "Interwencja".
Państwo Irena i Wojciech Moszyńscy są emerytami. Mieszkają we własnym domu w podolsztyńskiej wsi Słupy. Wiodą spokojne życie – mają dzieci i wnuki. 13 kwietnia ta sielanka została nagle zakłócona, gdy pani Irena zauważyła obcych na swojej posesji.
- Żona zauważyła dwie osoby, w ciemnych ubraniach, chodziły po podwórku. Otworzyła drzwi balkonowe i uprzejmie, kulturalnie pyta w czym pomóc. To oni już byli na balkonie, szybko dobiegli i pokazują w drzwiach jakieś kluczyki, pytają czy to jej – opowiada Wojciech Moszyński.
"To my tu zadajemy pytania"
- Po dłuższej przepychance słownej pytamy, dlaczego macha tymi kluczykami, co się stało. Odpowiedział, że była widziana ręka, która wrzucała te kluczyki na sąsiednią posesję. Mąż pyta "czyja ręką, biała, czarna, z obrączką, mężczyzny, kobiety? Na jaką posesję, bo graniczymy z czterema". "To my tu zadajemy pytania i to my prowadzimy czynności" - taka była rozmowa – relacjonuje Irena Moszyńska.
Wojciech Moszyński został poproszony o dowód osobisty.
- Powiedziałem, zaraz, niech pan mi wyjaśni, o co chodzi. A że byli bez czapek, to tak skojarzyłem z tymi telewizyjnymi ostrzeżeniami o tych przebierańcach, którzy napadają na starszych ludzi i poprosiłem, żeby wyszli – twierdzi pan Wojciech.
Niestety to jeszcze bardziej rozzłościło niezapowiedzianych gości. Ci - według relacji państwa Moszyńskich - w pewnym momencie zaatakowali starszego pana.
"Zaciągnęli do sypialni i rzucili na podłogę"
- W pewnym momencie złapali mnie za ramiona, zaciągnęli do sypialni i rzucili na podłogę. Dosyć poturbowali, bo ktoś mnie walił po plecach, po kręgosłupie. Ktoś mnie trzymał za szyję i walił głową w podłogę, także mnie trochę pokiereszowano. W ostatnim momencie wyjąłem z twarzy prawa ręką szczękę, bo mi do gardła wlazła i się dusiłem - opowiada.
- Krzyczałam, że go zabiją, że jest po trzech zawałach, wszczepione bajpasy, zastawkę, jest cukrzykiem i ma wysokie nadciśnienie. Widziałam, że to już jest stan przedzawałowy. Nie reagowali na to… Mąż do mnie krzyczy, że to jest napad, dzwoń na 112 po policję – relacjonuje pani Irena.
Spanikowana kobieta przez długie minuty nie mogła wybrać właściwego numeru telefonu.
- Nie umiałam wybrać właściwego numeru telefonu. W międzyczasie zadzwoniłam do córki czy na policję czy do sąsiadów, ciągle się odzywa mój stacjonarny telefon. Po prostu zupełnie irracjonalnie się zachowywałam. W końcu udało się zadzwonić do sąsiadów, sąsiedzi przybiegli. Starsze emerytowane małżeństwo, w tym emerytowany policjant – mówi pani Irena.
- Oni się wtedy tak szybko zwinęli, to znaczy wyszli. Żona jeszcze za nimi pobiegła żądając wyjaśnień, kto to jest, z jakiej komendy, to przy drzwiach samochodu, podobno chcieli ją potrącić samochodem – dodaje pan Wojciech.
Konieczna była hospitalizacja
Pan Wojciech trafił do szpitala i pozostał tam aż dziewięć dni – był to czas walki o jego życie, bo zarówno jego najbliżsi, jak i lekarz prowadzący uważają, że do tragedii było naprawdę blisko.
- Właściwie każdy stres każdy wysiłek dla takiego pacjenta może mieć ogromne znaczenie, jeśli chodzi o jego zdrowie – tłumaczy dr n. med. Piotr Żelazny.
O sprawie reporterzy "Interwencji" chcieli porozmawiać z rzecznikiem Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie. Odpowiedź otrzymali tylko drogą elektroniczną.
"(…) Podczas interwencji mężczyzna odmówił wylegitymowania się policjantom wykonującym czynności. Z uwagi na to zachowanie funkcjonariusze podjęli czynności wynikające z uprawnień ustawowych policji. Olsztyńska policja wszczęła czynności wyjaśniające (…)"
"Dowód w sprawie, czyli kluczyki pozostały na miejscu"
- Funkcjonariusze powinni przede wszystkim poinformować mojego klienta, że są policjantami, okazać legitymację, czego nie zrobili. Po drugie powinni poinformować, jaki jest cel wizyty. Bez zaproszenia, bez nakazu, nie mają prawa wejść do domu, a weszli. No i nie powinni też, wykorzystując swoją władzę, wykorzystywać siłę fizyczną – uważa Paweł Łobacz, adwokat pobitego.
- Nie dość, że powód interwencji jest kuriozalny, ale kuriozalne jest też to, że dowód w sprawie, czyli kluczyki pozostały na miejscu. Nie jestem policjantem ale wydaje się, że to jest kuriozalne – podsumowuje Małgorzata Moszyńska, córka pobitego.
Czytaj więcej
Komentarze