Prezydent wręczył medale Virtus et Fraternitas. Dla osób ratujących Polaków przed zbrodniami
Prezydent Andrzej Duda wręczył w środę w Warszawie pierwsze medale Virtus et Fraternitas przyznane osobom, które w XX w. ratowały obywateli Polski przed zbrodniami. Wśród uhonorowanych 14 osób są m.in. Polacy i Żydzi z Grupy Berneńskiej, a także Ukraińcy, Kazach i Węgier.
Prezydent, który w Teatrze Polskim wręczał odznaczenia wyróżnionym osobom lub ich potomkom, podkreślił, że medale Virtus et Fraternitas to "specjalne odznaczenia dedykowane za szlachetność, braterstwo, serce, a przede wszystkim za niezwykle ludzką postawę, niezwykły humanizm, okazany w czasach bardzo trudnych". Dodał też, że odznaczenia są wyrazem pamięci i wdzięczności ze strony polskiego państwa.
- Ale przede wszystkim chciałbym, żeby najmocniej wybrzmiało to, że to są odznaczenia od naszej wspólnoty - podkreślił. - Nasza wspólnota - poprzez te odznaczenia - Państwa do siebie przyjmuje, traktując was jako jej część. Jesteście Państwo naszymi braćmi, siostrami. Chciałbym, żeby to właśnie pozostało w waszym sercu, jako wyraz naszej największej wdzięczności, że traktujemy was jako siostry i jako braci naszej wspólnoty, naszego narodu - dodał.
W imieniu odznaczonych głos zabrał Tassybaj Abdikarmow - obywatel Kazachstanu, który mając 16 lat pomagał polskiej rodzinie zesłanej po wojnie w głąb Związku Sowieckiego. - Niech to wydarzenie będzie przykładem dla innych narodów - zaznaczył Abdikarmow.
Gliński: to odznaczenie za męstwo, braterstwo i solidarność
Podczas uroczystości, którą uświetnił m.in. występ Włodka Pawlika, odczytano listy od premiera Mateusza Morawieckiego i marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, którzy podkreślali odwagę i poświęcenie odznaczonych osób, które niosły pomoc ofiarom zbrodni XX w.
Obecny na ceremonii wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński ocenił, że medal Virtus et Fraternitas to odznaczenie za męstwo, braterstwo i solidarność. Przypomniał też historię powstania Instytut Pileckiego, który wnioskował do prezydenta o odznaczenia. Instytut to organizacja upamiętniająca, dokumentująca i badająca historię XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem polskiego doświadczenia i losów obywateli polskich.
Pierwsze medale Virtus et Fraternitas (z łac. Cnota i Braterstwo) przyznano 14 osobom. "Czternaście historii, które musisz poznać, czternaścioro wyjątkowych ludzi, którzy przezwyciężyli strach, by pomóc innym" - podkreślił Instytut Pileckiego przedstawiając na swojej stronie internetowej sylwetki bohaterów.
Medalami odznaczeni zostały osoby z Grupy Berneńskiej - zarówno jej polscy, jak i żydowscy członkowie - Aleksander Ładoś, Konstanty Rokicki, Stefan Ryniewicz, Juliusz Kuehl, Chaim Eiss i Abraham Silberschein. Grupa (określana także jako Grupa Ładosia) w czasie drugiej wojny światowej w Bernie w Szwajcarii zajmowała się ratowaniem Żydów poprzez nielegalne wystawianie i przekazywanie im paszportów krajów latynoamerykańskich.
Polscy dyplomaci oraz działacze organizacji żydowskich pozyskiwali paszporty państw Ameryki Łacińskiej, które następnie trafiały do Żydów w okupowanej Europie. Były to paszporty głównie Paragwaju, Salwadoru, Hondurasu, Boliwii, Peru i Haiti, które chroniły swoich posiadaczy w gettach przed wywózką do niemieckich obozów zagłady. Ich właścicieli kierowano do obozów dla internowanych, gdzie pewna część z nich doczekała końca wojny.
- Grupa Ładosia zajmowała się załatwieniem paszportów, a właściwie ich podrabianiem. Cała grupa miała przydzielone zadania. Jedni pozyskiwali blankiety paszportów, inni pozyskiwali dane i nazwiska osób, do których te paszporty miały trafić. Inni zajmowali się pozyskiwaniem finansów, a jeszcze inni zabezpieczali dyplomatycznie całą akcję - mówił w "Nowy Dzień z Polsat News" dr Wojciech Kozłowski, dyrektor Instytutu Pileckiego. Przypomniał, że grupa funkcjonowała za zgodą polskiego rządu emigracyjnego.
Uri Strauss, ocalony z Holokaustu, przez Grupę Bereńską na antenie Polsat News wspominał, jak wyglądała akcja z przekazaniem paszportów i przekonywał, że "zawdzięcza życie dyplomatom i członkom grupy".
Babcia Szura nie zapomniała o zamordowanych Polakach
Wśród uhonorowanych byli również Ukraińcy, którzy podczas zbrodni wołyńskiej uratowali polską rodzinę w wsi Marcelówka, położonej niedaleko Włodzimierza Wołyńskiego. To Anatolij i Zinaida Giergielowie - ukraińskie małżeństwo, które ostrzegło rodzinę Zarembów, ostrzegając ją przed atakiem UPA. "Wieloletnia sąsiedzka więź zwyciężyła nad podsycanymi podziałami między narodami. Gdy Anatolij Giergiel dowiedział się o planowanym przez ukraińskich nacjonalistów ataku na Polaków, postanowił ostrzec swojego przyjaciela Władysława Zarembę, a ten mógł ostrzec innych mieszkańców wsi" - podkreślił Instytut.
Osobiście odznaczenie odebrała Ołeksandra Wasiejko, dzięki której polscy archeolodzy odnaleźli masowe groby Polaków zamordowanych przez nacjonalistów z UPA w Woli Ostrowieckiej i Ostrówkach. Jak podał Instytut Pileckiego, latem 1943 roku - w czasie ludobójstwa polskiej ludności na Wołyniu (później również na terenie Galicji Wschodniej) - zniszczono wiele wsi, w których mieszkali Polacy. Wielu z nich zostało pochowanych w masowych grobach, których lokalizacja do dziś pozostaje nieznana.
Ołeksandra Wasiejko - dziś emerytka, a kiedyś pracownica kołchozu, nazywana też babcią Szurą - nie zapomniała o zamordowanych Polakach. Przedstawiając jej historię Instytut Pileckiego podał, że jej ojciec, Kallinik Łukaszko, przed wojną przyjaźnił się z Polakami żyjącymi w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej - obie wsie zostały zniszczone podczas rzezi wołyńskiej, a ich mieszkańcy zamordowani. "Kallinik pomagał ukrywającej się w lesie polskiej rodzinie. Gdy odkrył, że oni również zostali zabici, pochował ich i wskazał swojej córce mogiły, które oznaczył krzyżykami wyciętymi na korze rosnących obok drzew" - podał Instytut, dodając, że mimo upływu 70 lat Ołeksandra Wasiejko cały czas pamiętała o zamordowanych, zanosząc na ich groby kwiaty i modląc się za nich.
Uhonorowany został też Węgier - gen. Lorand Utassy de Ujlak, który stał na czele XXI Departamentu Jeńców Wojennych i Internowanych w Ministerstwie Honwedów, a pod jego opieką znalazły się tysiące polskich żołnierzy. "Kategorycznie odmówił gestapo wstępu do obozów internowania i wydania polskich żołnierzy. Uczestniczył także w rozmowach z Czerwonym Krzyżem, by uczynić organizację reprezentantem interesów przebywających na Węgrzech Polaków" - przypomniał Instytut.
"Człowieka trzeba mierzyć miarą serca"
Medalami Virtus et Fraternitas zostali odznaczeni również Polacy, którzy pomagali żydowskim współobywatelom. To prof. Władysław Konopczyński - historyk i polityk, który po upadku Powstania Warszawskiego udzielił schronienia krewnym pochodzenia żydowskiego, a także Antoni i Władysława Nagórkowie - polskie małżeństwo, które w czasie niemieckiej okupacji, nie zważając na grożącą im karę śmierci, ocaliło od Zagłady pięciu Żydów.
Medal Virtus et Fraternitas jest wyróżnieniem dla osób zasłużonych w niesieniu pomocy osobom narodowości polskiej lub obywatelom polskim innych narodowości, będących ofiarami zbrodni. Zgodnie z przepisami, chodzi o popełnione w okresie od 8 listopada 1917 r. do 31 lipca 1990 r. zbrodnie sowieckie, nazistowskie zbrodnie niemieckie, zbrodnie z pobudek nacjonalistycznych lub inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości oraz zbrodnie wojenne.
Odznaczenie mogą także otrzymać osoby, które podejmują działania dla upamiętnienia tych, którzy nieśli pomoc i ocalenie.
Odznaką medalu jest okrągły, srebrzony i oksydowany medal, na którym umieszczony jest wizerunek orła i napis "VIRTUS ET FRATERNITAS". Na rewersie widnieje personifikacja Polonii - stylizowana postać kobiety w świetlistych zdobieniach sugerujących anielskie skrzydła, trzymająca w prawej ręce włócznię w kształcie włóczni św. Maurycego, a w lewej wieniec laurowy. W otoku znajduje się cytat z Jana Pawła II: "Człowieka trzeba mierzyć miarą serca".
Czytaj więcej
Komentarze