Samolot spadł do Wisły podczas pokazów lotniczych w Płocku. Pilot nie żyje
Do tragicznego wypadku doszło w sobotę około 10:50. Samolot wykonujący akrobacje tuż przed oficjalnym rozpoczęciem Pikniku Lotniczego w Płocku uderzył w taflę wody i szybko zatonął. Za sterami siedział pilot z Niemiec. Po wydobyciu jego ciała lekarz stwierdził zgon. Okoliczności wypadku bada m.in. prokuratura. Loty w sobotę zostały zawieszone. Pokazy w niedzielę odwołał Urząd Lotnictwa Cywilnego.
Pilot wykonywał tzw. wiązankę akrobacyjną. Podczas korkociągu i gwałtownego obniżania nie udało mu się wyprowadzić maszyny z tej figury. Jak-52 po wykonaniu kilku obrotów wokół własnej osi zamiast wyjść do lotu poziomego z dużym impetem uderzył w wodę.
Zdaniem ekspertów lotniczych pilot podjął w ostatniej chwili próbę wyjścia z korkociągu, jednak stało się to zbyt późno.
W ciągu kilkunastu sekund po wypadku na miejsce dopłynęły łodzie straży pożarnej i WOPR. Do wody zeszli płetwonurkowie. Jak się okazało, Jak-52 opadł na głębokość ok. 8 metrów, kabiną do dołu, co utrudniało wydobycie pilota. Akcja trwała mniej więcej trzy godziny.
- Nie jest dla nas zrozumiałe, co się wydarzyło podczas pokazów lotniczych - powiedział Wojciech Bógdał, członek zarządu Aeroklubu Ziemi Mazowieckiej, współorganizator imprezy.
- Samolot wpadł do wody, żaden odłamek nie uderzył w widzów. Strefa pokazów była bezpieczna - dodał Bógdał, który jako pilot miał przeprowadzić swój pokaz kilka minut po Niemcu, który uległ wypadkowi.
Maszyna tkwiła w mule do góry kołami
- Maszyna znajdowała się 20 metrów od brzegu, kilka metrów pod powierzchnią wody. Samolot był głęboko zanurzony w mule - relacjonował Maciej Stroiński, ekspert lotniczy Polsat News, gdy straży pożarnej udało się zlokalizować szczątki samolotu.
Jego zdaniem pilot mógł utracić kontrolę nad maszyną podczas rutynowej akrobacji.
Błyskawiczna reakcja służb ratunkowych
Rozbita maszyna to szkolno-treningowy samolot Jak-52. Za jego sterami siedział doświadczony pilot z Niemiec. który wielokrotnie wcześniej wykonywał podobne manewry.
Po wydobyciu ciała Niemca - ze względu na obrażenia, jakie miał - odstąpiono od czynności ratowniczych. Lekarz obecny na miejscu stwierdził zgon mężczyzny.
Doświadczony pilot z Niemiec
Organizatorzy poinformowali, że sobotnie loty w ramach Pikniku Lotniczego nie będą już wznowione. Po godzinie 17 ma zapaść decyzja, czy niedzielna część pokazów zostanie przeprowadzona.
Ekspert lotniczy Polsat News, Maciej Stroiński poinformował w sobotę po południu, że inni piloci uczestniczący w imprezie "są załamani".
- Ci, z którymi udało mi się porozmawiać, mówią, że to fatum, że to jest fatalna sytuacja, kiedy wielka impreza lotnicza dopiero się zaczyna, a właściwie od razu się kończy, bo zdarza się coś tak tragicznego - powiedział Stroiński.
- Nie mówią, że nie chcą już latać w Płocku. Natomiast powtarzają, że nie jest to dobry nastój, to już nie jest atmosfera pikniku i dobrej zabawy - dodał.
W miejscu, gdzie rozbił się Jak-52 pracuje nadal policja. Obecny jest prokurator, który nadzoruje czynności związane z zabezpieczeniem samolotu i paliwa do dalszych badań, jako materiałów dowodowych w śledztwie, które zostanie wszczęte. Wydobyta z rzeki maszyna zostanie przewieziona na płockie lotnisko i poddana szczegółowym oględzinom.
"Rodzinie i bliskim zmarłego Pilota składamy wyrazy głębokiego współczucia" - oświadczył w sobotę po południu płocki Urząd Miasta w specjalnym komunikacie informującym o wypadku Jaka-52.
Impreza rozpoczęła się w sobotę o godzinie 10:00. Organizowana była przez Aeroklub Ziemi Mazowieckiej.
Główne pokazy, w tym przeloty samolotów historycznych i współczesnych, miały być prezentowane nad Wisłą.
Na pokazie miały pojawić się maszyny współczesne, ale także historyczne, z okresu II wojny światowej.
Przebieg akcji ratowniczej transmitowaliśmy tutaj.
Przyszłość pikniku pod znakiem zapytania
Piknik w Płocku miał się odbyć po kilku latach przerwy. Była ona spowodowana m.in. śmiercią pilota Marka Szufy, który podczas akrobacji wykonywanych nad Wisłą w trakcie pikniku w 2011 roku uderzył w trakcie pokazu w taflę wody i zginął. Z raportu Komisji Badania Wypadków Lotniczych wynika, że źle ocenił wysokość.