Wiosna złożyła zawiadomienie ws. biskupa kieleckiego. "Zatajanie informacji o pedofilii"
Działacze Wiosny złożyli w środę w kieleckiej prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez biskupa kieleckiego Jana Piotrowskiego. - Chodzi o zatajanie wiedzy o przypadkach pedofilii w diecezji - powiedziała koordynatorka ugrupowania w woj. świętokrzyskim Małgorzata Marenin.
W sobotę 11 maja na oficjalnym profilu Tomasza Sekielskiego na kanale YouTube premierę miał dokument "Tylko nie mów nikomu", w którym przedstawione zostały przypadki wykorzystywania seksualnego małoletnich przez osoby duchowne.
Film rozpoczyna się od historii 39-letniej kobiety, która opowiada, jak w wieku 7-8 lat była molestowana przez ówczesnego proboszcza w świętokrzyskiej Topoli - dzisiaj emerytowanego prezbitera. Podczas rozmowy z ofiarą kapłan przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów, wyjawiając przy tym, że nie była ona jedyną dziewczynką, którą wykorzystywał. Zaznaczył, że jest mu bardzo przykro z tego powodu, dlatego często odprawia msze św. w intencji osób, które skrzywdził.
Działacze Wiosny złożyli w środę zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez władze diecezji kieleckiej. „W związku z zatajaniem informacji o pedofilii w diecezji kieleckiej. W naszym rozumieniu jest to niezgłoszenie posiadanych przez siebie wiedzy i sprawców do organów ścigania - powiedziała Marenin.
Rzecznik kieleckiej kurii ks. Mirosław Cisowski poinformował tydzień temu, że o całej sprawie biskup ordynariusz Jan Piotrowski dowiedział się na początku stycznia i wówczas polecił Delegatowi ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży uzyskanie od ks. Jana A. wyjaśnień w sprawie jego prawdopodobnych nadużyć o charakterze seksualnym względem nieletnich w czasach, kiedy pracował w duszpasterstwie.
Dodał, że po zakończeniu wstępnego postępowania kanonicznego i braku dodatkowych okoliczności, na początku maja pełna dokumentacja w tej sprawie została przesłana do Stolicy Apostolskiej.
Działacze Wiosny podkreślają, że zawiadomienie do prokuratury opiera się na komunikacie, który wydała w tej sprawie Kuria Diecezjalna w Kielcach. "Wynika z niego, że już ósmego stycznia 2019 roku w toku przesłuchania księdza Jana powzięto wiarygodne informacje co do czynów opisanych w artykule 200 paragraf 1 Kodeksu karnego. Tę wiarygodność dodatkowo potwierdziła sama pokrzywdzona w toku swojego przesłuchania w dniu 2 marca 2019 roku" - czytamy m.in. w zawiadomieniu.
"Oczekiwaliśmy natychmiastowych działań"
Marenin zaznaczyła, że mimo posiadania tych informacji, organy ścigania nie zostały powiadomione. - Przesłanie zebranych materiałów do Stolicy Apostolskiej w dniu 8 maja 2019 roku nie pozwala przyjąć, że obowiązek ten został spełniony. Organy Watykanu nie są organami ścigania w myśl art. 240 paragraf 1 Kodeksu karnego - podkreśliła koordynatorka Wiosny w regionie świętokrzyskim.
Działacze Wiosny nie ukrywają, że są zbulwersowani całą sytuacją. - Po filmie braci Sekielskich oczekiwaliśmy natychmiastowych działań ze strony prokuratury i organów ścigania. Takie działania nie nastąpiły, mijają kolejne tygodnie i w tej sprawie nic się nie dzieje. Dlatego zdecydowaliśmy się na złożenie tego zawiadomienia - powiedziała Iwona Wielgus.
- Dla mnie jest to tym bardziej bulwersujące, że w mojej rodzinie też doszło do przemocy ze strony księdza. Dlatego podwójnie mnie to boli. To historia mniej więcej sprzed 40 lat, ale dowiedziałem się o wiele lat później. Mówiono wcześniej, że Kościół się sam oczyści i wszystko będzie wyjaśnione. Okazuje się, że to były złudne nadzieje - dodał Feliks Kuzińcow.
"Czyn uległ przedawnieniu"
Postępowanie w sprawie Jana A. kielecka prokuratura wszczęła z urzędu w poniedziałek 13 maja.
- Postępowanie prowadzone jest w sprawie i w tego typu postępowaniach najważniejsze jest uzyskanie zeznań osób pokrzywdzonych. Jedną z nich mamy ustaloną, natomiast materiał filmowy wskazuje, że pokrzywdzonych osób mogło być więcej w różnym czasie - powiedział tydzień temu rzecznik kieleckiej prokuratury Daniel Prokopowicz. Podkreślił, że z dokumentu filmowego wynika, iż czyn którego miał się dopuścić kapłan miał miejsce 32 lata temu, co oznacza, że uległ on przedawnieniu.
- Natomiast jeśli mamy taką informację, że mogło dojść do szeregu tego rodzaju zachowań, mówimy o przestępstwach przeciwko wolności seksualnej i obyczajności, to będziemy badać, jakich przestępstw konkretnych znamiona wyczerpują te zachowania, oceniać każde z tych zachowań, czy doszło tam do przestępstwa i jakiego. Jeżeli się okaże, że doszło, no to wtedy pojawia się kwestia, czy czyn uległ przedawnieniu - mówił wówczas rzecznik.
Czytaj więcej