Lekarz oskarżony o przypadkowe usunięcie pacjentce fragmentu jelita grubego. Ruszył proces
Proces lekarza Marka K., oskarżonego o usunięcie pacjentce fragmentu jelita grubego podczas operacji ginekologicznej, rozpoczął się we wtorek przed krakowskim sądem rejonowym. Lekarz nie przyznaje się do winy.
Prokuratura oskarżyła Marka K., lekarza z jednego z krakowskich szpitali o to, że "nieumyślnie spowodował ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci wystąpienia ciężkiej, długotrwałej choroby, realnie zarażającej życiu".
Zdaniem prokuratora, K. dopuścił się błędu w sztuce lekarskiej "polegającego na nieprawidłowym przeprowadzeniu operacji ginekologicznej, w trakcie której niezasadnie usunięto fragment jelita grubego". U operowanej pacjentki doszło m.in. do zapalenia otrzewnej. Sytuacja miała miejsce w grudniu 2013 r. Marek K. był wówczas kierownikiem zespołu operacyjnego na oddziale ginekologiczno-położniczym i przeprowadzał zabieg.
Nie przyznał się
Proces ruszył po prawie sześciu latach od tamtych wydarzeń i rozpoczął się we wtorek przed sądem rejonowym w Krakowie. Oskarżony nie przyznał się do zarzucanych mu czynów, ale zgodził się odpowiadać na pytania.
Wskazywał, że gdyby podczas operacji rzeczywiście doszło do przecięcia jelita grubego, zostałoby to zauważone nie tylko przez niego, ale także przez cały zespół będący na sali, m.in. ze względu na krwawienie. Wskazywał, że jego opinię potwierdza badanie histopatologiczne.
Podkreślał, że dzień wcześniej wieczorem wrócił z urlopu, a następnego dnia otrzymał polecenie wykonania operacji. - Nie mam w zwyczaju, nie ma takiego zwyczaju, żeby kwestionować bezpodstawnie (...) decyzję kierownika w kwestiach diagnostycznych - mówił.
Zapisy dokumentacji z reoperacji
Pytany był także o zapisy dokumentacji z reoperacji, w której poruszono kwestię, będącą podstawą aktu oskarżenia, czyli zarzut usunięcia części jelita grubego. - Nikt, kogo znam, nie może sobie wyobrazić, żeby wyciąć 15 centymetrów jelita i nie wiedzieć o tym. I nie wiem, skąd padło to stwierdzenie - argumentował oskarżony. - Tym bardziej, że cały materiał tkankowy, wszystkie kawałki wycinane pacjentce szły do badania histopatologicznego i wynik tego badania jest w aktach.(...) Nie mogę pojąć opisu stanu, który mieli zastać chirurdzy dokonujący reoperacji - dodał.
W ocenie lekarza, gdyby doszło do masywnego przerwania ciągłości jelita, proces zapalny byłby bardzo szybki. Z kolei u tej pacjentki, jak wskazywał oskarżony, problemy pojawiły się później. Podkreślał, że nie było możliwości, żeby kobieta przez dłuższy czas nie wykazywała żadnych objawów, gdyby w trakcie operacji doszło do przerwania jelita. Tłumaczył, że objawy pacjentki świadczyły o "jakimś procesie niedrożności jelita", a zaostrzył się on niezależnie od przeprowadzonej operacji ginekologicznej.
Czytaj więcej
Komentarze