Polscy weterani z Afganistanu i Iraku wyruszą na Spitsbergen. Chcą upamiętnić poległego kolegę
Polscy weterani z Afganistanu i Iraku wyruszą na Spitsbergen. Wśród nich są żołnierze, którzy byli ciężko ranni na misji. Będą wędrować przez lodowiec niosąc na plecach swój dobytek. Na Spitsbergenie usypią kopiec upamiętniający poległego w Afganistanie kolegę.
Grupa weteranów wyruszy na Spitsbergen 9 maja. "Zabieramy dwanaście osób, rannych na misjach żołnierzy. Wyruszymy w sześciodniowy marsz przez interior, przez lodowce Svalbardu" - powiedział organizator wyprawy chorąży rezerwy Przemysław Wójtowicz, weteran ciężko ranny w Afganistanie.
Weterani mają zamiar nocować na lodowcu, ale też odwiedzać stare, opuszczone bazy poradzieckie, które także posłużą im za schronienie. Jak podkreśla Wójtowicz obecnie na Spitsbergenie temperatury wynoszą od -5 do -20 stopni, ale jest arktyczny dzień, co ułatwi wędrówkę.
Weterani będą mieli ze sobą broń myśliwską na wypadek spotkania z białymi niedźwiedziami. Dlatego też w nocy będą pełnili warty.
"Niektórzy w grupie są ciężko poszkodowani"
- Będziemy maszerowali z całym naszym dobytkiem na plecach i nocować w namiotach. Zabieramy też sanie, bo niektórzy w grupie są ciężko poszkodowani. Jeden z nas prawie stracił nogi w Afganistanie, więc w chwilach, gdy nie będzie mógł maszerować, będziemy go ciągnęli na saniach - opowiada Wójtowicz.
Żołnierze chcą podczas wyprawy upamiętnić swojego kolegę - mł. chor. Jarosława Maćkowiaka, który zginął w Afganistanie podczas potyczki z talibami 2 czerwca 2011 r. "Gdy dojdziemy bardzo daleko usypiemy kopiec z kamieni i postawiamy pamiątkową tablicę. Oznaczymy to miejsce na geomapach. Napiszemy, że tu jest pamiątkowy kopiec polskiego żołnierza, jeśli chcesz uczcić jego pamięć, to dołóż swój kamień" - wyjaśnia weteran.
W wyprawie weźmie udział 11 rannych w Afganistanie i jeden ranny w Iraku. Wojtowicz podkreśla, że ten udział ma duże znaczenie dla uczestników, którzy z ran wojennych leczą się i rehabilitują do dziś.
Mówiąc o najciężej rannym podkreśla, że niemal stracił on nogi na afgańskiej wojnie. - Amerykanie chcieli mu je amputować, ale w Polsce zdecydowano się je zostawić, choć miał bardzo duże ubytki mięśni. Chłopak się cały czas rehabilituje. Także w tym celu zaczął nurkować. Robi duże postępy, teraz bierze udział w kursie na instruktora nurkowania, jest też w grupie ratunkowo - poszukiwawczej złożonej z rannych żołnierzy - opowiada.
"Weterani nie chcą o nic prosić, to dumni ludzie"
Są też inni ranni. - Jest ranny w klatkę piersiową. Jest chłopak ranny w szyję, który prawie stracił życie. Są tacy, którzy wylecieli na ładunku wybuchowym. To są typowo misyjne uszczerbki na zdrowiu. Ja sam byłam postrzelony i mam w ciele 12 odłamków moździerza, ale nie uważam się za ciężko chorego. Natomiast nie mamy możliwości zabrania na taką wyprawę osób, które ze względu na rany wojenne nie byłyby w stanie iść, bo to byłoby już niebezpieczne - przyznaje Wójtowicz.
Chor. rez. Wójtowicz, w wojsku przez wiele lat był dowódcą sekcji snajperów, a później koordynatorem szkolenia strzelców wyborowych. Rehabilitacją przez sport rannych na misjach żołnierzy zajmuje się od 2012 r. Jest kierownikiem zespołu ds. weteranów i rodzin poległych fundacji Stratpoints. Wyprawa jest częścią programu "Weterani są wśród nas" prowadzonego przez fundację.
Wójtowicz ocenia, że w Polsce "jest deficyt zajmowania się rannymi żołnierzami". - Wiadomo, że żołnierz jest potrzebny jak jest zdrowy, ale jak jest chory to jest problemem. A weterani nie chcą o nic prosić, to dumni ludzie. Sami z siebie nigdy, by się nie wybrali na Spitsbergen. Dlatego znalazłem chętnych, którzy chcą się sprawdzić, mieć niezapomniane przeżycia, które pozwolą im się jednoczyć i pokazać, że żołnierz po misji jest jeszcze do wielu rzeczy zdolny - dodaje.
Komentarze