Zastrzelił psa na oczach właścicielki, gdy spacerowała z nim po łące

Polska

- Luna pobiegła przede mną i za chwilę usłyszałam głośny wystrzał - mówi Polsat News Anna Czeczot, której owczarek niemiecki został zastrzelony podczas spaceru po łące w Dubicy na Lubelszczyźnie. Stojący kilkadziesiąt metrów od Luny mężczyzna uciekł z miejsca zdarzenia. Według właścicielki mógł to być myśliwy. W sprawie zatrzymano 57-latka.

- To był mój ukochany pies, moja ukochana Luna, o którą dbałam i z którą codziennie wychodziłam na spacery - opowiada Anna Czeczot.

 

"Byłam w wielkim szoku"

 

"Wczorajszy dzień był dla właścicielki Luny jednym z najsmutniejszych. Jak co dzień, wyszła pospacerować z psem na wały w Dubicy. Na łące spuściła go ze smyczy, żeby mógł pobiegać. Chwilę później usłyszała strzał" - tak zdarzenie relacjonował w niedzielę na Facebooku "Warszawski Ruch Antyłowiecki".

 

 

Gdy kobieta dobiegła do psa, zauważyła stojącego w odległości kilkudziesięciu metrów dalej mężczyznę. - Kiedy mnie zobaczył, zaczął się wahać co zrobić  - opowiada pani Anna.

 

Mężczyzna zaczął wycofywać się do stojącego nieopodal samochodu. - Zaczęłam biec w jego kierunku krzycząc: człowieku, co zrobiłeś, ale odjechał - dodaje.

 

Według Czeczot, Luna została zastrzelona z premedytacją, prawdopodobnie przez myśliwego. - Człowiek, który strzela z 90 metrów i trafia psa prosto w głowę wiedział, że ją zabije. Laik nie umiałby tak celnie trafić - przekonuje pani Anna.

 

Zarzut zastrzelenia psa

 

Dzień później policja zatrzymała 57-letniego mieszkańca Wisznic. Mężczyzna przyznał się do zastrzelenia psa i taki usłyszał zarzut. Ma pozwolenie na posiadanie broni, funkcjonariusze zabezpieczyli u niego 5 jednostek broni myśliwskiej.

 

"Jesienią, podczas rykowiska, właścicielka Luny spotkała myśliwego, który powiedział, że pies płoszy jelenie i jakiś myśliwy przez pomyłkę może go postrzelić" - dodaje Warszawski Ruch Antyłowiecki. Według aktywistów pies został zabity strzałem w głowę z odległości, która pozwala na prawidłowe rozpoznanie celu.

 

Psa ze smyczy można spuścić pod pewnymi warunkami

 

Podejrzanemu grozi do 3 lat więzienia. - Z zebranego materiału nie wynika, by właścicielka psa popełniła jakieś wykroczenie - informuje Barbara Salczyńska-Pyrchala z policji w Białej Podlaskiej.

 

Ustawa o ochronie zwierząt nie zabrania spuszczania psa ze smyczy, ale właściciel musi mieć nad nim kontrolę. Jak tłumaczy adwokat Katarzyna Topczewska "nie zawsze oznacza to smycz". - Może to być kontrola głosowa, czyli sytuacja, gdy psa możemy przywołać, a pies jest łagodny, nie stwarza zagrożenia dla ludzi i zwierząt - informuje Topczewska. 

bas/ml/ Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie