Lech Wałęsa ma przeprosić byłego pracownika Stoczni Gdańskiej za nazwanie go "agentem SB"

Polska
Lech Wałęsa ma przeprosić byłego pracownika Stoczni Gdańskiej za nazwanie go "agentem SB"
Polsat News

Lech Wałęsa ma przeprosić byłego pracownika Stoczni Gdańskiej Henryka Jagielskiego za nazwanie go agentem Służby Bezpieczeństwa i zarzucenie mu pobicia kolegi w stoczni - orzekł we wtorek Sąd Apelacyjny w Gdańsku. Wyrok jest prawomocny.

Sąd oddalił tym samym apelację pełnomocnika Wałęsy od wyroku sądu niższej instancji.

 

W lutym 2018 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku, rozpatrując pozew o ochronę dóbr osobistych byłego pracownika Stoczni Gdańskiej, orzekł, że były prezydent RP ma przeprosić Jagielskiego "za bezpodstawne oskarżenie" na Twitterze, na portalach gazeta.pl i dziennik.pl oraz listownie. Wałęsa został też zobowiązany do zapłacenia 15 tys. zł zadośćuczynienia powodowi. Były prezydent złożył apelację od tego wyroku.

 

"Ma przeprosić"

 

 

Sąd Apelacyjny we wtorkowym wyroku uznał, że Wałęsa ma przeprosić Jagielskiego za nazwanie go tajnym współpracownikiem SB oraz za twierdzenie, że w latach 50. XX wieku Jagielski zawarł "tajne, antykomunistyczne przymierze z dwoma kolegami, w którym miała obowiązywać zasada, iż w przypadku zdrady jednego z członków przymierza członek zdradzony był uprawniony do wykonania na nim wyroku śmierci". Takie stwierdzenia z ust Wałęsy w stosunku do Jagielskiego padły 20 stycznia 2017 r. podczas konferencji naukowej organizowanej przez IPN.

 

Sąd Apelacyjny zakazał jednocześnie Wałęsie dalszego rozpowszechniania takich twierdzeń.

Sąd Apelacyjny uwzględnił jedynie część apelacji Wałęsy dotyczącą jego słów, że Jagielski pobił kolegę w stoczni w latach 70. Sąd uznał, że w tym przypadku miało miejsce takie zdarzenie i b. prezydent mógł wyrazić taką opinię. Wyrok jest prawomocny.

 

- Sam fakt rejestracji Henryka Jagielskiego jako TW +Rak+ - czego zresztą powód nie kwestionował - nie upoważnia, zdaniem sądu, do postawienia mu przez Lecha Wałęsę zarzutu bycia tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa - powiedziała w uzasadnieniu wyroku sędzia Małgorzata Rybicka-Pakuła.

 

Pięć cech

 

Wyjaśniła, że w myśl ustawy lustracyjnej i orzecznictwa w tym zakresie m.in. Trybunału Konstytucyjnego, definicja tajnego współpracownika SB musi wykazywać pięć podstawowych cech: "kontakty z organami bezpieczeństwa państwa, współpraca musi mieć charakter świadomy, musi być tajna, wiązać się z operacyjnym zdobywaniem informacji przez służby i nie może ograniczać się do stanu deklaracji woli, lecz musi materializować się w podejmowanych konkretnych działaniach".

 

Na ogłoszeniu wyroku nie było Wałęsy, ani jego pełnomocnika.

 

- Jestem zadowolony. Inaczej nie mogło być - powiedział dziennikarzom Jagielski. Nie wierzy jednak w to, że b. prezydent dokona przeprosin. "

 

- On nie wie, co to są przeprosiny. Czy on kiedykolwiek kogoś w życiu przeprosił? Wszyscy są winni, tylko nie on - dodał powód.

 

"Nigdy w życiu nie byłem donosicielem"

 

Jagielski pozwał Wałęsę do sądu za nazwanie go tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Domagał się przeprosin i 20 tys. zł zadośćuczynienia. W toku procesu przed sądem I instancji powód zarzucił także pozwanemu mówienie nieprawdy o jego przynależności do "jakiegoś dziwnego stowarzyszenia o zbrodniczym charakterze" oraz że "pobił kolegę w stoczni w latach 70".

 

Rejestrację Jagielskiego potwierdził podczas procesu przed sądem niższej instancji dyrektor Wojskowego Biura Historycznego Sławomir Cenckiewicz. Przyznał wówczas, że pracując wraz z Piotrem Gontarczykiem nad książką "SB a Lech Wałęsa" (wydaną w 2008 r. przez IPN) odkrył, że SB zarejestrowała Jagielskiego w latach 60. jako tajnego współpracownika o pseudonimie "Rak".

 

Historyk przyznał przed sądem, że przypadek Jagielskiego to sprawa "dość złożona".

 

"Udaremniony pomysł"

 

- Po rozmowach z Henrykiem Jagielskim, jak i kwerendzie akt uznałem, że ta historia jest incydentalna. Doszedłem do wniosku, że być może doszło do spotkania powoda z funkcjonariuszem SB, który mógł uznać tę rozmowę jako werbunkową i na tej podstawie dokonać rejestracji. Powód mówił mi na przykład, że w tym okresie próbował wraz z kolegami uciec z kraju do Szwecji, ale ten pomysł został przez służby udaremniony - dodał.

 

W ocenie Cenckiewicza, sama rejestracja kogoś jako tajnego współpracownika nie wystarcza, żeby uznać taką osobę za agenta.

rob/maw/ PAP, polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie