"Jest to taki rodzaj, który ma wysoką uleczalność" Cimoszewicz o swoim nowotworze
- Mam zamiar kontynuować kampanię, oddać się w ręce wyborców. Moja choroba nie przeszkadza mi w niczym ani teraz, ani w najbliższej przyszłości. Jest to taki rodzaj, który ma wysoką uleczalność. Głęboko wierzę, jestem optymistą, że wygram - mówił o swojej chorobie nowotworowej były premier i kandydat na europosła Włodzimierz Cimoszewicz w programie "Polityka na ostro".
Gość Agnieszki Gozdyry powiedział, że zarówno choroba jak i wypadek (w sobotę potrącił rowerzystkę) to "wydarzenia, których wolałby nie mieć w swoim życiorysie".
- Te choroby są wśród nas, to nie są anonimowe zdarzenia. Mam trochę szczęścia, po dawnej operacji serca muszę się poddawać okresowym badaniom. To przy okazji takich okresowych badań wyszło na jaw. Jest w niezaawansowanym stadium - mówił o chorobie, dodając, że to "taki bardziej męski" nowotwór.
- Nie należy się poddawać, dzisiejsza medycyna robi duże postępy, daje nam szansę - mówił były premier.
- Jeżeli to nie jest zaawansowana choroba, to nie powinna dyskryminować - odpowiadał, pytany o pracę w czasie choroby.
Pytany, czy powiedziałby o chorobie, gdyby nie brał udziału w wypadku, odparł: "najpewniej bym powiedział, nie było okazji".
"Moje zaufanie do prokuratury jest obecnie dość ograniczone"
Ujawnił również, że sprawą zajmuje się nie prokuratura rejonowa, tylko Prokuratura Okręgowa w Białymstoku. - Przyznaję, że sam jestem zaskoczony. Nie słyszałem, żeby tego typu zdarzeniami zajmowano się na tym szczeblu. Prokuratura tłumaczy to dużym zainteresowaniem mediów. To jest argument, który może podlegać rożnym ocenom - mówił kandydat PO-KO do Parlamentu Europejskiego.
- Moje zaufanie do prokuratury jest obecnie dość ograniczone, ale wierzę, że będą się zachowywali profesjonalnie i przyzwoicie - mówił.
Cimoszewicz odniósł się również do informacji, że samochód, który prowadził, nie miał aktualnych badań technicznych. - Kupiłem ten samochód w lipcu ubiegłego roku. Żeby go zarejestrować, musiałem poddać go badaniom technicznym. Na moich oczach podstemplowano mi dowód rejestracyjny. Od 40 lat mam samochód, nie zdarzyło się, żebym miał takie badanie na okres krótszy niż jednego roku, nie sprawdzałem tej pieczątki, byłem przekonany, że w lipcu powinienem się tam zjawić. Okazało się, że ten termin już minął. Ale samochód był sprawny, jest sprawny, jest w tym momencie w rękach biegłego policyjnego - powiedział były premier w rozmowie z Agnieszką Gozdyrą.
"Wszyscy chcieli usłyszeć wykład Tuska, a nie Jażdżewskiego"
Polityk skomentował również wystąpienie szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska 3 maja na Uniwersytecie Warszawskim, a także przemówienie redaktora naczelnego "Liberte" Leszka Jażdżewskiego.
Zdaniem Cimoszewicza, dziennikarz "zachował się nieprawidłowo jako gospodarz i zapraszający Donalda Tuska". - Jażdżewski ma milion okazji do wypowiedzenia swoich poglądów. Można się z nim zgadzać, można się z nim nie zgadzać, ale to było jednak niewłaściwe - mówił na antenie Polsat News.
Cimoszewicz zwrócił uwagę, że było to także niewłaściwe, że względu na fakt, że Donald Tusk jest nadal przewodniczącym Rady Europejskiej. - Tusk jest ciągle przewodniczącym RE i nie należy go stawiać w kłopotliwych sytuacjach, prezentując w bardzo radykalny sposób swoje własne poglądy, bo wtedy on musi albo jasno się temu jednoznacznie sprzeciwić, co jest zgrzytem w tym całym wydarzeniu, albo przemilczeć. Wybrał to drugie - przemilczenie - mówił b. premier.
- Wszyscy, którzy tam się pojawili lub zasiedli przed telewizorami chcieli usłyszeć wykład Tuska, a nie wykład Jażdżewskiego - ocenił w Polsat News Cimoszewicz.
Były premier zauważył także, że otocznie Donalda Tuska powinno bardzo precyzyjnie ustalić scenariusz tego wydarzenia z organizatorami. W jego ocenie tak nie było. - Jestem o tym głęboko przekonany - powiedział pytany, czy zakłada że Tusk nie znał treści wystąpienia swojego przedmówcy. - To jest niedopatrzenie ze strony jego otoczenia - podkreślił.
Dotychczasowe odcinki "Polityki na Ostro" można obejrzeć tutaj.
Czytaj więcej
Komentarze