Wybiją 170 krów uciekinierek. Protestuje właściciel i obrońcy praw zwierząt
Decyzją lekarza weterynarii i sądu liczące 170 krów stado, które żyje dziko koło Gorzowa Wielkopolskiego, ma zostać wybite. Wypasające się wolno krowy niszczyły uprawy i powodowały wypadki na drogach. Ich właściciel prosi o jeszcze jedną szansę, a obrońcy zwierząt wskazują, że zamiast wartej 350 tys. zł utylizacji, można stado zbadać, wyleczyć i zapewnić właściwe warunki.
Stado żyło dziko od kilkunastu lat na terenach gminy Deszczno, systematycznie się powiększając. Ich właściciel twierdzi, że nie miał warunków, by zapewnić im odpowiednią opiekę, a pomoc gminy była niewystarczająca. Dlatego nie chciał kolczykować przybywających z rok na rok cielaków i brać za nich odpowiedzialności.
Krowy żyły dziko, poza weterynaryjną opieką. Niszczyły rolnikom uprawy i stwarzały zagrożenie dla kierowców. W końcu powiatowy lekarz weterynarii nakazał właścicielowi je wybić. - Ten nie reagował, w efekcie sprawa trafiła do sądu, który podtrzymał decyzję lekarza - tłumaczy w rozmowie z Polsat News wojewoda lubuski Władysław Dajczak.
"To moje jedyne źródło utrzymania"
Paweł Skorupa nie zgadza się z decyzją sądu i bydła wybić nie zamierza. Jak mówi, to dla niego całe życie. - To moje zwierzęta, tyle lat przy nich pracowałem i to moje jedyne źródło utrzymania. Nie zgadzam się, by w tak bestialski sposób z tym zwierzętami postąpić - mówi.
Los jego krów wydaje się jednak przesądzony, bo wojewoda chce je zlikwidować w ramach zastępczego wykonania zobowiązania. Pozyskał już nawet 350 tys. zł na ten cel. Pieniądze zgodziły się przekazać resorty rolnictwa i finansów. Po wszystkim urzędnicy zamierzają domagać się od właściciela stada zwrotu tej kwoty.
Z informacji powiatowego lekarza weterynarii wynika też, że zwierzęta od lat nie są badane, nie mają odpowiednich oznakowań i rozmnażają w niekontrolowany sposób.
Krowy już umieszczono w zagrodzie, gdzie czekają na "wyrok". Ich właściciel przychodzi do nich kilka razy dziennie, by je nakarmić i napoić.
"Wystarczy objąć krowy kwarantanną, przebadać i wykluczyć choroby"
- Spać nie mogę, bo kocham te zwierzęta. Życie poświęciliśmy im, zrezygnowaliśmy z rodziny, z innych spraw, którymi mogliśmy się w życiu zająć. Ci, co mnie znają, to wiedzą, że jestem tu co dzień - mówi Marian Skorupa, brat właściciela zwierząt, który również ich dogląda.
Likwidacji stada przeciwni są również obrońcy praw zwierząt. - Dla nas to wymordowanie tych zwierząt. Nie mieści nam się w głowach, by przekazać tak potężną kwotę pieniędzy (350 tys. zł na likwidację stada). Za te pieniądze można te zwierzęta przebadać, a myślę, że znalazłby się też ktoś, kto by je przygarnął. Wystarczy objąć je kwarantanną, przeprowadzić badania i wykluczyć choroby - argumentuje
Przemysław Kubina inspektor w OTOZ Animals w Gorzowie Wielkopolskim.
Czytaj więcej
Komentarze