Zatrzymali się, by przepuścić przez drogę żurawie. Doszło do wypadku, w którym zginął 100-latek
Robert "Tony" Schantz, weteran II wojny światowej, zginął w wypadku na Florydzie, do którego doprowadziła jego 39-letnia wnuczka. Kobieta chciała ominąć auta, które zatrzymały się, by przepuścić przez drogę rodzinę żurawi kanadyjskich. Kiedy sama zauważyła ptaki, wykonała kolejny manewr, ale było za późno i doszło do zderzenia z innym autem. Jej 100-letni dziadek trafił do szpitala, gdzie zmarł.
Robert "Tony" Schantz wracał w niedzielę z wnuczką z kościoła w okolicach Rockledge (na wschód od Orlando). 39-latka kierowała furgonetką chrysler, gdy zauważyła, że dwa auta jadące przed nią zatrzymują się, postanowiła je ominąć. Kiedy zrównała się z nimi sama dostrzegła na drodze ptaki.
Dwaj kierowcy niegroźnie ranni
Kierująca wykonała kolejny manewr, co skończyło się uderzeniem w stojące przed nią bmw, a to z kolei uderzyło w osobową toyotę. Skutki wypadku były tragiczne. Jej dziadek doznał obrażeń i trafił do szpitala, gdzie lekarze stwierdzili jego zgon.
Dwaj kierowcy z aut, które zatrzymały się przepuszczając ptaki, również odnieśli obrażenia, ale ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Żurawiom nic się nie stało. Ten gatunek żurawia jest zagrożony wyginięciem i objęty jest całkowitą ochroną.
100-latek codziennie pokonywał 12 km rowerem
Schantz był weteranem II wojny światowej oraz wojny koreańskiej i w Wietnamie. Mimo swojego wieku, w listopadzie 2018 r. świętował setne urodziny, pozostawał niezwykle aktywny fizycznie. Przed II wojną światową grał półprofesjonalnie w baseball, a później w golfa.
W ostatnich latach był zapalonym rowerzystą. Jazdę ograniczył dopiero w ubiegłym roku, kiedy podczas upadku z jednośladu złamał biodro.
- Codziennie pokonywał rowerem trasę 7 mil (ponad 12 km) - powiedziała jego córka lokalnym mediom.
Komentarze