Ratownicy wydobyli ciało zmarłego górnika z kopalni w Karwinie. Pod ziemią jest jeszcze osiem ciał
Ratownicy przetransportowali na powierzchnię ciało jednego z górników, którzy zginęli w grudniowej katastrofie w czeskiej kopalni CSM Stonawa. Czeskie służby szacują, że wydostanie kolejnych czterech ciał może potrwać do końca kwietnia, a dalszych czterech do połowy maja.
20 grudnia ubiegłego roku wybuch metanu zabił w czeskiej kopalni 13 górników, w tym 12 Polaków.
Ciała czterech ofiar przetransportowano na powierzchnię w pierwszych dniach po wypadku, 9 ofiar pozostało pod ziemią. Ze względu na panujące tam ekstremalne warunki - pożar, wysoką temperaturę i niebezpieczne stężenia gazów - rejon katastrofy trzeba było odgrodzić od pozostałych wyrobisk specjalnymi tamami. Dopiero w połowie kwietnia ratownicy po raz pierwszy weszli w ten rejon.
- Ciała kolejnych czterech górników powinny zostać wydobyte do końca kwietnia. Zakłada się, że wszystkie te ciała zostaną wyciągnięte równocześnie - poinformowała w środę prokurator z okręgowej prokuratury w Karwinie Gabriela Slavikova, cytowana przez portal informacyjny czeskiej telewizji publicznej.
"Nie można ujawnić stanu zwłok"
Dopiero w kolejnym etapie akcji, w maju, ratownicy mają pójść po cztery kolejne ciała, znajdujące się w innym miejscu wyrobiska, gdzie zniszczenia spowodowane wybuchem metanu są większe, a dojście znacznie trudniejsze.
Prokurator podała, że przy transportowaniu na powierzchnię pierwszego ciała obecni byli, m.in. przedstawiciele prokuratury, policji oraz lekarz sądowy. Slavikova dodała, że na obecnym etapie nie można ujawnić, w jakim stanie są zwłoki górników.
Informację o wydobyciu na powierzchnię pierwszego z 9 ciał przekazał prezes Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego (CSRG) w Bytomiu dr Piotr Buchwald, który potwierdził te doniesienia u szefa czeskiego urzędu górniczego w Pradze. Zwłoki górnika znajdowały się w pobliżu nowej tamy izolacyjnej, którą w zamkniętym wcześniej wyrobisku budują obecnie ratownicy. Ponieważ ciało był niedaleko miejsca, gdzie pracowali ratownicy, zdecydowano, by nie czekać z jego wydobyciem na powierzchnię.
Do wypadku doszło w grudniu ub. roku
10 kwietnia br. przedstawiciele koncernu górniczego OKD, kopalni CSM Stonawa Północ oraz służb ratowniczych przedstawili rozpisany na najbliższe dwa miesiące i cztery etapy plan działań, zmierzających do otwarcia rejonu katastrofy ponad 800 metrów pod ziemią i wydostania ciał zmarłych górników. Pierwszy rekonesans ratowników w zamkniętym od grudnia wyrobisku nastąpił w połowie kwietnia, potem rozpoczęto prace techniczne w tym rejonie, a we wtorek wydobyto pierwsze ciało. Szacuje się, że cztery kolejne znajdują się niedaleko.
Dalszych czterech zmarłych górników znajduje się w prawdopodobnie w innym miejscu, przy ścianie wydobywczej, około 500 metrów od tamy - warunki są tam dużo trudniejsze, a szkody spowodowane wybuchem znacznie większe. Ratownicy wejdą w ten rejon z innej strony, jednak dopiero wtedy, gdy na powierzchni będą już ciała pięciu górników (pierwsze wydobyto we wtorek) znajdujące się w przodku.
Przetransportowanie na powierzchnię ciał pozostałych czterech ofiar, znajdujących się w pobliżu ściany, może nastąpić do połowy maja.
Wydostanie na powierzchnię wszystkich ciał ofiar katastrofy otworzy drogę do dalszych działań ratowników, służących zabezpieczeniu całego, obejmującego ok. 4,8 tys. m kw., zamkniętego obecnie rejonu, oraz likwidacji tam i przywróceniu - w ostatnim, czwartym etapie akcji - prawidłowej wentylacji tego obszaru. Gdy pozwolą na to warunki, oględziny miejsca wypadku przeprowadzą służby wyjaśniające jego przyczyny - nadzór górniczy i prokuratura. W badaniu okoliczności katastrofy uczestniczą także przedstawiciele polskich służb.
Wybuch metanu
Do wypadku w czeskiej kopalni CSM Stonawa w Stonawie koło Karwiny doszło 20 grudnia 2018 r. W wyniku zapalenia i wybuchu metanu ponad 800 m pod ziemią zginęło 13 górników, w tym 12 Polaków. Ciało jednej z ofiar wydobyto krótko po tragedii, a zwłoki trzech kolejnych górników - 23 grudnia. Choć kolejne ciało wydobyto we wtorek, strona polska dotąd nie otrzymała oficjalnej informacji o tym od Czechów.
Po wypadku polscy specjaliści zwracali uwagę na jego gwałtowny charakter, co - jak oceniali - może świadczyć o nagłym wypływie dużej ilości metanu do wyrobisk, w których znajdowali się górnicy. Mogło się tak zdarzyć, gdyby w tzw. zrobach, czyli miejscach po eksploatacji węgla (niewidocznych dla górników), gdzie w sposób naturalny może gromadzić się metan, doszło do tzw. zawału stropu zasadniczego - oberwania się dużej partii warstw skalnych, które spadając na pustki poeksploatacyjne (zroby), wypchnęły zgromadzony tam gaz do czynnych wyrobisk. Nie można wykluczyć, że po takim zawale nastąpiło wypchnięcie dużej ilości metanu ze zrobów w przekrój czynnych wyrobisk. Eksperci będą musieli także ustalić, skąd pochodziła iskra, która zapaliła uwolniony gaz.
Śledztwo prokuratury
Niezależnie od postępowania czeskiego nadzoru górniczego, w którym uczestniczą dwaj reprezentanci polskiego Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach, przyczyny katastrofy wyjaśnia prokuratura. W styczniu br. polscy i czescy śledczy podpisali międzynarodową umowę o powołaniu wspólnego zespołu dochodzeniowego w sprawie katastrofy. W jego skład wchodzą prokuratorzy i policjanci z obu krajów. Choć w obu państwach toczą się odrębne postępowania, wspólny zespół ma usprawnić wymianę materiału dowodowego i zapobiegać dublowaniu czynności. Dzięki niemu nie ma konieczności współpracy na podstawie międzynarodowej pomocy prawnej.
Wszczęte przez Prokuraturę Okręgową w Gliwicach postępowanie dotyczy "nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa zdarzenia w postaci pożaru oraz gwałtownego wyzwolenia energii związanego z wybuchem metanu, zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób, w tym kilkunastu obywateli RP, którego następstwem była śmierć co najmniej 12 obywateli RP, do którego doszło wskutek niedopełnienia obowiązków przez osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo i higienę pracy".
Czytaj więcej
Komentarze