Miller: nie organizowałbym żadnych niepotrzebnych dekoracji, typu "okrągły stół"
- Wydaje mi się, że manewr z "okrągłym stołem" jest kolejną próbą przedłużenia tego konfliktu, grania na czas z nadzieją, że poparcie społeczne dla nauczycieli będzie mniejsze, że nauczyciele się zmęczą, dzieci też będą miały dość i będzie można ogłosić triumf nad zbuntowanym gronem nauczycieli - powiedział w Polsat News były premier i kandydat Koalicji Europejskiej do PE, Leszek Miller.
Czwartek jest jedenastym dniem strajku nauczycieli prowadzonego przez ZNP i FZZ. Odbyło się kolejne spotkanie przedstawicieli rządu i związkowców, jednakże nie przyniosło ono przełomu. Rząd zaproponował nauczycielom "okrągły stół". Rozmowy odbędą się w piątek 26 kwietnia na Stadionie Narodowym w Warszawie.
"Rząd chce podsycać niechęć rodziców do strajku"
- Starałbym się jak najszybciej zakończyć ten konflikt i nie organizowałbym żadnych niepotrzebnych dekoracji, typu "okrągły stół". "Okrągły stół" to było wydarzenie niepowtarzalne, a dzisiaj mamy Radę Dialogu Społecznego, umocowaną ustawowo. Wymyślono ją po to, żeby na jej forum rozwiązywać sporne problemy. Nie należy mnożyć bytów poza ich niezbędną konieczność - zauważył Leszek Miller w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim.
Według niego, rząd chce "nastraszyć" nauczycieli mówiąc, że "nie dostaną pieniędzy, bo przecież zajęcia się nie odbywają". - Po drugie, rząd chce podsycać niechęć rodziców do strajku - dodał b. premier w programie "Wydarzenia i Opinie".
Przyznał, że na bazie własnych doświadczeń z ostatnich dni, "widać wyraźnie, że rodzice są już tym zmęczeni i rząd właśnie na to liczy".
Miller zwrócił uwagę, że nauczyciele i tak są bardzo elastyczni w negocjacjach z rządem.
- Jak się zaczął strajk to mówiono o 17 mld zł, dzisiaj to jest już tylko 7 mld - przypomniał polityk.
"W tym sporze silniejszy jest rząd"
Zwrócił uwagę, że w przypadku tego typu konfliktów "zawsze decyduje ten, kto jest silniejszy". - W tym sporze silniejszy jest rząd, bo ma wszystkie instrumenty. Ale ponieważ jest silniejszy, to na nim spoczywa główna odpowiedzialność - zaznaczył.
Miller nie widzi również nic złego w tym, że prezes ZNP Sławomir Broniarz miał się konsultować ws. strajku z politykami opozycji.
- Jeżeli szef ZNP dzwoni, konsultuje z kimś innym, to co w tym złego? Przecież to jest normalne, że trzeba konsultować - stwierdził były premier.
Według niego "niezależnie jak się ten konflikt skończy, w ostatecznym rozrachunku skorzystają na tym nauczyciele i uczniowie". - Nawet jeśli nauczyciele zostaną pokonani, to zapamiętają to szczucie, jakie jest wykonywane przez instancje rządowe na ich środowisko. Zresztą uczniowie są po ich stronie - przekazał.
"Wtedy pan premier Kaczyński nie protestował"
Były premier był również pytany przez prowadzącego program Bogdana Rymanowskiego o gorącą w ostatnich dniach dyskusję o wejściu Polski do strefy euro.
- Aby wejść do strefy euro trzeba spełnić pięć trudnych kryteriów konwergencji, których dzisiaj Polska nie spełnia. W naszym przypadku trzeba by również zmienić konstytucję w artykule dotyczącym prerogatyw Narodowego Banku Polskiego, więc to jest bardzo trudne - przypomniał Miller.
Dodał, że "był taki czas, że można to było zrobić". - Jak dzisiaj słyszę, że pan Jarosław Kaczyński czuje taką niechęć, obrzydzenie do euro, to chcę przypomnieć, że jego wicepremier, minister finansów w jego rządzie Zyta Gilowska, miała plan wejścia do strefy euro i o nim głośno mówiła. Wtedy pan premier Kaczyński nie protestował - powiedział Miller.
- 1 maja będziemy obchodzili 15. rocznicę wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Razem z nami wchodziło dziesięć państw. Z tej dziesiątki, siedem jest w strefie euro. Tylko Polska, Czechy i Węgry nie są w euro. Wszystkie te państwa, które są w euro, mają wyższy dochód narodowy na mieszkańca niż Polska - stwierdził były premier.
Według niego, sytuacja Grecji i Hiszpanii, które są w strefie euro, ale ich ekonomiczna kondycja nie jest już tak korzystna, wynika z tego, że "do władzy w tych krajach dorwały się nieodpowiedzialne rządy".
"Jeżeli Trump przyjedzie, to musi coś ważnego powiedzieć"
Miller odniósł się również do medialnych doniesień, według których prezydent USA Donald Trump rozważa przyjazd do Polski 1 września na 80. rocznicę wybuchu II wojny światowej.
Według niego to, czy będzie to sukces Polski i polskiego rządu, zależeć będzie od tego "z czym przyjedzie i co powie" amerykański prezydent.
- Jeżeli Trump przyjedzie, to musi coś ważnego powiedzieć. Jak nie wizy, to powie pewnie o zwiększonej obecności wojsk amerykańskich, albo zarysuje plan zmniejszenia światowego napięcia, bo sytuacja, z którą mamy do czynienia jest coraz bardziej groźna - zauważył.
"W klubie pana Rulewskiego są ludzie z przeszłością w PZPR"
Były premier był również pytany, co myśli o kampanii Koalicji Europejskiej.
- Jak rozmawiam z mieszkańcami Wielkopolski, to odnoszę wrażenie, że jeszcze nie wszyscy sobie uświadomili, że 26 maja są wybory i one mają tak znaczącą wagę – odpowiedział polityk.
- Wszystkie ugrupowania polityczne powinny zrobić jak najwięcej, żeby w tych kolejnych tygodniach wzmóc zainteresowanie obywateli wyborami - stwierdził.
Miller odniósł się również do decyzji senatora Rulewskiego, który zapowiedział opuszczenie klubu parlamentarnego PO z powodu obecności byłych funkcjonariuszy PZPR na listach Koalicji Europejskiej.
- W klubie pana Rulewskiego są ludzie z przeszłością w PZPR, i co, nie przeszkadzali mu do tej pory? Teraz mu nagle zaczął pan Zemke przeszkadzać? Widać drugie dno w tym wszystkim - powiedział Miller.
Dotychczasowe odcinki programu "Wydarzenia i Opinie" można obejrzeć tutaj.
Czytaj więcej
Komentarze