Ratownicy po raz pierwszy spenetrują rejony katastrofy w kopalni CSM Stonawa
Na przełomie kwietnia i maja możliwe jest wydostanie na powierzchnię pierwszych pięciu z dziewięciu ciał polskich górników, wciąż znajdujących się pod ziemią po grudniowej katastrofie w czeskiej kopalni CSM Stonawa. Wydostanie kolejnych czterech ciał może potrwać do połowy maja - szacują czeskie służby.
20 grudnia ubiegłego roku wybuch metanu zabił w czeskiej kopalni 13 górników, w tym 12 Polaków. Ciała czterech ofiar przetransportowano na powierzchnię w pierwszych dniach po wypadku. Później ze względu na ekstremalne warunki pod ziemią - pożar, wysoką temperaturę i niebezpieczne stężenia gazów - rejon katastrofy trzeba było odgrodzić od pozostałych wyrobisk specjalnymi tamami. W najbliższych dniach - prawdopodobnie w czwartek lub w niedzielę - jedna z nich po raz pierwszy ma zostać otwarta.
Pierwszy rekonesans - do końca tygodnia
W środę przedstawiciele koncernu górniczego OKD, kopalni CSM Stonawa Północ oraz służb ratowniczych, przedstawili rozpisany na najbliższe co najmniej dwa miesiące i cztery etapy plan działań, zmierzających do otwarcia rejonu katastrofy ponad 800 metrów pod ziemią i wydostania ciał zmarłych górników.
Jak poinformował podczas środowej konferencji prasowej w Stonawie dyrektor kopalni Karel Blahut, pierwszy rekonesans ratowników w zamkniętym od grudnia wyrobisku - niewymagający jeszcze na tym etapie zgody czeskiego urzędu górniczego - odbędzie się do końca tego tygodnia. Ratownicy mają ocenić warunki panujące w wyrobisku i być może - m.in. za pomocą specjalnych kamer - zlokalizować położenie ciał pięciu górników, znajdujących się prawdopodobnie w przodku, ok. 200 metrów od jednej z tam, odgradzających obecnie rejon katastrofy.
Na późniejsze wejście w ten rejon w celu wyciągnięcia zwłok, musi zgodzić się nadzór górniczy, a także policja i prokuratura, prowadzące postępowanie w sprawie katastrofy. Ratownicy szacują, że będzie to możliwe najwcześniej na przełomie kwietnia i maja.
Kolejnych czterech zmarłych górników znajduje się w prawdopodobnie w innym miejscu, przy ścianie wydobywczej, około 500 metrów od tamy - warunki są tam dużo trudniejsze, a szkody spowodowane wybuchem znacznie większe. Ratownicy wejdą w ten rejon z innej strony, jednak dopiero wtedy, gdy na powierzchni będą już ciała pięciu górników znajdujące się w przodku. Przetransportowanie na powierzchnię ciał pozostałych czterech ofiar, znajdujących się w pobliżu ściany, może nastąpić do połowy maja.
Wydostanie na powierzchnię wszystkich ciał ofiar katastrofy otworzy drogę do dalszych działań ratowników, służących zabezpieczeniu całego, obejmującego ok. 4,8 tys. m kw., zamkniętego obecnie rejonu, oraz likwidacji tam i przywróceniu - w ostatnim, czwartym etapie akcji - prawidłowej wentylacji tego obszaru. Gdy pozwolą na to warunki, oględziny miejsca wypadku przeprowadzą służby wyjaśniające jego przyczyny - nadzór górniczy i prokuratura. W badaniu okoliczności katastrofy uczestniczą także przedstawiciele polskich służb.
Przedstawiciele kopalni: śledztwo w rękach policji
Podczas środowej konferencji prasowej przedstawiciele kopalni oraz koncernu OKD nie chcieli komentować toczącego się postępowania w sprawie przyczyn i okoliczności grudniowej katastrofy, tłumacząc, że śledztwo jest w rękach policji, prokuratury i nadzoru górniczego. Pełniący obowiązki prezesa OKD Jan Solich zapewnił, że bezpieczeństwo pracy jest i będzie priorytetem spółki, podejmującej rozmaite działania w zakresie BHP.
Jak poinformował szef stacji ratowniczej OKD w Ostrawie Petr Dedek, w pierwszej penetracji fragmentu otamowanego wyrobiska ma uczestniczyć 4-6 zmieniających się zastępów ratowniczych - ok. 40 ratowników, którzy będą pracować w aparatach tlenowych. W sumie stacja dysponuje ok. 500 ratownikami, którzy mogą być zaangażowani do akcji. Dedek zapewnił, że czeskie służby ratownicze są dobrze przygotowane do przeprowadzania zaplanowanych działań i wyposażone w odpowiedni sprzęt. Jak wcześniej informowano, w trakcie akcji w sztabie akcji ratowniczej będzie przedstawiciel polskiej Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu.
Do wypadku w czeskiej kopalni CSM Stonawa w Stonawie koło Karwiny doszło 20 grudnia 2018 r. po południu. W wyniku zapalenia i wybuchu metanu ponad 800 m pod ziemią zginęło 13 górników, w tym 12 Polaków. Ciało jednej z ofiar wydobyto krótko po tragedii, a zwłoki trzech kolejnych górników - 23 grudnia.
Polscy i czescy śledczy podpisali międzynarodową umowę
Po wypadku polscy specjaliści zwracali uwagę na jego gwałtowny charakter, co - jak oceniali - może świadczyć o nagłym wypływie dużej ilości metanu do wyrobisk, w których znajdowali się górnicy. Mogło się tak zdarzyć, gdyby w tzw. zrobach, czyli miejscach po eksploatacji węgla (niewidocznych dla górników), gdzie w sposób naturalny może gromadzić się metan, doszło do tzw. zawału stropu zasadniczego - oberwania się dużej partii warstw skalnych, które spadając na pustki poeksploatacyjne (zroby), wypchnęły zgromadzony tam gaz do czynnych wyrobisk. Nie można wykluczyć, że po takim zawale nastąpiło wypchnięcie dużej ilości metanu ze zrobów w przekrój czynnych wyrobisk. Eksperci będą musieli także ustalić, skąd pochodziła iskra, która zapaliła uwolniony gaz.
Niezależnie od postępowania czeskiego nadzoru górniczego, w którym uczestniczą dwaj reprezentanci polskiego Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach, przyczyny katastrofy wyjaśnia prokuratura. W styczniu br. polscy i czescy śledczy podpisali międzynarodową umowę o powołaniu wspólnego zespołu dochodzeniowego w sprawie katastrofy. W jego skład wchodzą prokuratorzy i policjanci z obu krajów. Choć w obu państwach toczą się odrębne postępowania, wspólny zespół ma usprawnić wymianę materiału dowodowego i zapobiegać dublowaniu czynności. Dzięki niemu nie ma konieczności współpracy na podstawie międzynarodowej pomocy prawnej.
Wszczęte przez Prokuraturę Okręgową w Gliwicach postępowanie dotyczy "nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa zdarzenia w postaci pożaru oraz gwałtownego wyzwolenia energii związanego z wybuchem metanu, zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób, w tym kilkunastu obywateli RP, którego następstwem była śmierć co najmniej 12 obywateli RP, do którego doszło wskutek niedopełnienia obowiązków przez osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo i higienę pracy".
Czytaj więcej
Komentarze