Prezes spółdzielni testował podjazd. Niepełnosprawny spadł z wózka
Dwóch chorujących na stwardnienie rozsiane mężczyzn z Lublina uwięzionych jest w bloku z 1968 r. Do budynku prowadzi tak stromy podjazd, że nie są w stanie pokonać go na wózkach. Spółdzielnia twierdzi, że niewiele może pomóc. Jej wiceprezes przy reporterach "Interwencji" postanowił sprawdzić, jak trudno wózkiem wjeżdża się do bloku. W efekcie niepełnosprawny spadł z wózka.
65-letniego pana Kazimierza Porębskiego i 47-letniego pana Mariusza Wołodko łączy kilka rzeczy. Obaj mieszkają w Lublinie w tym samym 10-piętrowym bloku. Są sąsiadami. Na obydwu kilka lat temu, jak grom z jasnego nieba, spadła lekarska diagnoza o stwardnieniu rozsianym.
- To bardzo niebezpieczna choroba. Może rozłożyć człowieka, że już się nie ruszy, tylko będzie leżał jak roślinka – mówi Kazimierz Porębski, który od 2013 r. nie wychodzi o własnych siłach na dwór.
- Mąż poszedł do lekarza i w 2010 roku wykryli mu to stwardnienie rozsiane. Od tamtej pory jest coraz gorzej – opowiada żona pana Kazimierza Barbara Porębska, w rozmowie z reporterką "Interwencji".
- Mąż pracował, cieszył się życiem, biegał, uwielbiał tańczyć i to wszystko się skończyło – dodaje Anna Wołodko, żona pana Mariusza.
- Myślałem, że dam sobie radę. Było załamanie, ale że dam sobie radę, że to nic. No, niestety, życie pokazuje co innego – dodaje Mariusz Wołodko.
"Spółdzielnia ma mechanizmy, żeby pomóc"
Obydwu mężczyzn łączy jeszcze jedna rzecz: są uwięzieni we własnych mieszkaniach. Marzą, aby móc wydostać się z bloku na dwór. Niestety, przez sześć schodów i bardzo stromą pochylnię na nich zamontowaną jest to niemożliwe.
- Mam swoje 67 lat i nie mam już tyle siły, żeby zwozić męża na wózku po tych stromych schodach - przyznaje Barbara Porębska , żona pana Kazimierza.
- Przedmiotowy obiekt budowlany został wzniesiony w roku 1968, kiedy obowiązywało prawo budowlane z 1961 roku. A to materii dotyczącej osób z niepełnosprawnością, udogodnień dla tych osób w budynkach, nie regulowało. Właścicielem budynku jest spółdzielnia mieszkaniowa, w związku z tym spółdzielnia ma jak najbardziej mechanizmy, żeby pomóc - tłumaczy Paweł Kwiecień z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego.
Pan Kazimierz od dawna pisze błagalne listy do spółdzielni mieszkaniowej, aby ta zrobiła bezpieczny zjazd dla wózków inwalidzkich. Prośby zostają bez odpowiedzi. Spotkanie z prezesem spółdzielni ekipa "Interwencji" umówiła przed blokiem. Reporterzy chcieli, aby zobaczył, z czym muszą się zmagać niepełnosprawni mężczyźni, żeby móc wyjść na zewnątrz.
"Fachowiec powiedział, że tu się nie da"
W pewnym momencie prezes postanawia osobiście przekonać się, jak trudno jest wjechać z niepełnosprawnym, w tym przypadku panem Kazimierzem, po stromym podjeździe. Efekt był taki, że pan Kazimierz spadł z wózka.
- Trudno spółdzielni wykonać coś, co nie jest zgodne z przepisami. Jest to w ogóle niemożliwe. Zleciliśmy, żeby fachowiec z uprawnieniami zaprojektował zgodnie z przepisami. I powiedział, że tu się nie da. Niestety. Zgodnie z przepisami zrobić się nie da. Znaczy, jest rozwiązanie, które pozwala rozwiązać problem tych schodów: tak zwane schodołazy - mówi Witold Pawłowski, zastępca prezesa Pracowniczej Spółdzielni Mieszkaniowej "Kolejarz" w Lublinie
- Trzeba pamiętać, że schodołaz potrzebuje osoby drugiej do prowadzenia tego urządzenia. Są oczywiście schodołazy samoobsługowe, natomiast na rynku polskim są bardzo rzadko sprzedawane, ponieważ są bardzo drogie - wyjaśnia Grzegorz Krzemiński, specjalista ds. mobilnych rozwiązań likwidacji barier architektonicznych.
- Spróbujemy jeszcze raz porozmawiać z projektantem, może coś wykombinuje - dodaje Witold Pawłowski, zastępca prezesa spółdzielni.
Komentarze