ZNP do uczniów: protestujemy w trosce o Waszą przyszłość
O godz. 8 rozpoczął się ogólnopolski strajk nauczycieli organizowany przez Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych. Według ZNP udział w strajku zadeklarowało 79,7 proc. ogółu szkół i przedszkoli w całym kraju. Protest jest bezterminowy. Zbiega się z zaplanowanymi na kwiecień egzaminami: gimnazjalnymi, które ruszą za dwa dni, egzaminem ósmoklasisty oraz majowymi maturami.
ZNP opublikował apel do uczennic i uczniów, w którym wskazuje, że celem protestu jest troska o ich przyszłość. "Drogie Uczennice, drodzy Uczniowie! Macie prawo, by uczył Was dobrze wykształcony nauczyciel, człowiek z pasją, który ma dla Was czas, a nie musi dorabiać po godzinach" - napisali związkowcy.
"Jesteśmy świadomi, że nasz protest może budzić Wasze obawy i spowodować pewne trudności. Prosimy Was o zrozumienie, bo walczymy o szkołę, w której wszyscy będziemy dobrze się czuli i dzięki której spełnicie Wasze marzenia. Potraktujcie ten czas jako lekcję, jak ubiegać się o prawa swoje i innych" - zaapelował ZNP.
Na szkołach, które przyłączyły się w poniedziałek do strajku wywieszono flagi m.in. Związku Nauczycielstwa Polskiego, a przy wejściach, na drzwiach widnieją plakaty informujące o strajku.
Do strajku w Warszawie przystąpiło 8328 z 10 tys. 798 nauczycieli, którzy w poniedziałek o 8:00 powinni stawić się w szkole - przekazał stołeczny ratusz. - 1509 nauczycieli nie przystąpiło do strajku, a 961 nauczycieli nie przystąpiło również do pracy z powodów innych aniżeli strajk, więc są to zwolnienia lekarskie - powiedziała wiceprezydent stolicy Renata Kaznowska.
Do Szkoły Podstawowej nr 25 w Warszawie przyszło w poniedziałek rano 30 uczniów. Odbył się apel, a dyrektor podzielił dzieci na klasy. Ci nauczyciele, którzy są w szkole prowadzą zajęcia opiekuńczo-wychowawcze.
Zgodnie z informacjami krakowskiego magistratu zajęcia w szkołach zawiesiło około 180 szkół i przedszkoli. Ok. połowa z 317 placówek oświatowych zadeklarowała, że zapewni dzieciom opiekę i zajęcia w swoich budynkach.
Tylko jeden uczeń przyszedł w poniedziałek rano do Szkoły Podstawowej nr 29 w Olsztynie, która jest jedną z kilkudziesięciu placówek w mieście uczestniczących w strajku oświatowym.
W Szkole Podstawowej nr 1 im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Katowicach pojawiło się w poniedziałek rano jedynie troje uczniów, którzy - zamiast lekcji - spędzą dzień w świetlicy.
Opiekuje się nimi jedyny niestrajkujący nauczyciel spośród kilkunastu pedagogów, którzy przyszli do pracy.
"Uczniowie wspierają nauczycieli" i "Jesteśmy z wami-uczniowie" - to napisy, które pojawiły się przed IX Liceum Ogólnokształcącym im. Bohaterów Monte Cassino w Szczecinie. W poniedziałek rano w szkole byli jedynie nauczyciele, biorący udział w strajku.
Najwięcej szkół strajkuje w woj. kujawsko-pomorskim
Strajkują też członkowie "S"
Strajk to efekt braku porozumienia z rządem ws. podwyżek dla nauczycieli. W toczących się przez wiele dni negocjacjach brał udział
Związek Nauczycielstwa Polskiego, Forum Związków Zawodowych i NSZZ "Solidarność". Tylko ten ostatni związek ogłosił, że podpisał porozumienie z rządem i zaapelował o nieprzystąpienie do strajku. Mimo to, wielu członków "S" z wielu województw - protestuje.
Podpisane porozumienie zakłada, że od września po wdrożeniu podwyżki wynagrodzenie zasadnicze nauczyciela stażysty wyniesie 2780 zł, kontraktowego - 2860 zł, mianowanego - 3248 zł, dyplomowanego - 3815 zł.
Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych procedury sporu zbiorowego rozpoczęły w styczniu. W ich ramach przeprowadziły referenda strajkowe.
Według ZNP z informacji zgromadzonych do czwartku rano wynika, że w strajku zamierza wziąć udział 79,725 proc. ogółu szkół i przedszkoli w całym kraju. Największy odsetek szkół i przedszkoli deklaruje przyłączenie się do akcji strajkowej w województwach: kujawsko-pomorskim - 91 proc., łódzkim - 87 proc., zachodniopomorskim - 85 proc. wielkopolskim - 84 proc., świętokrzyskim i śląskim - po 82 proc., warmińsko-mazurskim i dolnośląskim - po 81 proc.
Z danych ZNP wynika, że w 92,04 proc. szkół i przedszkoli - z tych, w których odbyły się referenda - pracownicy opowiedzieli się za strajkiem.
MEN podawało w ubiegłym tygodniu, że według danych przekazanych przez kuratorów oświaty od dyrektorów odsetek szkół, w których przeprowadzono referenda strajkowe, wynosi 58,7 proc. Według Państwowej Inspekcji Pracy spory zbiorowe prowadzi 42,76 proc. placówek.
Za dwa dni egzaminy
Termin protestu zbiega się z zaplanowanymi na kwiecień egzaminami zewnętrznymi: 10, 11 i 12 kwietnia ma odbyć się egzamin gimnazjalny, 15, 16 i 17 kwietnia - egzamin ósmoklasisty, a 6 maja mają rozpocząć się matury.
Zgodnie z procedurami opisanymi w ustawie o rozwiązywaniu sporów zbiorowych strajk jest legalny, gdy ogłosi go związek zawodowy (żadna inna organizacja ani grupa pracownicza nie może proklamować strajku), przed jego ogłoszeniem zostały wyczerpane rokowania i postępowanie mediacyjne, a żądania pozostających w sporze pracowników dotyczą wyłącznie warunków pracy, płac, spraw socjalnych albo praw i wolności związkowych.
Ogłoszenie strajku w placówce musi poprzedzić akceptacja większości głosujących w referendum strajkowym. A w głosowaniu musi wziąć udział co najmniej 50 proc. uprawnionych do głosowania w danej placówce.
Zakładowa organizacja związkowa, która jest stroną w sporze, musi przed strajkiem poinformować o nim pracodawcę. W przypadku szkół i przedszkoli jest nim dyrektor placówki. Z kolei dyrektor szkoły ma powiadomić o akcji rodziców i tak zorganizować pracę placówki, żeby nauczyciele, ci, którzy nie przystąpią do strajku, mogli zająć się uczniami, którzy przyjdą do szkoły.
Ostateczną decyzję o tym, czy przystąpi do protestu, każdy pracownik podejmuje w dniu strajku po przyjściu do pracy. Strajk polega na powstrzymaniu się od pracy. Żadna osoba pracująca w szkole lub w przedszkolu, która uczestniczy w strajku, nie może być zmuszona przez dyrektora do podjęcia czynności związanych z jej zawodem czy z opieką nad dziećmi. Udział w legalnym strajku nie może stanowić podstawy zastosowania przez pracodawcę jakiejkolwiek sankcji wobec pracowników.
W ubiegłym tygodniu dyrektorzy zawiadamiali rodziców na wiele sposobów, m.in. za pomocą dzienników elektronicznych, tradycyjnych ogłoszeń wywieszonych w szkołach oraz na zebraniach z rodzicami. Apelowali, by w czasie strajku nie przyprowadzać dzieci do przedszkoli i szkół, gdyż tam, gdzie będzie strajkować cała kadra lub jej większość, trudno będzie zorganizować opiekę nad dziećmi.
Propozycje rządu
Rządowe propozycje dla nauczycieli to w sumie prawie 15 proc. podwyżki w 2019 r. (9,6 proc. podwyżki we wrześniu plus wypłacona już 5-procentowa podwyżka od stycznia), skrócenie stażu, ustalenie kwoty dodatku za wychowawstwo na poziomie nie mniejszym niż 300 zł, zmiana w systemie oceniania nauczycieli i zmniejszenie biurokracji.
Rząd przedstawił także "nowy kontrakt społeczny dla nauczycieli", obejmujący podwyżki i zmianę warunków pracy. Nauczyciel dyplomowany po wprowadzeniu zmian otrzymałby w kolejnych latach, w wariancie pensum 22 h w 2020 - 6128 zł, 2021 - 6653 zł, 2022 - 7179 zł, 2023 - 7704 zł. W przypadku ustalenia pensum na poziomie 24 h (poziom średniej OECD) nauczyciel dyplomowany mógłby liczyć średnio na następujący wzrost wynagrodzenia 2020 - 6335 zł, 2021 - 7434 zł, 2022 - 7800 zł, 2023 - 8100 zł. Zwiększenie pensum byłoby kroczące i obejmowało cykliczne jego podnoszenie co roku, wraz z przyznaną podwyżką, aż do osiągnięcia pułapu 22 (lub 24) godzin przy tablicy w 2023 roku.
Forum Związków Zawodowych i Związek Nauczycielstwa Polskiego w trakcie negocjacji zmodyfikowały oczekiwania (początkowo upominały się o tysiąc zł podwyżki) i obecnie postulują 30 proc. podwyżki rozłożonej na dwie tury - 15 proc. od 1 stycznia i 15 proc. od 1 września br.
Krajowa Sekcja Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" negocjowała m.in. podwyżkę wynagrodzeń w wysokości 15 proc. od stycznia 2019 r. oraz zmianę systemu wynagradzania, według którego pensje nauczycieli byłyby bezpośrednio powiązane z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce narodowej.
Szydło: jesteśmy gotowi do kontynuowania rozmów
Wicepremier Beata Szydło zapowiedziała, że rząd jest gotów, jeżeli pozostałe centrale związkowe zwrócą się z propozycją takich rozmów, do kontynuowania dialogu, bo - jak podkreśliła - to jest potrzebne polskiej szkole.
- Chcemy, żeby ten protest jak najszybciej się zakończył i moja prośba, wielokrotnie wyrażana: pamiętajmy, że będziecie protestowali, kiedy młodzi ludzie przystępują do jednego z najważniejszych egzaminów w ich życiu. Dla wielu z nich to będzie pierwszy taki egzamin - powiedziała wicepremier. Zwróciła się z apelem do protestujących: "Rozważcie to, jest jeszcze trochę czasu, czy nie złagodzić tego protestu w czasie egzaminów tak, żeby młodzież te egzaminy spokojnie mogła napisać".
Prezes ZNP Sławomir Broniarz - po niedzielnym spotkaniu - po raz kolejny ocenił propozycje rządu jako "nie do przyjęcia". Jak mówił, propozycje rządu są nieadekwatne do oczekiwań środowiska nauczycielskiego, "notabene rozbudzonych także wieloma wypowiedziami rządu". Podkreślił, że nie ma powodu, by strajk nauczycieli nie rozpoczął się w poniedziałek - dodał. Poinformował, że do protestu dołączyła "wielusettysięczna" rzesza osób nienależących do żadnego związku zawodowego.
Szef Branży Nauki, Oświaty i Kultury FZZ Sławomir Wittkowicz mówił, że w czasie niedzielnego spotkania rząd pozorował jakikolwiek rozmowy. Według niego, propozycja rządu sprowadza się do dwóch rzeczy: "jak będziecie więcej pracować, to jest szansa, że za cztery lata będziecie więcej zarabiać" oraz "jak będzie was mniej i nie zmniejszymy nakładów na oświatę, to być może nawet zrealizujemy dla niektórych jakieś podwyżki". - Przez ostatnie dwa tygodnie pieniądze znalazły się dla wszystkich, nie tylko dla ludzi. Nie ma ich tylko dla nauczycieli - dodał Wittkowicz.
Przewodnicząca Rady Dialogu Społecznego Dorota Gardias zadeklarowała w niedzielę wieczorem, że jest dalej gotowa do mediacji, jeżeli któraś ze stron w trakcie strajku będzie miała propozycje i będzie chciała rozmawiać.
Ogólnopolski strajk organizowany przez ZNP i FZZ nie jest pierwszym protestem w tej formie w oświacie w Polsce po 1989 r. Po raz ostatni po taką formę protestu sięgnięto w 2017 r., kiedy przeprowadzono strajk jednodniowy.
Wiceprezes ZNP: lekceważono nas
- Weszliśmy w spór zbiorowy 10 stycznia. Wtedy można było z naszym środowiskiem rozmawiać, ale nas lekceważono. Z kolei 22 lutego odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Sejmowej Komisji Edukacji, gdzie zwróciliśmy się do parlamentarzystów, aby pomogli nam i doprowadzili do rozmów z premierem. Posłowie PiS odrzucili ten wniosek. Co jest rzeczą niezrozumiałą - powiedział w Polsat News Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZNP.
- My robiliśmy wszystko, aby rozmawiać, ale nie było z kim - dodał.
Z kolei prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego powiedział, że jeśli to on i jego ambicje polityczne są głównym problemem negocjacji z rządem, to "może usunąć się w cień".
Według prezesa ZNP propozycje rządu nie mają na celu dojścia do kompromisu.
- Ten pakiet służy tylko do tego, by go odrzucić, żeby pokazać opinii publicznej, że my proponujemy 8000 zł w roku 2024. Ten problem jest dzisiaj, puste ulice, szkoły są teraz a nie w roku 2024. Rozwiążmy ten problem, który jest teraz - zaapelował Broniarz.
Ostrzegł jednocześnie, że egzaminy są poważnie zagrożone "w tych szkołach, w których strajkuje sto procent nauczycieli".
Jego zdaniem w przeprowadzeniu egzaminów nie pomoże rozporządzenie ministra edukacji narodowej w tej sprawie, które "pojawia się na trzy dni przed egzaminami" i jest "wyabstrahowane od rzeczywistości edukacyjnej wynikającej z przepisów prawa oświatowego".
W poniedziałek Broniarz będzie gościem "Wydarzeń i Opinii". Transmisja w Polsat News i na polsatnews.pl od 19:15.
Czytaj więcej-
TAK
83,8%
-
NIE
16,2%