Sędzia Łączewski nie straci immunitetu. Sąd umorzył postępowanie
Krakowski sąd dyscyplinarny zdecydował o umorzeniu postępowania o uchylenie immunitetu sędziemu Wojciechowi Łączewskiemu. Prokuratura nie będzie mogła zatem przedstawić mu zarzutów dotyczących złożenia doniesienia o przestępstwie, którego nie było, ani składania fałszywych zeznań.
- Dzisiaj była rozstrzygana sprawa sędziego Wojciecha Ł., z wniosku prokuratora o uchylenie immunitetu. Sąd postanowił umorzyć postępowanie wywołane tym wnioskiem - poinformował dziennikarzy w piątek rzecznik Sądu Apelacyjnego w Krakowie Tomasz Szymański. Decyzja zapadła na niejawnym posiedzeniu Sądu Dyscyplinarnego przy krakowskim sądzie apelacyjnym.
Łączewski to sędzia znany m.in. z tego, że cztery lata temu orzekał w składzie sędziowskim, który skazał byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego na trzy lata więzienia, uznając m.in., że ten przekroczył uprawnienia i prowadził nielegalne działania operacyjne CBA w "aferze gruntowej".
"Prokuratorowi brak było cech bezstronności"
Jak poinformował sędzia Szymański, odroczono sporządzenie pisemnego uzasadnienia, ale "należy domyślać się", że sędziowie doszli do wniosku, iż "były jakieś zaszłości, związane z tym, że ten sam prokurator prowadził sprawę, w której sędzia Wojciech Ł. był pokrzywdzonym, oraz w sprawie, w której chce postawić mu zarzuty jako osobie podejrzanej". - Zdaniem sędziów takie połączenie ról procesowych było niedopuszczalne, i z tego powodu to postępowanie zostało umorzone - wyjaśnił.
Rzecznik krakowskiego sądu apelacyjnego tłumaczył, że "jest to tak zwane umorzenie formalne, a nie tworzy powagi rzeczy osądzonej, czyli to nie zamyka drogi do ponownego ewentualnego złożenia wniosku o uchylenie immunitetu". - Sąd w żaden sposób nie oceniał, czy są przesłanki do uchylenia immunitetu, czy nie ma; od strony formalnej uznał, że ten wniosek jest wadliwy - podkreślił sędzia Szymański. Dodał, że strony postępowania mogą zaskarżyć orzeczenie do Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego; istnieje też możliwość skierowania wniosku w sprawie sędziego Łączewskiego przez innego prokuratora.
Wniosek o umorzenie postępowania złożyli obrońcy sędziego Łączewskiego podczas ostatniej rozprawy. W ich opinii, "wniosek o uchylenie immunitetu złożony został przez prokuratora, któremu brak było cech bezstronności". Z uwagi na niejawność rozprawy, nie chcieli w piątek komentować decyzji sądu. - Mogę tylko powiedzieć, że jesteśmy bardzo zadowoleni, że sąd orzekł zgodnie z obowiązującymi przepisami - powiedziała adw. Beata Czechowicz.
Ponieważ wniosek został umorzony, prokuratura nie będzie mogła przedstawić sędziemu zarzutów ani skierować aktu oskarżenia do sądu, przed którym toczyłoby się ewentualne postępowanie karne.
Doniesienie o przestępstwie, którego nie było
Wniosek, który prokuratura skierowała do sądu 21 stycznia, dotyczył złożenia przez Łączewskiego doniesienia o przestępstwie, którego nie było, i składania fałszywych zeznań. Z ustaleń śledztwa wynikało - jak poinformowała Prokuratura Regionalna w Krakowie - że wbrew złożonemu przez sędziego zawiadomieniu o przestępstwie nie doszło do włamania do prowadzonych przez niego pod fikcyjnymi nazwiskami kont na Twitterze.
Jak wskazały również zgromadzone dowody, sędzia zeznał nieprawdę, że to rzekomy włamywacz namawiał w internetowej korespondencji osobę, którą wziął za redaktora naczelnego "Newsweeka" Tomasza Lisa, do prowadzenia antyrządowej kampanii, a także bez wiedzy sędziego zrobił i wysłał za pośrednictwem Twittera jego zdjęcie. Fotografia miała być dowodem, że właścicielem konta zarejestrowanego na fałszywe nazwisko "Krzysztof Stefaniak" jest właśnie sędzia Wojciech Łączewski.
Zlecona przez prokuraturę ekspertyza z zakresu informatyki jednoznacznie wykazała, że nikt poza sędzią Łączewskim nie miał dostępu do jego urządzeń elektronicznych i kont na Twitterze. Wersji zdarzeń przedstawionych przez sędziego przeczyły zaś zeznania świadków.
W lutym 2016 r. sędzia Łączewski złożył w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie ustne zawiadomienie, że nieznana mu osoba włamała się na jego konta prowadzone pod fikcyjnymi nazwiskami na Twitterze i w jego imieniu prowadziła korespondencję. W sprawie zostało wszczęte śledztwo; powołany biegły ocenił, że nie doszło do włamania.
Komentarze