Poznali się na bazarku, mówił, że jest krewnym księżnej Diany. Miał oszukać na 98 tys. zł
Na 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu skazał w czwartek Sąd Okręgowy w Białymstoku mężczyznę oskarżonego o oszustwo na kwotę blisko 100 tys. zł. Kobieta, którą poznał, uwierzyła iż jest on bliskim brytyjskiej rodziny królewskiej i może korzystnie zainwestować jej pieniądze.
Zgodnie z wyrokiem, który sąd odwoławczy utrzymał w mocy oddalając apelacje zarówno obrońcy oskarżonego, jak i pełnomocnika poszkodowanej kobiety, mężczyzna ma oddać 30 tys. zł. Orzeczenie jest prawomocne.
Według aktu oskarżenia, 58-letni mężczyzna wprowadził kobietę w błąd co do swojej tożsamości; podawał się za generała wywiadu, lekarza wojskowego, a nawet za bliską osobę brytyjskiej rodziny królewskiej (miał być krewnym księżnej Diany), właściciela licznych firm, często wyjeżdżającego za granicę. Zdobył jej zaufanie i doprowadził do niekorzystnego rozporządzenia mieniem, czyli do pożyczek, które miały służyć na rozwój jego działalności biznesowej. W akcie oskarżenia mowa była o 98,3 tys. zł.
Pożyczki na delegacje i inwestycje
Przed rozprawą odwoławczą poszkodowana kobieta mówiła dziennikarzom, że znajomość rozpoczęła się na jednym z białostockich osiedlowych bazarków, gdzie miała ona stragan handlując m.in. warzywami i tekstyliami. - Przyszedł do mnie jako klient raz, drugi, trzeci, tak się zapoznał ze mną. Powiedział, że jest samotny, że pracuje w ABW, że wyjeżdża w delegacje (...) Przedstawił swoją generalską legitymację wojskową, zagraniczne imię, nazwisko - mówiła.
Pierwsza pożyczka miała być potrzebna właśnie na taką delegację zagraniczną, kolejne miały być też inwestycjami biznesowymi, bo miały być przeznaczone również na rzekomy zakup akcji firm.
Przyznała, że dopiero po półtora roku znajomości uznała, iż ma miejsce oszustwo. Wcześniej słyszała np. obietnice podwójnego zysku z akcji, miała opiekować się domem z ogródkiem pod Białymstokiem. Ostatecznie zgłosiła sprawę na policję, gdy mimo nalegań nie dostała zwrotu pożyczek.
Kwotę strat w okresie czerwiec 2016 - grudzień 2017 roku wyliczyła na 98,3 tys. zł. Sąd Rejonowy w Białymstoku skazał oskarżonego na 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu; miał on też oddać 30 tys. zł bo - w ocenie tego sądu - takie niespłacone pożyczki udało się udowodnić.
W czwartek Sąd Okręgowy w Białymstoku wyrok ten w całości utrzymał, oddalając jako bezzasadne apelacje obu stron.
Winny wyłudzenia 30 tys. zł
Jak mówił w uzasadnieniu sędzia Krzysztof Kamiński, choć nie można wykluczyć, że kobieta przekazała 58-latkowi kwotę wyższą, to jednak nie było wystarczających podstaw do uznania oskarżonego za winnego wyłudzenia kwoty większej niż 30 tys. zł. Przypominał przy tym, że zgodnie z jedną z podstawowych zasad procesu karnego, nie dające się usunąć wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego (in dubio pro reo).
Zwracał uwagę, że kobieta nie przedstawiła żadnych "obiektywnych" dowodów świadczących o tym, że przekazała oskarżonemu kwotę wyższą niż 30 tys. zł. Były to jedynie jej zapiski, nie było pokwitowań czy oficjalnych dokumentów. Sąd zwracał też uwagę na rozbieżności między zeznaniami kobiety i wskazanych przez nią świadków mówiących o pożyczkach. Co prawda nie zakwestionował danych o tych wypłatach, których dokonała ona z kont bankowych ale wskazywał, że nie ma dowodów, by te pieniądze trafiły do 58-latka.
Z drugiej strony sąd uznał za niewiarygodne zapewnienia obrońcy, że oskarżony miał zamiar oddać kobiecie pieniądze. - Gdyby tak w istocie było, to nie wprowadzałby jej w błąd co do swojej tożsamości, przedstawiając się jako osoba wykształcona, skoligacona z rodziną królewską, a nadto majętna. Pożyczając od pokrzywdzonej pieniądze twierdził, że miał zamiar zainwestować je w akcje przedsiębiorstw, czego nie zrobił - mówił sędzia Kamiński.
Sąd przypominał, że w procesie cywilnym kobieta wciąż ma możliwość dochodzenia kwoty wyższej. Sama poszkodowana mówiła po publikacji wyroku dziennikarzom, że przekazała mężczyźnie nawet o 12 tys. zł więcej, niż zapisano w akcie oskarżenia.
Czytaj więcej
Komentarze